https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Thriller polityczny

Katarzyna Pietraszak
Z senatorem Radosławem Sikorskim, byłym ministrem obrony, rozmawia Katarzyna Pietraszak.

„Idąc na wojnę trzeba mieć wolną rękę. Do dobrania sobie ekipy, sprzętu, procedur. Tu nie ma żartów, bo błędy wychodzą, nie po 3 latach, ale
po 3 tygodniach. Minister potrzebuje wolnej ręki, a nie jednej związanej”.

<!** Image 2 align=right alt="Image 50513" sub="Radosław Sikorski : - Jak na pisarza mam chyba duży mankament, bo nie mam wyobraźni, więc będę pisał z życia. ">Rozmowa z RADOSŁAWEM SIKORSKIM, byłym ministrem obrony

Zaczął Pan już pisać thriller polityczny?

Będą dwie książki. Podpisałem umowę na wywiad-rzekę. Ale moją największą ambicją jest powieść. Schlebia mi to, że do licytacji nad wydaniem jej stanęło dwanaście wydawnictw. Właśnie negocjujemy przecinki umowy. Z manuskryptem muszę zdążyć do końca lata przyszłego roku. Na rynku wydawniczym pozycja powinna się pojawić jesienią 2009 i będzie to rzeczywiście thriller polityczny. Mówi się, że pierwsze powieści bywają autobiograficzne. Ja nie zamierzam z tą tendencją walczyć.

Bohaterem książki będzie człowiek, który antykomunizm wypił z mlekiem matki, ale nie mógł spełnić swojej misji, bo przyszło mu rządzić z politykami bardziej ogarniętymi obsesjami niż profesjonalnymi osądami?

Mogę potwierdzić, że w powieści będą postaci zarówno pozytywne jak i negatywne. Główny bohater będzie postacią głęboko artystycznie przetworzoną. Jak na pisarza mam chyba duży mankament, bo nie mam wyobraźni, więc będę pisał z życia (śmiech)

To okoliczności dymisji skłoniły pana do napisania powieści?

Nie. To ambicja, którą mam od dziesięciu lat. Do tej pory nie miałem czasu, żeby ją napisać. Teraz mam to okienko, które zamierzam wykorzystać na pisanie. A pisanie jest jak gotowanie w szybkowarze. Wewnątrz kotła musi być odpowiednie ciśnienie. Nie można spuszczać ciśnienia poprzez ujawnianie szczegółów przed publikacją. Powiem tylko, że mam już tytuł powieści. Będzie ona osadzona współcześnie, zarówno w Polsce jak i w krajach sojuszniczych.

Już we wrześniu zamierzał Pan złożyć dymisję w związku ze źle układająca się współpracą z likwidatorem WSI i szefem kontrwywiadu, Antonim Macierewiczem. Został Pan, ale szef kontrwywiadu też.

Obiecano mi, że zmiana na tym stanowisku nastąpi do końca listopada i ta obietnica nie została dotrzymana. Zaufanie działa w dwie strony. I zobowiązania też. To była jedna z przyczyn mojej dymisji. Pan premier miał pewnie swoje powody, dla których chciał zrezygnować z moich usług.

Na pana odejściu zaważyło również upublicznienie raportu z weryfikacji WSI?

Nie jest normalną sytuacja, że minister obrony odpowiada przed sądem za sprawy, na które nie ma wpływu. A ja właśnie miałem odpowiadać za coś takiego. To jest sytuacja nieznośna, a szczególnie dla ministra obrony, który wysyła żołnierzy na wojnę. Idąc na wojnę trzeba mieć wolną rękę. Do dobrania sobie ekipy, sprzętu, procedur. Tu nie ma żartów, bo błędy wychodzą, nie po trzech talach, ale po trzech tygodniach. Te kwestie personalne nie były jedynymi powodami mojego odejścia. Minister potrzebuje wolnej ręki, a nie jednej związanej. Raz frontu w Iraku, dwa w Afganistanie, a trzy w kraju?

Które rzeczy nie powinny znaleźć się w raporcie z weryfikacji WSI?

