Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trenerze, czy ci nie żal? Zawisza... bez Zawiszy [rozmowa ze Stanisławem Mątewskim]

Marek Fabiszewski
- Kolor nie jest najważniejszy w herbie, złoty czy biały. Liczy się „Zetka” w sercu i na sercu - mówi Stanisław Mątewski, wychowawca i trener wielu pokoleń piłkarzy z ul. Gdańskiej (dawniej Al. 1 Maja).

77-letniego trenera (absolwenta „Mechanika” nr 1 w Bydgoszczy i AWF w Warszawie) codziennie przed południem można spotkać na Zawiszy. Już nie prowadzi zajęć z młodzieżą, ale nadal wspomaga radą młodszych trenerów i prowadzi klubową kronikę. Kolejną. 1 sierpnia minęło 60 lat jego pracy zawodowej.

Jako trener opiekowałem się w sumie około setką piłkarzy, grających później w ligowych zespołach. - Stanisław Mątewski

A poza tym nieprzerwanie od 1 stycznia 1981 roku, czyli już 35 lat (!) ma zajęcia wuefu ze studentami Akademii Muzycznej. Ci słynniejsi, to Rafał Blechacz, Paweł Wakarecy i Michał Szymanowski.

Zanim zaczęliśmy rozmawiać powiedział Pan, że wolałby nie poruszać tematu braku drużyny Zawiszy w lidze i odejścia Radosława Osucha, ale nie da się od tego uciec. Proszę chociaż o kilka słów, zapytam: trenerze, czy ci nie żal?

Powiem szczerze, że po wielu tygodniach powoli dochodzę do siebie. Ale nadal nie mogę uwierzyć, że co drugą sobotę, czy niedzielę nie będę na stadionie Zawiszy na meczu seniorów. Nie przypuszczałem, że to się tak skończy. Zadawałem sobie wielokrotnie pytanie, co będzie jak pan Osuch odejdzie, bo było wiadomo, że kiedyś to nastąpi. Nie przypuszczałem jednak, że tak szybko i w takich okolicznościach. Byłem przekonany, że dokumenty tak są sporządzone, że nie może nam ktoś tu zabrać tej pierwszej ligi.

Ale to chyba nie chodzi już o dokumenty, ale o samą decyzję Radosława Osucha, o wolę, żeby dalej to prowadzić. Uznał, że nie chce już dalej się bawić i zabrał swoje zabawki, zostawiając Bydgoszcz bez pierwszej, czy nawet drugiej ligi...

Nie chciał dalej prowadzić zespołu ligowego na Gdańskiej i koniec. Ale nie mogę zrozumieć, jak można świadomie tak poprowadzić sprawę (po odkupieniu akcji przez Artura Czarneckiego - przyp. Fa), że nie można załatwić podstawowego dokumentu, jakim jest licencja na ligę, która nam się w sumie należała (Radosław Osuch przejął zespół w I lidze - przyp. Fa). Gdyby nie umieli zrobić tej licencji, to rozumiem, chociaż, co tu można nie umieć, nieraz się o nią ubiegali. Motywacje ludzi są różne, ale w tym wypadku chodzi chyba o celowe zaniechanie. I to jest smutne. A dla mnie, człowieka, który chodził na ten stadion tyle lat, po prostu nie do przyjęcia. Bo ta pierwsza liga Bydgoszczy nadal się należała.

Jakie ma Pan wspomnienia związane z drużyną Osucha?

W moich myślach powinna grać ta drużyna, która awansowała do pierwszej ligi, pod tą samą egidą, w spółce miejskiej. Do tego doprowadzili działacze Stowarzyszenia Piłkarskiego Zawisza i to był ich sukces. Ale i tak byłem z tym zespołem, który stworzył pan Osuch, bo to był Zawisza. Dlatego robiłem te tablice z wynikami, które wisiały w szatni, robiłem kronikę. Wziąłem też do ręki znowu mikrofon, jak za dawnych starych lat w Stowarzyszeniu, za darmo. A robiłem to tak, na ile pozwalały mi umiejętności i serce. Emocjonowałem się tym, co się działo, bo było już dość dużo ludzi na trybunach, była ekstraklasa. Awans to jedna sprawa, a druga Puchar Polski. W świetle tych dwóch sukcesów wydarzenia, które nastąpiły w połowie tego roku, są dramatem sportowym. Nie tylko dla mnie, bo rozmawiam z wieloma ludźmi, którzy chodzili na mecze, którzy interesowali się zespołem i jego wynikami.

