MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Trzy olimpiady w kajaku

Małgorzata Pieczyńska
Małgorzata Pieczyńska
„Zobaczycie, wystartuję na trzech olimpiadach!” - zapowiedziałam. Stefan Kapłaniak, kolega z reprezentacji, popukał się w czoło i rzekł: „Jasne, prędzej mi kaktus wyrośnie” - wspomina Daniela Lewicka, pierwsza polska medalistka olimpijska w kajakarstwie kobiecym. Choć nie potrafiła pływać, dopięła swego. Była w Melbourne, Rzymie i Tokio.

„Zobaczycie, wystartuję na trzech olimpiadach!” - zapowiedziałam. Stefan Kapłaniak, kolega z reprezentacji, popukał się w czoło i rzekł: „Jasne, prędzej mi kaktus wyrośnie” - wspomina Daniela Lewicka, pierwsza polska medalistka olimpijska w kajakarstwie kobiecym. Choć nie potrafiła pływać, dopięła swego. Była w Melbourne, Rzymie i Tokio.

<!** Image 2 align=right alt="Image 104281" sub="Daniela Lewicka do dziś nie nauczyła się pływać, ale, jak twierdzi, nie przeszkodziło to jej w spełnianiu sportowych marzeń. / Fot. Tomasz Szatkowski">Kibice znają ją pod nazwiskiem Walkowiak-Pilecka. Dziś ma 73 lata, ale gdy mówi o ukochanych kajakach, oczy błyszczą jej jak nastolatce. A że jest kobietą z dużym poczuciem humoru, można jej słuchać godzinami.

Karierę sportową rozpoczynała w latach 50. Uczęszczała wówczas do Państwowego Liceum Technik Plastycznych w Bydgoszczy.

- Był upalny dzień. Wyszłyśmy z koleżankami z pracowni w plener - opowiada pani Daniela. - Nad Brdą, nieopodal przystani Gwiazdy, trwał trening kajakarzy. Spodobało mi się to. Poprosiłam trenera Włodzimierza Matuszczaka,aby pozwolił mi wsiąść do kajaka. Na pytanie: „Umiesz pływać?, odpowiedziałam cichutko: „Tak”. Trochę się przestraszyłam, gdy okazało się, że mam wiosłować po Brdzie, ale odwrotu nie było. Chwilę później przyznałam się do kłamstwa, a trener na to: „Domyśliłem się, dlatego dałem ci asekurację”.

Po 3 tygodniach pojechała na mistrzostwa Pomorza i... wygrała, po 4 miesiącach została mistrzynią Polski juniorek. A że miała waleczną duszę, w sporcie wytrwała aż 15 lat. I zdobywała kolejne medale... wciąż nie umiejąc pływać. Pewnego razu wylądowała w wodzie. - To była niebezpieczna, ale komiczna sytuacja. W kajaku miałam wałówkę od mamy i pożyczoną książkę, na podstawie której pisałam referat - wspomina pani Daniela. - Nagle przyszła boczna fala i wpadłam do rzeki. Zamiast krzyczeć „Tonę!”, wołałam „Ratujcie „Materializm dialektyczny”!” Całe zdarzenie obserwował wędkarz. Zaalarmował wioślarzy znajdujących się w pobliżu, którzy pomogli mi wydostać się z wody. Po chwili zamiast ryby złowił... moją wałówkę.

<!** reklama>Ciężarówką na regaty

Gwiazda była biednym klubem. - To, że sekcja kajakowa w ogóle działała, zawdzięczaliśmy kierownikowi Marianowi Kosiakowi, który dokładał do niej z własnej kieszeni. Na zawody jeździliśmy ciężarówką. Leżeliśmy na sianie, a nad nami kajaki. Mieliśmy jakieś 10 kajaków na 30-40 zawodników. Stroje organizowaliśmy sobie sami - mówi pani Daniela. - Nie korzystaliśmy z odżywek, a czekolada była luksusem. Klub mieścił się w 3 barakach. W jednym znajdowało się pomieszczenie na sprzęt, w drugim - szatnia, w trzecim - świetlica. Nie mieliśmy sali gimnastycznej ani siłowni. Tata zrobił mi w domu kącik, w którym miałam hantle i tam ćwiczyłam. Ale na zawodach walczyliśmy na całego, choć medal i dyplom to wszystko, na co mogliśmy liczyć. Moje pokolenie nie znało też gabinetów odnowy biologicznej. Gdy po wyścigu na międzynarodowych regatach w Moskwie jakiś mężczyzna zaczął mi masować ramiona, pomyślałam: „Wariat?!”. Rosjanie już wtedy, w latach 60., mieli masażystę, a my nawet zielonego pojęcia, że ktoś taki w ogóle istnieje.

<!** Image 3 align=left alt="Image 104281" sub="Reprezentacja Polski na Rzym’1960. Od lewej: trener Stanisław Zantara, Tadeusz Skrzypczak, Ryszard Marchlik, Daniela Lewicka, Stefan Kapłaniak, Janina Mendalska, Władysław Zieliński, Jacek Zieliński i Ryszard Skwarski. / Fot. Archiwum Danieli Lewickiej">Dziś sportowcy są ubezpieczeni, mają znakomitą bazę treningową, otrzymują stypendia i nagrody finansowe. - Ja za brązowy medal podczas igrzysk w Rzymie dostałam 20 dolarów od Polskiego Komitetu Olimpijskiego - wspomina kajakarka. - Nikt nie witał mnie po powrocie do kraju. Ale i tak byłam szczęściarą. Moje wyjazdy na igrzyska opłacał pan Zarzycki. Nie znałam go. Spotkaliśmy się tylko raz w Rzymie. On mi wręczył kilka dolarów, a ja jemu - lalkę w stroju krakowskim. Gdybym raz jeszcze stanęła przed wyborem, bez wahania zostałabym kajakarką. Sport dał mi lepsze życie i zapewnił godną starość, bo jako medalistka igrzysk otrzymuję emeryturę olimpijską.