Ujawnianie bieżących operacji, czy niedawnych współpracowników służb tajnych, jest precedensem Sojuszu. Nie jest to po prostu wskazane. U nas służby nazywają się specjalne, w większości krajów mówi się o nich tajne. Tajność ma polegać na tym, że nawet gdy w tych instytucjach dzieją się różne dziwne rzeczy, to się je naprawia za zasłoniętą kurtyną. W WSI się różne rzeczy działy i ja to wiem najlepiej, bo jestem chyba najlepiej udokumentowanym przypadkiem inwigilacji i próby zdyskredytowania. Ale raport nie budzi mojego zachwytu.

Uchodził pan za najsensowniejszego ministra w rządzie. Był Pan za mocny dla braci Kaczyńskich?

Pierwsze słyszę tak miły osąd więc nie mogę go komentować.

Interwencja polskich żołnierzy w Afganistanie nie do końca przebiega po pana myśli…Będą porażki misji?

To jest misja ryzykowna. Ryzyko właśnie na tym polega, że nie wiemy jak będzie. A ponieważ nie wiemy, to trzeba dobrze się przygotować. Jest ileś czynników, których nie sposób skontrolować, bo wynikają z działania przeciwnika, przeciwności natury, z okoliczności. Zawsze jest możliwość porażki nawet niezawinionej wynikającej z tego, że po prostu nie przewidzieliśmy, tego, co zrobi przeciwnik. Właśnie dlatego należy jak najlepiej się przygotować do czynników, które kontrolujemy. Oczywiście życzę żołnierzom i mojemu następcy jak najlepiej. W pewnym sensie lepiej, że nasi żołnierze uczą się rzemiosła, poznają możliwości sprzętu, testują się za granicą, a nie w kraju.

Stany Zjednoczone zapowiadają wycofanie jednostek bojowych z Iraku do 1 września 2008 roku. Dlaczego nie wycofujemy wojsk z Iraku?

Różnie może jeszcze być. To projekt rezolucji w Izbie Reprezentantów. Senat może jeszcze tę decyzję podważyć, a prezydent USA - zawetować. Ja zgadzałem się z tym, co mówił prezydent Kaczyński, obejmując urząd, to znaczy aby pociągnąć tę misję do końca 2006 roku i być może jeszcze pół roku. Proponowałem, żeby tego się trzymać. Chciałem, żeby drugą połowę tego roku już poświęcić likwidacji bazy. Moje stanowisko nie zostało przyjęte, ale nie ma się co obrażać. Prezydent ma prawo zmienić zdanie.

A tarcza antyrakietowa? To tez precedens, że minister zajmuje stanowisko na łamach amerykańskich mediów. Dlaczego napisał artykuł do „Washington Post”?

<!** reklama left>Dla amerykańskich mediów piszę od dwudziestu lat. Uważałem, że skoro nikt w sprawie tarczy nie prezentuje tam polskiego stanowiska, to ja powinienem. Moją wartością dodaną jest to, że umiem napisać artykuł dla zachodniej prasy, wystąpić w CNN, czy BBC i wytłumaczyć polskie stanowisko. Przygotowując artykuł na temat tarczy uważałem, że Waszyngtonowi potrzebny jest zimny prysznic, że te czasy, w których w ciemno ufaliśmy Stanom Zjednoczonym, szczególnie w sprawach bezpieczeństwa, odchodzą w przeszłość. Umówmy się, decyzje w sprawie Iraku, teraz to wiemy, były podejmowane na podstawie nierzetelnych przesłanek. Dlatego teraz z większą rozwagą należy podchodzić do tego typu decyzji. Tym bardziej, że trochę się zawiedliśmy na odzewie USA na nasze zaangażowanie w Iraku. Myślę, że od Amerykanów różnimy się temperamentem. Wyznajemy podobne wartości - umiłowanie wolności, demokracji. Ale u nas idzie to w parze z etosem postsarmackim. Uważamy, że nie wypada twardo negocjować, nie wypada wprost powiedzieć, o co nam chodzi. Partner powinien sam się domyśleć i spełnić nasze oczekiwania. A w USA umiłowanie wartości idzie w parze z etosem merkantylnym. Że w życiu trzeba się rozpychać łokciami, trzeba negocjować najlepsze warunki i mówić wprost.

