Ministerstwo Infrastruktury przygotowuje nową niespodziankę. Nasze numery telefoniczne mają przytyć o 7 cyfr!
Resort tłumaczy to brakiem nowych numerów i tworzeniem warunków do zdrowej konkurencji.
Ile zamieszania było przy wprowadzaniu dodatkowego czterocyfrowego numeru przy rozmowach międzymiastowych pamięta każdy. Jednak planowana zmiana to prawdziwa rewolucja. Numery mają mieć aż 14 cyfr.
Jak powstają takie monstra? Przed dotychczasowym numerem mamy wykręcać jeszcze zero, później numer operatora i kierunkowy. Dopiero potem będziemy kręcić dotychczasowe cyfry. To wszystko ma sprawić, że powiększy się rezerwa zasobów numeracyjnych i ujednolicone będą formaty numerów w kraju. Zamiana ma pomóc abonentom, którzy nie będą musieli pamiętać, w jakiej strefie mieszka osoba do której dzwonimy. To prawda, ale za to trzeba się uczyć w najlepszym wypadku 10-cyfrowego numeru. Prefiks operatora (np. 1033 dla TP SA) w przypadku jego pominięcia ma być wybierany automatycznie.
Pomysły takie są według wielu ekspertów zbędne. - Rozumiem, że wprowadzając dodatkowe numery zwiększy się możliwość podłączenia nowych abonentów, ale dodanie aż tylu cyfr to przesada. Poza tym, operatorzy na pewno pójdą na rękę klientom i uruchomią zlecenia tak zwanej preselekcji - mówi rzecznik TP SA w Gdańsku, Roman Wilkoszewski.
Od wprowadzania zmian odcina się Urząd Regulacji Telekomunikacji i Poczty. - Długość numerów określa w rozporządzeniu minister infrastruktury. Jeśli rozporządzenie zostanie wydane w tym roku, to od 1 stycznia 2006 r. będziemy musieli nadzorować jego realizację przez operatorów - wyjaśnia rzecznik prasowy URTiP, Jacek Strzałkowski.