60 lat przy piłce, z czego na Zawiszy z kilkoma małymi przerwami od roku 1968. Jest o czym wspominać...

Oj, tak. Starsi koledzy, którzy kiedyś grali tu w piłkę mówią do mnie: „Stasiu, ty jesteś jedyną osobą w tym klubie, na tym obiekcie, do którego możemy przyjść, pogadać, powspominać, dopóki ty jesteś w klubie, to my jeszcze tym wszystkim żyjemy”. Ci ludzie, to między innymi Bronek Waligóra, Rysiu Harmata, Edek Rychlewicz, Jurek Sułkowski.

To może porozmawiajmy w końcu o Pana początkach w piłce nożnej?

W 1952 roku przyjechałem do Bydgoszczy ze wsi, z Zielenia koło Wąbrzeźna. Jako 13-letni chłopiec zamieszkałem w internacie. Jak tylko pozwolili mi z niego wyjść, to od razu przybiegłem na Zawiszę i zapisałem się do piłki. Po roku ta drużyna się rozleciała, ale nie z naszego, chłopaków powodu. Chciałem grać, a ponieważ Polonia Bydgoszcz była wtedy na fali, to tam się przeniosłem i tam spędziłem piłkarską młodość do 1959 roku. No i wtedy musiałem iść do wojska, miałem trafić do KBW (Korpus Bezpieczeństwa Wewnętrznego), ale to mi się źle kojarzyło. Byłem dzieckiem Sybiraka. Mojego ojca zabrali Rosjanie i stamtąd już nie wrócił. Miałem takie opory, że tam nie poszedłem i powołano mnie do Marynarki Wojennej. Miałem grać w Korabie Ustka, ale ktoś się z kimś pokłócił i był wyjazd do Gdyni na okręty zamiast na boisko. Pogodziłem się, że nie zagram, przegapiłem pewną sprawę, bo moich kilku kolegów poszło do Floty Gdynia, a klub ten był od mojej jednostki może z dwieście metrów. Zamiast w klubie, trenowałem w jednostce, oprócz piłki też tenis stołowy i nawet boks. Po trzech latach służby wróciłem do Bydgoszczy, ale zamieszkałem w Chełmnie, bo się ożeniłem i tam w 1962 roku dostaliśmy mieszkanie. Wtedy też zgłosiłem się na kurs instruktorski i tam był m.in Konrad Kamiński. Od tego czasu można powiedzieć, że zaczęła się moja przygoda trenerska.

Podobno trener, jak każdy człowiek, uczy się przez całe życie. Z kim Pan pracował?

Przez wiele lat byłem asystentem i od każdego z tych trenerów mogłem się wiele nauczyć. Wspomnę o Edwardzie Wojewódzkim, Ignacym Ordonie, Bronisławie Waligórze, Wojciechu Łazarku, czy Marianie Geszke. Ciekawie było przy Łazarku, który miał swój styl, prowadził zajęcia na luzie, to była zabawa z piłką, ale nie bez taktycznych niuansów. Samodzielnie zespół Zawiszy poprowadziłem po raz pierwszy w latach 1982-1983 w III lidze z Tomkiem Zgodą, a potem od stycznia do czerwca 1998 roku z Andrzejem Brończykiem. Utrzymaliśmy się wtedy w II lidze, ale władze klubu nie zgłosiły zespołu do rozgrywek, podobno ze względów finansowych. To był dla nas bardzo duży cios.

Czy może Pan porównać warsztat szkoleniowy z dawnych czasów z obecnymi?

Wiadomo, że kiedyś nie było komputerów, trenerzy prowadzili zapiski w notatnikach, odprawy też inaczej wyglądały. Pewne rzeczy oceniało się na nos, intuicyjnie. Człowiek szukał i zdobywał swoimi kanałami fachowych książek. Teraz trener bez laptopa nie istnieje i ma tyle źródeł informacji, że zajmuje mu to kilka minut. Ponadto może doszkalać się na kursach, stażach. A w tym czasie zmienił się też futbol i to ma wpływ na pracę i warsztat trenera.

Jak to było z kontuzjami w Pana karierze, bo w iem, że ma Pan problem z biodrami?

Jako piłkarz borykałem się z urazami kostki, a to biodro, to już sprawa z okresu trenerskiego, gdy prowadziłem zajęcia z bramkarzami. Kiedyś nie było tak wąskiej specjalizacji i tym zajmował się przeważnie asystent. Teraz to nie do pomyślenia, wokół drużyny jest duży sztab szkoleniowy i medyczny.

