Fani Maxa Verstappena znani są z tego, że pokrywają trybuny jednym kolorem, a "Pomarańczowa Armia" poszła w ostatnich latach o krok w nie tę stronę, odpalając race po, a czasem w trakcie wyścigów wspierając ich ulubionego kierowcę.
Teraz jednak dym, który z rac się wydobywa, staje się coraz większym problemem dla kierowców, zatem szefostwo toru w Zandvoort chce uniknąć niebezpiecznych sytuacji podczas Grand Prix Holandii w ten weekend.
Podczas gdy widok pomarańczowej chmury tworzy nastrój spektaklu w obiektywach kamer telewizyjnych, w praktyce sprawia, że kierowcy mają zupełnie inne odczucia i zdanie.
Sam Verstappen skrytykował fanów w Zandvoort w zeszłym roku za odpalenie rac w nieodpowiednim czasie po tym, jak jeden z fanów spowodował wywieszenie czerwonej flagi, rzucając racę na tor w sesji kwalifikacyjnej Q2. Szef zespołu Mercedesa Toto Wolff poszedł o krok dalej i nazwał tych, którzy to zrobili, "totalnymi idiotami".
- Ze względu na popularność tego sportu i Maxa, fani przywieźli te race do Austrii kilka lat temu - powiedział dyrektor Grand Prix Holandii Imre van Leeuwen w rozmowie z Motorsport.com - To wyglądało świetnie w telewizji, a oni nakręcali filmiki z flarami, więc normalny fan, nie chuligan, ale normalny fan, myśli, że jest dobrym fanem, jeśli przyniesie flarę.
A teraz widzisz, że jest ich tak wiele, że staje się niebezpieczne i nie jest dobre dla twojego zdrowia. Musimy teraz poinformować ludzi, że nie jesteś dobrym fanem, jeśli masz flarę - jesteś dobrym fanem, jeśli nie masz flary. A jeśli widzisz flarę, mówisz: "Chłopaki, to jest niebezpieczne dla mojego zdrowia".
Jest to również niebezpieczne dla kierowców, ponieważ dwa lata temu podczas okrążenia formacyjnego w Austrii kierowcy mieli słaby widoczność. A tego nie wiedział normalny kibic. Zobaczyli tylko dwóch facetów z flarą, a potem było czterech, a potem ośmiu, 16-u i 32-óch. A teraz musimy to zatrzymać.
