Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Toruńska firma LTM Med oraz bydgoski Szpital Dziecięcy nie chcą rozmawiać o Mateuszu

Tomasz Zieliński
Z ratownikiem - prawdopodobnie bez uprawnień i karetką bez odpowiedniego wyposażenia - jechało ciężko chore dziecko z Bydgoszczy do Poznania. Czy takie przewozy nadal są możliwe?

Z ratownikiem - prawdopodobnie bez uprawnień i karetką bez odpowiedniego wyposażenia - jechało ciężko chore dziecko z Bydgoszczy do Poznania. Czy takie przewozy nadal są możliwe?

<!** Image 3 align=none alt="Image 223843" >

Podczas badania sprawy zmarłego pod koniec lipca trzyletniego Mateusza Ramy pojawiają się kolejne pytania i wątpliwości.

<!** reklama>

Czy ratownik to ratownik?

Z ustaleń „Expressu” wynika, że ratownik obecny w karetce transportującej Mateusza to Andrzej Z., pracownik firmy LTM Med, a wcześniej - bydgoskiego pogotowia.

- Pracował u nas - mówi Krzysztof Tadrzak, dyrektor Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Bydgoszczy. - Podczas przeglądu kadr w styczniu 2012 roku zakwestionowano jego świadectwo ukończenia szkoły średniej.

Bydgoska Prokuratura Rejonowa - Północ potwierdza. - Wpłynęło do nas zawiadomienie o posłużeniu się podrobionymi dokumentami - mówi prokurator Dariusz Bebyn. - Po zakończeniu postępowania skierowaliśmy sprawę do sądu.

21 sierpnia 2012 r. Andrzej Z. dobrowolnie poddał się karze. Wyrok - 10 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na 2 lata, 1000 zł grzywny i przepadek „świadectwa”.

W tym czasie Andrzej Z. nie jest już pracownikiem pogotowia. Po wyjściu sprawy na jaw składa do ówczesnego dyrektora wniosek o... rozwiązanie stosunku pracy. Zgodę otrzymuje.

„Express” zapytał byłego dyrektora pogotowia, dra Jana Rzepeckiego, dziś pracującego w szpitalu w Brodnicy, dlaczego pozwolił na odejście podejrzanego o podrobienie dokumentu. - Nie wyrażam zgody na żaden wywiad - mówi Jan Rzepecki. Dlatego nie dowiemy się również, czy wpływ na decyzję mogło mieć pełnienie przez Andrzeja Z. funkcji przewodniczącego „Solidarności” w bydgoskim pogotowiu.

Milczenie złotem

Andrzej Z. miał być ratownikiem obecnym w karetce przewożącej Mateusza do Poznania. Mimo ciężkiego stanu chłopca, w aucie nie było ani lekarza, ani ssaka - urządzenia do odsysania.

24 września rodzice Mateusza składają wniosek o zabezpieczenie danych z firmy transportującej syna. Również we wrześniu Szpital Dziecięcy w Bydgoszczy wypowiada umowę na usługi transportowe firmie LTM Med. „Express” pyta dyrektora szpitala o datę i powody takiej decyzji.

Jarosław Cegielski daty nie pamięta, a o powodach nie chce mówić, zasłaniając się tajemnicą. Potwierdza tylko, że sprawa przewiezienia Mateusza była jedną z kilku przyczyn rozstania z firmą LTM Med - Jak pan chce, może złożyć wniosek o dostęp do informacji publicznej - słyszymy. Kiedy pytamy o procedury związane z przewozem, dyrektor odpowiada: - Nie jestem lekarzem. Proszę porozmawiać z moją zastępczynią do spraw medycznych.

Niestety, zastępczyni przez cztery dni nie znajduje czasu na rozmowę.

W LTM Med próbujemy ustalić, czy Andrzej Z. nadal tam pracuje i jakie wykształcenie posiada. Interesuje nas, czy nadal przewozi pacjentów. Chcemy też wiedzieć, dlaczego w karetce z Mateuszem nie było lekarza i ssaka. Czy nie domagał się ich szpital, czy też wymagań nie spełniła firma.

Dyrektor Waldemar Achramowicz telefonów nie odbiera, nie odpowiada również na maile. Firma nadal zajmuje się transportem medycznym. Z publikacji w toruńskich „Nowościach” wiemy, że przewożenie ciężko chorych w karetkach bez lekarzy nie było wyjątkiem.

Do sprawy powrócimy.


Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!