Mimo, że „Tutu” nie ma już od ładnych kilku lat, są tacy, którzy wspominają to miejsce z sentymentem. Podobnie jak inne, kultowe lokale, w których tętniło przed laty studenckie życie.
- Studiowałem w latach 1988-93, więc był to czas na przełomie „starej” i „nowej” Polski. To co dziś nazywamy życiem studenckim, nie było wtedy takie proste. Był to czas, gdy kluby i puby dopiero się rodziły - opowiada Tomasz Zieliński, rzecznik prasowy Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego, który kształcił się na polonistyce na ówczesnej WSP. - Dla mnie szczególne znaczenie miały dwa miejsca. Pierwsze z nich to nieistniejący już klub „Tutu” przy Cieszkowskiego, którego nazwa odnosiła się zresztą do tytułu płyty Milesa Daviesa. Drugi to działający do dziś ElJazz, znany wcześniej pod nazwą „Trytony”. Dla mojego otoczenia była to sympatyczna nisza, słuchało się muzyki i oglądało wystawy - wspomina.
<!** reklama>Dr inż. Franciszek Bromberek, jest prodziekanem do spraw dydaktycznych i studenckich Wydziału Mechanicznego Uniwersytetu Technologiczno-Przyrodniczego, dobrych kilka lat temu również był studentem tego wydziału. - To były lata 70., czasy barwne, jeśli chodzi o życie studenckie. Bardzo dobrze wspominam rajdy turystyczne - jechało się kawałek pociągiem, potem szło pieszo. Po drodze oczywiście jakiś nocleg - wspomina. - Nie było wtedy pubów, kluby tworzyły się głównie na naszej uczelni. Na wydziale chemicznym był bodajże „Ariel”, ogólnodostępny z kolei był „Zgniot”. Był fenomenalny, znajdował się na strychu budynku przy Kordeckiego. Sala wyglądem nieco odbiegała od tych dzisiejszych. Było miejsce na bufet, na tańce i na wystawy, na przykład fotograficzne, które często były organizowane. Potem narodził się „Spin” w Fordonie i „Hades” na Błoniu. Wydaje mi się, że wtedy wszystko było bardziej spontaniczne - komentuje prodziekan.
Bogate wspomnienia studenckich bydgoskich czasów mają też nasi radni. Tomasz Rega, nie ukrywa, że studenckie lata były „intensywne i emocjonalne”. Jego ulubione miejsca to klub Klan (obecnie Deja Vu), nie unikał też studenckich czwartków w „Savoyu” i „Tripie”, był jednym z organizatorów przeglądów filmowych w klubie „Bogart” przy ul. Focha. Elżbieta Rusielewicz z kolei wspomina klub „Beanus”. - Koledzy, którzy bardziej aktywnie uczestniczyli w życiu studenckim bardzo lubili też zabawy w akademikach - mówi. Podobnego zdania jest Anna Mackiewicz, była studentka matematyki. Piotr Król z kolei, który zaocznie studiował administrację, najcieplej wspomina... bar przy ulicy Przemysłowej. - Pewnego dnia czekaliśmy tam na egzamin, okazuje się, że sala w kórej go mieliśmy zdawać zajęta była przez cały dzień, czego się nie spodziewaliśmy. Na swoją kolej czekaliśmy tam dobrych kilka godzin - opowiada.