
Wiosna z dramatami: budowa w Toruniu
Atak koronawirusa i pierwsza fala pandemii sprawiły, że wiosną działalność wielu branż i zakładów została ograniczona, albo całkowicie zamrożona. Paradoksalnie dało to jeden dobry skutek: mniejszą liczbę wypadków przy pracy. W kwietniu i maju zgłoszono ich rekordowo niewiele: po 13. Niestety, były wśród nich wypadki śmiertelne.
Do jednego z dramatów doszło w Toruniu, na budowie prowadzonej pod adresem ul. Kościuszki 52. Tutaj do niezabezpieczonego szybu windy wpadł robotnik. Spadł z wysokości 3,5 metra. Przeżył, ale doznał ciężkich obrażeń.
Do wypadku doszło dokładnie na zbiegu ulic Kościuszki Batorego. Tutaj firma Tombud kończyła budować wielorodzinny budynek. Wypadek miał miejsce 6 maja ubr., przed godziną 8.00 rano. Ofiarą wypadku był mężczyzna zatrudniony na budowie na umowie-zleceniu. Według ustaleń PIP, szyb osobowej windy nie był zabezpieczony. Robotnik wykonując swoje zadania wpadł do niego i spadł na podłoże z wysokości 3,5 metra. -W wyniku uderzenia o posadzkę doznał urazów głowy, złamania kości nogi oraz złamania żeber - podała inspekcja pracy.
Natychmiast wezwano pogotowie i robotnik trafił do szpitala. Kierownik budowy zgłosił wypadek policji. Komisariat Policji Toruń Śródmieście natomiast poinformował o nim szybko PIP. Jak każdy ciężki wypadek przy pracy, także i ten badany był dwutorowo. Swoje postępowanie wszczęła PIP, a osobno - policjanci pod nadzorem Prokuratury Rejonowej Toruń Centrum Zachód.

Lato usłana tragediami: śmierć pod windą w Grudziądzu
Jednym z najgorszych miesięcy był lipiec, w którym zgłoszono PIP aż 21 wypadków. (Gorzej było tylko we wrześniu: 22 wypadki). Tragiczną śmierć poniósł w miejscu pracy mężczyzna w Grudziądzu. Dramat wydarzył się 27 lipca, w poniedziałek, w hurtowni mebli przy ul. Waryńskiego. Ofiara wypadku zatrudniona była na umowę-zlecenie. Co się dokładnie wydarzyło?
Był kwadrans po godzinie 9.00. Mężczyzna wykonywał prace przy naprawie dźwigu towarowego (windy). W pewnym momencie, zupełnie nieoczekiwanie, zerwały się mocowania tego urządzenia. - Opadająca kabina uderzyła mężczyznę i przygniotła go do progu podszybia. W wyniku doznanych urazów mężczyzna poniósł śmierć na miejscu - podała Okręgowy Inspektorat Pracy.
Poza tym w lipcu 2020 roku do dramatów doszło w Toruniu przy ul. Bema, w Grudziądzu, Lubiczu Dolnym, w Jedwabnem, pod Brodnicą i w innych miejscach regionu. W sierpniu natomiast do groźnego wypadku przy pracy doszło na budowie przy ul. Targowej w Toruniu. Wypadek wydarzył się w piątek, 28 sierpnia, około godz. 7.50. Poważnie ucierpiał pracownik firmy z Wielkiego Pułkowa wykonującej instalacje wodno-kanalizacyjne. Mężczyzna pracował przy szlifierce, ciął metalowe elementy. Nagle nastąpił odrzut urządzenia. Obracająca się tarcza uderzyła w twarz pracownika, powodując liczne rany cięte. Natychmiast trafił do szpitala, gdzie próbowano ratować mu twarz.

Jesień i śmiertelna seria
We wrześniu, październiku i listopadzie w regionie odnotowano osiem wypadków śmiertelnych. W pamięć zapadnie na pewno listopad 2020 roku. W samym Toruniu do dramatu doszło 20 listopada na terenie salonu meblowego Agata Meble przy ul. Olsztyńskiej. Podczas dostawy towaru cofający się z naczepa tir najechał na 41-letniego pracownika. Przycisnął go do ściany i zmiażdżył. Mężczyznę z bardzo ciężkimi obrażeniami głowy i klatki piersiowej przewieziono do szpitala, ale nie udało się go uratować.

12 listopada wypadek wydarzył się w Bachotku na Pojezierzu Brodnickim, w jednym z ośrodków wypoczynkowych. To był początek dnia pracy, nieco po godzinie 8.00 rano. Pracownik wszedł na drabinę, by ścinać gałęzie i wierzchołki drzew. Nie był skutecznie zabezpieczony, skoro nagle spadł. Upadek z wysokości 4,5 metra skończył się tragicznie - mężczyzna nie przeżył, poniósł śmierć na miejscu.
Makabryczny wypadek w listopadzie wydarzył się też w dużym zakładzie przetwórstwa drewna w Piotrkowie Kujawskim. Firma zatrudnia ponad sto osób. Do dramatu doszło tutaj 9 listopada, około godz. 17.30. Ofiarą wypadku padł pracownik w wieku przedemerytalnym. Ze wstępnych ustaleń wynikało, że chciał sam poprawić działanie maszyny, będącej częścią całego ciągu technologicznego (czujnik wciąż wyświetlał komunikat "błąd"). Na kolejny dzień umówiona była wizyta serwisanta w zakładzie, ale prawdopodobnie zniecierpliwiony pracownik uznał, że sam dokona korekty. Mężczyzna przecisnął się przez szczeble i wszedł na przenośnik taśmowy. Taśmociąg po pochwycił, wciągnął głowę i zmiażdżył ją.