Od ponad roku Polska jest członkiem Unii Europejskiej. Niektórzy właściciele sklepów zachowują się jednak tak jak w czasach PRL-u.
<!** Image 2 align=left alt="Image 5249" >Przy każdej większej ulicy można znaleźć co najmniej kilka sklepów tej samej branży. W każdym z nich półki nie tylko w przenośni, ale dosłownie uginają się pod ciężarem towaru. Wygląda jednak na to, że nie wszystkim handlowcom zależy na utrzymaniu dobrej marki. Przekonało się o tym małżeństwo z Wrocławia, które przebywało na kuracji w jednym z sanatoriów.
- Kiedy wyjeżdżaliśmy z domu, to u nas było chłodno, więc mąż zabrał tylko pełne obuwie. W Inowrocławiu zaskoczyły nas upały. Postanowiliśmy kupić jakieś lżejsze buty. Ktoś poradził nam, aby udać się na ulicę Królowej Jadwigi, bo tam jest kilka sklepów obuwniczych - opowiada kuracjuszka.
Małżeństwo wybrało sklep, na którym widnieje wielki szyld z napisem „okazja”. Tam zakupili sandały, za które zapłacili 76 złotych.
- W sklepie mąż przymierzył jeden but. Kiedy wyszliśmy, postanowił półbuty schować do torby i założyć nowe. Okazało się, że drugi sandał nie ma rzepów. Wróciliśmy po pięciu minutach do sklepu, aby wymienić tę parę na nową i wtedy dopiero zaczęło się piekło - relacjonuje wrocławianka.
Sprzedawczyni poinformowała, że nie ma czegoś takiego jak zwrot czy wymiana obuwia, a po drugie kupiona przez nich para była już ostatnią.
Kiedy domagali się zwrotu 76 złotych, przyszła właścicielka i oznajmiła, że pieniędzy nie odda. Jak twierdzi nasza rozmówczyni, zarówno szefowa jak i jej pracownica były opryskliwe i aroganckie.
Po długich targach właścicielka zaproponowała, żeby małżonkowie kupili nową parę obuwia, ale w drugim z jej sklepów, który znajduje się przy tej samej ulicy. Kuracjusze musieli dopłacić 54 złote.
Okazuje się, że pretensje mieszkańców Wrocławia nie są bezpodstawne, bo sprawa powinna zostać załatwiona w inny sposób.
- W tym przypadku przysługiwało odstąpienie od warunków umowy. Jeśli wymiana czy naprawa obuwia z różnych względów nie są możliwe, to sprzedawca powinien zwrócić pieniądze za wadliwy towar - twierdzi rzeczniczka praw konsumentów, Joanna Piątkowska.
Jeśli sprzedawca odmówi, to klient ma prawo dochodzić swoich praw przed sądem. Skoro jednak doszło do zawarcia takiej ugody, to już nie ma podstaw do roszczeń.