Tragiczna historia miała miejsce w kwietniu 2015 roku. Tego dnia tygrys rzucił się na brygadzistę Ryszarda P, który wszedł na wybieg myśląc, że zwierzę jest w klatce. Życie oskarżonego dziś Stanisława U. też było zagrożone, gdyż razem z Ryszardem wszedł na wybieg tygrysa. Gdyby nie on, rozmiary dramatu mogły być większe. Zwierzę mogłoby uciec na teren ZOO i atakować innych ludzi.
Zdaniem oskarżenia Stanisław U. zignorował przepisy BHP. Mówią one, że gdy wchodzi się na wybieg zwierząt drapieżnych to pracownik – z pomocą drugiej osoby – musi sprawdzić czy zwierzę jest zamknięte. Ale sąd rejonowy uniewinnił go. Nie znalazł dowodów że zignorował jakiekolwiek przepisy, pisemne instrukcje. Bo takich nie było. Był bałagan w kwestiach BHP – ocenił sąd rejonowy.
Oskarżenie z tym wyrokiem się nie zgadza. Jej zdaniem uniewinnienie trzeba uchylić i proces powtórzyć. Pełnomocnik żony ofiary tragedii mecenas Aleksandra Głowacka protestowała przeciwko przerzucaniu winy na nieżyjącego Ryszarda P. Jakoby to jego nieuwaga spowodowała dramat. - W naszej ocenie Stanisław U. Miał tak kierować pracą by była zgodna z zasadami BHP. - mówiła. Przekonując, że oskarżony może odpowiadać nie tylko za złamanie pisemnych reguł, ale także niepisanych zasad postępowania związanych z opieką nad drapieżnikami.
Wyrok zapadnie w środę.
ZOBACZ TAKŻE:
Wypadek w zoo. Tygrys zagryzł opiekuna. Kto zawinił?