Nie będę ściemniać. W tym tygodniu mamy zajawkę na polszczyznę, więc luz. Damy czadu.
<!** Image 2 align=none alt="Image 169607" sub="W tej szkole kłopotów z polszczyzną nie powinno być. Lekcja języka polskiego w Gimnazjum i Liceum Akademickim Fot. Grzegorz Olkowski">- Wow, co za temat - sapnął jakiś ziom. - Żenua. Taki szkolno-ojczyźniany lansik? Że niby: chrząszcz brzmi w trzcinie w Szczebrzeszynie? OMG! Nie czaisz, o co kamon, koleś? Hellooow?
Słów więcej, a jakby mniej
Język nam wariuje. Słów w nim coraz więcej, ale i jakby mniej. Wyrazy skracają się, bo nie mamy czasu wypowiedzieć spokojnie tych dłuższych, takich jak na przykład onomatopeja. Uczniowie wychowani na obrazkach onomatopei zresztą nie pojmą, chyba że ktoś im ją narysuje. W kompie oczywiście...
Wyrosłam już dawno ze szkolnej ławki, więc na bieżąco z młodzieżową gwarą nie jestem. Wyżej przytoczyłam parę tekstów popularnych wczoraj, ale przeniesionych także z sukcesem do dziś.
<!** reklama>Włos się pewnie jeży miłośnikowi pięknego słowa. Nauczyciele nie załamują jednak rąk. W szkole wymagania się nie zmieniły. Ziomale muszą mówić, pisać, czytać. Z czytaniem jednak jest cieniutko. Jeśli ktoś nie czyta, to nie poznaje nowych słów, a gdy nie zna słów, to jego wypowiedzi na lekcji składają się z równoważników zdań, bezokoliczników, ewentualnie z króciutkich fraz, przerywanych sapaniem, drapaniem się w czerwony z przejęcia policzek, z rozmaitych: yyy, aaa, mmm, hhhhh... Popularne są również zwroty: „no ten, no”. Uczniowie pomagają sobie wreszcie gestykulując. Więcej o szkole za chwilę.
Nie chce się
Teraz kilka słów o tendencjach we współczesnej polszczyźnie. Jest ich mnóstwo, my wymienimy zaledwie kilka. Tendencja do ekonomiczności środków językowych polega na dążeniu do skracania (minimum słów - maksimum treści, np. ekonomik, ogólniak, mata, czyli matematyka, zdzwonić się). Tendencja do uzupełniania systemu językowego zezwala na zapożyczenia (hamburger, być na topie), na tworzenie neologizmów słowotwórczych (kopiarka, koparka), na odświeżanie, czyli stosowanie neosemantyzmów - nadawanie starym wyrazom nowych znaczeń (margines, bielizna), na wymyślanie nowych frazeologizmów (konferencja na szczycie).
Kolejna skłonność - do ujednolicania języka - polega na likwidowaniu wyjątków, ujednolicaniu ortografii (nie z imiesłowami przymiotnikowymi piszemy już łącznie - nieznający).
Wreszcie tendencja do oszczędzania wysiłku zakłada, że nam się nie chce, więc zmienia się sposób wymawiania. Więcej wysiłku kosztuje powiedzenie „ę” niż „e”, potocznie wymawiamy zatem zamiast niosę - niose, a z „ł” czasem rezygnujemy - mówimy zrobi-am.
Pismo obrazkowe
Co o polszczyźnie młodzieżowej mówią poloniści? Maria Springer z Zespołu Szkół nr 22 w Toruniu ubolewa nad słownictwem młodzieży.
- Jak mają poprawnie mówić, skoro nie czytają książek? - polonistka z piętnastoletnim stażem potwierdza znaną nam już diagnozę. - Młodzież wzorem człowieka pierwotnego porozumiewa się dziś obrazkami, więc skąd ma brać nowe słowa? Uczniowie budują swój zasób słów na podstawie filmów i gier komputerowych. W czasie lekcji z upodobaniem używają kolokwializmów. Ci ambitniejsi słuchają naszych wskazówek, a reszta...
Lucyna Mąkol ze Szkoły Podstawowej nr 62 w Bydgoszczy (nauczycielka języka polskiego od 20 lat) także mówi o wielkiej niechęci dzieci do czytania czegokolwiek.
- Tych mówiących niepoprawnie nie jest aż tak wielu. Ich największy kłopot to ubogie słownictwo. Za dużo czasu spędzają przed komputerem, przed telewizorem, a za mało z książką. W efekcie ich wypowiedzi w czasie lekcji są krótkie, nierozwinięte. Stale brakuje im słów. W ostateczności pomóc muszą sobie gestami. Dziecko w czasie tego gorączkowego gestykulowania główkuje, szuka w pamięci jakiegoś zapomnianego słowa... Podkreślam, że większość uczniów radzi sobie z językiem dobrze, stara się mówić pięknie, pisze poprawnie. Zwracam jedynie uwagę na jakiś lęk, a może wstyd przed publicznym występowaniem. Szkoła stara się wszelkie zaniedbania językowe naprawiać. Mamy mnóstwo konkursów, w czasie których uczniowie mają okazję do doskonalenia wypowiedzi ustnych i pisemnych. I oni naprawdę chętnie w tych konkursach uczestniczą. Dlatego jestem optymistką. Wierzę, że z polszczyzną będą za pan brat.
Młodzież, której trudno przychodzi kontakt z językiem literackim, chętnie sięga po własne wynalazki. Wystarczy przejrzeć słownik slangu miejskiego, by przekonać się, że fantazja (czasem trącąca o wulgarność) nie zna granic. Oto przykłady: żal.pl - sformułowanie używane w celu pokazania swojego zażenowania daną sytuacją; ABR - absolutny brak rozumu; Elciam - to samo co elo, czyli hallo; RCN - rób, co należy; majza - matematyka; OCB - o co biega?; OMG - Oh, my God!: ufałki - promieniowanie ultrafioletowe, czyli solarium.
Zapomniany wyraz
Na koniec historia z życia wzięta. Przechodziłam kiedyś obok parku. Na trawniku mały piesek zabawnie harcował z piłką.
- Co za trefniś! - skomentowałam.
Na hasło „trefniś” zatrzymał się obok mnie wiekowy pan. Był wyraźnie zdziwiony.
- Nie słyszałem tego słowa od kilkunastu co najmniej lat! - powiedział.