Miał Pan w swoich drużynach pod opieką kilku znanych później piłkarzy, jak choćby Henryk Miłoszewicz, czy obecny prezes PZPN Zbigniew Boniek. Łatwo pewnie nie było?

No nie (śmiech) Zibiego do seniorskiego zespołu wprowadzał trener Ignacy Ordon, który w ramach wojskowego wsparcia został oddelegowany do Zawiszy z Warszawy. Potem zresztą tam wrócił. A Zbyszek był krnąbrnym zawodnikiem, miał swoje zdanie, potrafił postawić na swoim, choć znalazł też swojego pogromcę. Poradził sobie z nim trener Bronisław Waligóra. Zbyszek się stawiał, mówił, że nie chce trenować indywidualnie z asystentem, czyli ze mną. Po rozmowie wychowawczej z Waligórą wszystko wróciło do normy. Zresztą obaj dobrze się dogadywali też później, gdy Boniek grał w Widzewie Łódź, a trenerem był tam właśnie Waligóra. Ze Zbyszkiem kojarzy mi się też mój wyjazd z zespołem juniorów na turniej do Włoch w 1990 roku. Wygraliśmy tam w grupie z Juventusem Turyn 4:0 i to był dla wszystkich szok! Jak tylko dziennikarze zorientowali się, że to były klub Zibiego, to od razu pojawiła się telewizja RAI UNO, były wywiady, artykuły w prasie. Do tej pory mam wycinki z włoskich gazet.

Ale były też inne sukcesy...

Oczywiście, choćby mistrzostwo Polski z juniorami starszymi Zawiszy w 1981 roku w Grudziądzu. W finale pokonaliśmy Odrę Opole, a wcześniej graliśmy z Ruchem Chorzów, w którym występowali tacy piłkarze jak Wandzik w bramce, czy Fornalik, Fornalak, Szuster. A w naszej drużynie Jacek Bobrowicz, Paweł Straszewski, Mariusz Modracki, Franciszek Jarosz i Marek Rzepa, który był kapitanem. Paweł był też mistrzem Europy. Z późniejszego uzdolnionego pokolenia sa moi wychowankowie Wojciech Łobodziński, Marcin Rogalski i Tomasz Rogóż, którzy w 1999 roku zdobyli mistrzostwo Polski U-16.

1448 - w tylu meczach (mistrzowskich, towarzyskich i sparingowych) prowadził drużyny Stanisław Mątewski

Wróćmy do dzisiejszego Zawiszy... Na boiskach hula wiatr, a w tym sezonie na głównej płycie mają grać tylko juniorzy MUKS CWZS Bydgoszcz...

No tak, ale gdyby on miał jeszcze w nazwie słowo Zawisza, to już byłbym troszkę wyciszony. Natomiast teraz MUKS to jest jak dla porównania Gwarek Zabrze. Jako dziecko, które grało kiedyś w piłkę, gdybym teraz nie mógł używać nazwy swojego ukochanego klubu, to byłaby nieprzyjemna sprawa.

Od lat dokumentuje Pan wydarzenia w piłkarskim Zawiszy, prowadzi klubowe kroniki...

Tak, ale jestem pod wrażeniem pracy, jaką włożyli Karol Tonder i Zenon Greinert przy zbieraniu materiałów i pisaniu historii futbolu w naszym klubie. Na razie ukazały się dwa tomy, z niecierpliwością czekam na trzeci tom.

W czwartek wieczorem w amfiteatrze Opery Novej przy Wyspie Młyńskiej odbyła się prezentacja zespołu SP Zawisza Bydgoszcz, który w sobotę zadebiutuje w B-klasie, czyli ósmej lidze...
To zespół Stowarzyszenia Piłkarskiego, w którym pracowałem jako koordynator do 2007 roku. Wiem, że zespół swoje mecze będzie musiał rozgrywać poza Bydgoszczą, w Potulicach, a tak nie powinno być. Zawisza jest bydgoski i już.

Ma Pan jeszcze jakieś sportowe marzenia?

Bo ja wiem? Ale nie, jedno jest i to takie silne: żeby zobaczyć jeszcze kiedyś na stadionie Zawiszy zespół seniorów, grający może nawet nie w ekstraklasie, ale w pierwszej, albo drugiej lidze. Boję się jednak, że mogę tego nie doczekać (śmiech).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!