Ja wam pokażę!

Rok przed igrzyskami w Australii z konieczności zmieniła barwy klubowe. Była w kadrze, a Spójnia Warszawa dysponowała lepszą bazą i sprzętem. Na obozie kadry w Wałczu oznajmiła, że zamierza pojechać na 3 olimpiady. Koledzy wyśmiali ją. Ona zacisnęła zęby i konsekwentnie realizowała swój plan. I nie zabrakło jej w Melbourne, a potem w Rzymie i Tokio. Olimpijski debiut zaliczyła w Australii. Regaty kajakarzy odbyły się w Balarad. - Tor nie zachwycił mnie, ale poczułam atmosferę igrzysk - wspomina pani Daniela.

<!** Image 4 align=right alt="Image 104281" sub="Wielki wieniec laurowy i medal - nagrody za zdobycie mistrzostwa Polski w 1958 roku / Fot. Archiwum Danieli Lewickiej">Na medal olimpijski musiała poczekać kolejne 4 lata. Na rzymskich igrzyskach w 1960 r. pokazała światu, na co ją stać. Choć niewiele brakowało, a spóźniłaby się na start. - W hotelu mieszkałam z Niną Mendalską. Razem pływałyśmy w dwójce. Dzień wcześniej powiedziano nam, że mamy czekać w pokoju, aż przyjedzie autokar, który zawiezie nas do Castel Gandolfo. Czas płynął, a nikt nie pukał do drzwi. W końcu zeszłyśmy do recepcji, a tam poinformowano nas, że Polacy już pojechali! Zatrzymałam na ulicy jakiegoś taksówkarza. Na migi wytłumaczyłam mu, że jak najszybciej muszę dotrzeć do Castel Gandolfo. Włoch pognał na skróty przez pola. Z marszu przystąpiłam do wyścigu jedynek. Ze startu wystrzeliłam jak proca, ale na mecie zabrakło mi sił i wyprzedziły mnie Rosjanka Seredina i Niemka Zenc. Gdy okazało się, że jestem pierwszą polską medalistką olimpijską w kajakarstwie kobiecym, zrobił się szum. Naszą ekipę ogranęła wielka radość, a w hotelu czekała na mnie niespodzianka. Znakomity szermierz Jerzy Pawłowski wykonał piękną laurkę. Koledzy wnieśli mnie na rękach do stołówki, gdzie czekał tort i wystrzeliły korki od szampana...

W olimpijskiej rodzinie

Ze sportu wycofała się po igrzyskach w Tokio. - Postawiłam na dom i macierzyństwo, ale z kajakarstwem nie zerwałam - mówi pani Daniela. - Zostałam trenerką w Zawiszy, a następnie Łączności Bydgoszcz. Nie trwało to zbyt długo, bo wkrótce na świat przyszła moja córka Magda. Po zakończeniu kariery podejmowałam się różnych prac. Ukończyłam kurs kosmetyczny i otworzyłam gabinet. Prowadziłam też zakład specjalizujący się w prężeniu firan, a następnie sklep z odzieżą i obuwiem oraz szkłem artystycznym i biżuterią. Po śmierci męża, Zbigniewa Pileckiego, wyszłam ponownie za mąż za Andrzeja Lewickiego. I choć lata mijają, sport wciąż jest obecny w moim życiu. Jestem na każdych regatach w Bydgoszczy. Jeżdżę też na zawody do Poznania oraz uczestniczę w życiu rodziny olimpijskiej. Na 9 pikników, które dotychczas odbyły się w Warszawie, nie opuściłam żadnego. Poza tym, chętnie spotkam się z młodzieżą w szkołach. Polecam jej kajakarstwo, bo ono naprawdę wyrabia charakter. A ja jestem przykładem, że niemożliwe jest możliwe. Trzeba tylko chcieć.

Teczka osobowa

Daniela Lewicka

Znana pod nazwiskiem Walkowiak-Pilecka. Ma 73 lata. Urodziła się w Łękach Wielkich koło Kościana.

Reprezentowała barwy Stali Poznań, Ogniwa (Gwiazdy) Bydgoszcz, Sparty Warszawa, Zawiszy Bydgoszcz. Trzykrotna uczestniczka igrzysk olimpijskich: Melbourne’1956 (6 miejsce w finale K-1 na 500 m), Rzym’1960 (brązowy medal w K-1 na 500 m i 4 miejsce w K-2 na 500 m z Janiną Mendalską), Tokio’1964 (7 miejsce w K-1 na 500 m i 8 miejsce w K-2 na 500 m z Izabelą Antonowicz).

Wielokrotna mistrzyni Polski, dwukrotna finalistka mistrzostw świata i 7-krotna - Europy. Zasłużona Mistrzyni Sportu odznaczona Złotym Krzyżem Zasługi oraz złotym i srebrnym medalem Za Wybitne Osiagniecia Sportowe.

Ma córkę Magdalenę i dwie wnuczki - 18-letnią Kaję i 14-letnią Igę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski