We Włocławku dość radykalnie rozwiązano kwestię drogich biletów komunikacji miejskiej. Tamtejszy ratusz uznał, że skoro jest grupa mieszkańców, którzy wolą przejść pieszo odcinek jednego czy dwóch przystanków, to zachęcenie ich do przejazdu autobusem będzie z korzyścią dla komunikacji miejskiej i jej budżetu. Zaproponowali więc cenę za przejazd jednego lub dwóch przystanków w wysokości złotówki. I oto okazało się, że liczba piechurów nagle zmalała, a w miesiąc z tego typu oferty skorzystało sześć tysięcy pasażerów.
<!** reklama>
To - patrząc na cały budżet tamtejszego przewoźnika - zapewne kwota śmiesznie mała. Ważne jest jednak co innego, podkreśla to rzecznik tamtejszego magistratu. Liczy się wyrobienie nawyku jazdy komunikacją, mniejsze korki, gdy część kierowców postanowi jednak pojechać autem (bo niektóre odcinki, choć tylko dwuprzystankowe, we Włocławku są jednak dość długie). Spadnie liczba gapowiczów i... wzrośnie zadowolenie wśród mieszkańców. Kto wie, może ten ostatni aspekt będzie kluczowy w analizach ZDMiKP? Bo trudno być zadowolonym z tego, że jedzie się w tłoku, często wiekowym taborem i w dodatku płacąc za bilet nieproporcjonalnie dużo do komfortu podróży. Sama wiadomość, że mamy jedne z najdroższych biletów komunikacji w Polsce jest dla bydgoszczan dostatecznie irytująca, by chociaż z tego powodu domagać się zmian. Co istotne, ZDMiKP wydaje się być podobnego zdania. Pozostaje więc mieć nadzieję, że tamtejsi analitycy znajdą sposób na wprowadzenie tańszych biletów na krótkich trasach. Skorzystają na tym wszyscy.