Pociąg relacji Bydgoszcz-Inowrocław normalnie potrzebuje dokładnie czterdziestu dwóch minut na przebycie swojej trasy. W minioną środę jednak pasażerom zafundowano trzygodzinną „wędrówkę ludów” z przymusowym postojem na stacyjce w Trzcińcu.
[break]
Zaczęło się od awarii hamulców zaraz po wyjeździe ze stacji Bydgoszcz Główna.
- Jeszcze w Bydgoszczy zauważyłem, że coś jest nie tak z układem hamulcowym. Coś tam majstrowano, tak, jakby ktoś przeprowadzał uproszczone próby hamulca. W końcu ruszyliśmy i z prędkością 20 km/h dotarliśmy jakoś do stacji Trzciniec. Tam stanęliśmy na dobre. Moim zdaniem, ten skład w ogóle nie powinien opuszczać Bydgoszczy Głównej, bo był uszkodzony. Ale widocznie komuś zależało na odfajkowaniu w statystykach, że skład odprawiono - uważa Tadeusz Ż., jeden z pasażerów. Na co dzień jest wykładowcą uczelnianym, zajmującym się transportem.
- Doszło do uszkodzenia sprężarki głównej, czyli podstawowego narzędzia układu hamulcowego. Skład był niezdolny do dalszej jazdy. Był po prostu zahamowany - wyjaśnia Marek Ostrowski z działu handlowego spółki Przewozy Regionalne Oddział Kujawsko-Pomorski w Bydgoszczy.
O godz. 18.04, jak odnotował nasz Czytelnik, przybyła na ratunek jednostka EZT, ale jej pomoc sprowadziła się jedynie do przetoczenia uszkodzonego składu na tor boczny, pozbawiony peronu. Przez kolejną godzinę, bez żadnej informacji, pasażerowie oczekiwali na rozwój wypadków, obserwując jedynie inne pociągi przejeżdżające obok. W końcu kierownik składu oznajmił, że pociąg zostaje „rozwiązany” i należy wysiadać.
- Zaczęliśmy wyskakiwać. Na tłuczeń torowiska. Ludzie w różnym wieku, o rozmaitej sprawności fizycznej. Przechodziliśmy na peron po czynnym torze. Bez żadnego zabezpieczenia. Dobrze, że nikomu nic się nie stało - zauważa nasz rozmówca i nie może zrozumieć, dlaczego podróżnych nie zabrał choćby pociąg relacji Bydgoszcz-Poznań, przejeżdżający przez Trzciniec o 18.48.
- Czuliśmy się na tym wąskim peronie, jak rozbitkowie na samotnej wyspie, których omijają wszystkie statki - mówi Tadeusz Ż.
- Możemy tylko przeprosić podróżnych. Nasz dyspozytor zachował się nieprofesjonalnie. Pasażerów powinien zabrać pociąg interRegio Bydgoszcz-Poznań, który według rozkładu nie ma postoju w Trzcińcu, ale w tej sytuacji należało go tam zatrzymać - przyznaje Marek Ostrowski i zapowiada wyciągnięcie wobec pracownika PR konsekwencji. Dodaje, że sytuację skomplikowały dodatkowo utrudnienia w ruchu kolejowym, spowodowane budową nowego wiaduktu na ul. Grunwaldzkiej w Bydgoszczy. Ruch pociągów odbywa się na tym odcinku tylko po jednym torze.
- Jeśli któryś z pasażerów poniósł jakąkolwiek stratę, powinien złożyć reklamację. Szczegóły postępowania są na naszej stronie internetowej - doradza przedstawiciel Przewozów Regionalnych i podpowiada, że spóźnienie się na spotkanie, choćby z rodziną, też może być stratą.