To znaczy, że Polska nie potrafi negocjować?

Za udział wojsk w Iraku rząd SLD nie wynegocjował żadnych warunków. Zgodził się na wejście na warunkach, jakie zaoferowały Stany Zjednoczone. I dlatego w sprawie tarczy antyrakietowej, która jest znacznie poważniejszą decyzją, należy zabiegać o uwzględnienie naszych interesów. Musimy się po pierwsze upewnić, czy kolejny prezydent USA i kongres podtrzymają tę decyzję. Jak Pani sama zauważyła, w tej chwili, nie ma już zbieżności poglądów, która istniała do niedawna pomiędzy republikańskim prezydentem i republikańskim kongresem. Teraz może być tak, że amerykańska administracja zaproponuje nam umowę, a kongres powie: nie damy pieniędzy. Trzeba się upewnić, że demokraci, czy inni kandydaci na prezydenta podtrzymają ten program. Najgorsze, co mogłoby się stać to scenariusz, że my podejmiemy decyzję, narazimy się na kontrposunięcia państw ościennych a potem obudzimy się z ręką w nocniku, bo projektu nie będzie. A po drugie musimy pamiętać o ewentualnych konsekwencjach dla nas. Jeśli Rosja, czy Białoruś umieszczą na swoich terytoriach rakiety średniego zasięgu to one nie będą wycelowane w Waszyngton tylko w Warszawę. Nić gwarancji supermocarstwa to bardzo piękna rzecz, ale my z gwarancjami mamy różne doświadczenia.

Z sondaży wynika, że prawie połowa Polaków nie chce umieszczania tarczy antyrakietowej w kraju. Dlaczego akurat Polska ma ochraniać Europę przed atakiem rakiet wystrzeliwanych na przykład z Bliskiego Wschodu?

Ten system będzie będzie chronił przede wszystkim Stany Zjednoczone. Z amerykańskich informacji wynika, że w niektórych scenariuszach także może ochronić Europę. Jestem parlamentarzystą i będę się przyglądał temu, co rząd wynegocjuje. Jeszcze nie zdecydowałem jak będę głosował. Jeśli warunki będą takie, że zwiększą bezpieczeństwo Polski, to zagłosuję za. Jeśli uznam, że liczba plusów ujemnych przewyższa liczbę plusów dodatnich, to będę przeciwko. Ale jak powiedział pan premier, mamy pierwszego ministra spraw zagranicznych dbającego o nasz interes narodowy od niepamiętnych czasów, więc w wynik negocjacji możemy być spokojni.

Jakie warunki powinny spełnić Stany Zjednoczone?

Po pierwsze nie może być mowy o naszych kosztach finansowych. Mam na myśli oczyszczenie terenu, czy jego ochronę. To jest instalacja amerykańska, więc koszty też amerykańskie. Po drugie instalacja będzie celem zarówno dla rakiet balistycznych, średniego zasięgu ale także dla terrorystów, więc musi nastąpić zacieśnienie współpracy wywiadowczej i kontrwywiadowczej. Należy również pamiętać o tym, że inne kraje mogą odpowiedzieć kontrposunięciami takimi jak instalacją systemów rakietowych wycelowanych nie tylko w bazę, ale w nasze miasta. Na to też musimy mieć odpowiedź. Są różne rozwiązania techniczne. Ale takim, które się narzuca samym z siebie, jest to zastosowywane w tej chwili w Japonii, gdzie też wzrosło zagrożenie rakietami balistycznymi ze strony Korei Północnej. Tam są instalowane rakiety typu "Patriot". Drugie rozwiązanie to rakiety dłuższego zasięgu "Thaat".

Teoretycznie z Bliskiego Wschodu wystrzeliwana jest rakieta...

Zależy w kogo. Pamiętajmy, że Iran jest rzeczywiście niedemokratycznym krajem, ale jest też z krajem, z którym Polska utrzymuje stosunki dyplomatyczne. Owszem Iran jest zagrożeniem dla pokoju międzynarodowego, ale nie dla Polski. Podejrzewam, że gdyby chcieć ustalić listę miejsc, na które mieliby zrzucić bomby, których jeszcze nie mają, to Polska się w pierwsze dziesiątce nie mieści. Obrona przed Iranem to jest ból głowy, ale nie nasz w pierwszej kolejności.

W pana programie czytamy, że wykorzystując swoje międzynarodowe kontakty będzie pan zabiegał o przyciągnięcie nowych inwestycji do naszego regionu. Poparł pan budowę budowę drogi ekspresowej, a gdzie zapowiadane przez pana korzyści dla regionu?

Myślę, że dyrekcja Wojskowych Zakładów Lotniczych w Bydgoszczy potwierdzi, że to z mojej inicjatywy do zakładów przyjechała delegacja jednej z wielkich amerykańskich firm lotniczych nomen omen Sikorsky. Bardzo mocno stawiałem również sprawę inwestycji offsetowych w rozmowach z kierownictwem firmy Lockheed Martin, do tego stopnia, że pan premier w Waszyngtonie poruszył ją z prezesem firmy. I o ile wiem, to nastąpił postęp. Chciałbym aby samoloty F-16 były serwisowane w Bydgoszczy. W najbliższych dniach zawiozę również dobre wiadomości do "Belmy".

SB założyła Panu teczkę. Wynika z niej, że dostał pan paszport w czasie, gdy rzadko, kto go otrzymywał… Nie miał pan problemów z uzyskaniem paszportu?

W teczkach SB jest o zakazie wydania paszportów moim rodzicom w odwecie za to, że uzyskałem azyl polityczny w Anglii i za artykuły, które publikowałem w zachodniej prasie. Poprzednio, w latach 70-tych, jeździliśmy za granicę wielokrotnie, prawie co roku. Nie było w ty nic nadzwyczajnego. A ja, jako olimpijczyk szczebla krajowego z języka angielskiego, miałem powód aby na kilka miesięcy wyjechać dla szlifowania języka.

Oficerowie SB podejrzewali Pana o szpiegostwo…

Dla esbeków każdy przeciwnik jedynie słusznego ustroju był obcym agentem. SB sobie wymyśliła to wymyśliła, WSI twórczo rozwinęła, a my niekoniecznie musimy realizować scenariusz dyskredytacji przez nich napisany. W duchu totalnej otwartości opublikowałem na swojej stronie internetowej wszystkie materiały, jakie zbierała na mnie i SB i WSI. Po prostu poddaję się osądowi opinii publicznej i mam nadzieję, że inni politycy zrobią podobnie. Natomiast gdyby ktoś chciał te insynuacje powtórzyć dzisiaj w trybie twierdzącym, to dam mu szansę udowodnienia swoich słów w sądzie.

A to ściąganie na egzaminach końcowych po pierwszym roku na Oxfordzie? Rzeczywiście pan ściągał? SB pisze o wizji lokalnej i potwierdzeniu zarzutów… Jak ta historia się skończyła?

To prawda jeden egzamin, z logiki, powtórzyłem. Miałem napisane na dłoni dwa wzory, zresztą bardzo proste. Nie było to zbyt mądre z mojej strony. Natomiast zaciekawił mnie fakt ujawniony w teczce "Szpak", że człowiek, który na mnie doniósł, był Polakiem, pracownikiem biblioteki w Oksfordzie i kontaktem operacyjnym PRL-owskiego wywiadu. Potwierdzam też, że w podstawówce zdarzało mi się pociągać dziewczyny za warkocze, a w liceum chodziłem nawet na wagary.

Miał pan łzy w oczach, gdy żegnał z armią. Mówił „kocham ten resort, kocham wojsko polskie”. Konserwatywni publicyści amerykańscy, zresztą Pana znajomi, dziwią się, że był pan „tylko” ministrem. Podobno zawsze pan marzył o tym, żeby zostać prezydentem Polski…Będzie pan startował w wyborach prezydenckich?

Zaprzeczam, to kolejna brudna prowokacja pogrobowców WSI (śmiech). Sprawa jest bezprzedmiotowa, bo jak sekretarz generalny PiS powiedział przewodniczący PiS, czeka nas druga kadencja Lecha Kaczyńskiego, a potem dwie Jarosława Kaczyńskiego. A prorokować dłużej niż trzy i pół kadencji naprzód nie potrafię.

Dziękuję za rozmowę

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski