Przez 31 lat pracowała jako księgowa. Jej pasją były jednak robótki ręczne. Dziś hobby stało się sposobem na życie, przynosi dodatkowe pieniądze i sprawia jej ogromną satysfakcję.
<!** Image 2 align=none alt="Image 172985" sub="Elżbietę Wierzchowską można było ostatnio spotkać przed halą na Inowrocławskiej Wystawie Gospodarczej Fot. Renata Napierkowska">Czy już w dzieciństwie wykazywała Pani takie zdolności?
Moja pasja bierze swój początek z dzieciństwa, chociaż wcale mnie wtedy nie ciągnęło do szydełkowania. Natomiast moja mama potrafiła robić piękne rzeczy szydełkiem: od ogromnych koronkowych obrusów, przez serwetki, koronki do ozdabiania mankietów i kołnierzy przy sukienkach i bluzkach po firanki na okna. Próbowała mnie zachęcić do robótek ręcznych. Wtedy jednak wolałam bawić się z koleżankami, więc wiecznie miała do mnie pretensje i narzekała, że nic po niej nie odziedziczyłam.
Kiedy zaczęła się więc Pani interesować ręcznymi robótkami?
Z zawodu jestem księgową. Przez 31 lat zajmowałam się liczeniem, rachunkami, rozliczaniem w Spółdzielni Ogrodniczej i Inosolu. Kiedy urodziły się dzieci i byłam na urlopie wychowawczym, zaczęłam w wolnym czasie robić szydełkiem poduszki. Coś widać, jednak z tych nauk mamy we mnie zostało, chociaż różnych wzorów szydełkowania nauczyłam się sama. Pierwszą większą rzeczą, jaką zrobiłam i byłam z niej naprawdę zadowolona, był komplet dla córki z wełny zrobiony szydełkiem w postaci spódniczki i pelerynki ozdobiony bukiecikami fiołków. Najpierw robiłam serwetki, potem obrusy na ławę i stół. Traktowałam jednak to zajęcie jako hobby. W wolnym czasie po powrocie z pracy siadałam i szydełkowałam. Kiedy jednak to mnie zaczęło nudzić, bo praktycznie wzory się powtarzały, przerzuciłam się na haftowanie serwetek i bieżników. Wyszywałam dla siebie, siostry. Kiedy szłam do kogoś na imieniny, to zamiast kupować gotowy prezent, wręczałam własne serwetki czy obrusy.
<!** reklama>Patrząc na Pani stoisko, to nie tylko wyszywanie i koronki stanowią Pani hobby?
Tak to już ze mną jest, że jak jedna robota zaczyna mnie nudzić, to wynajduję sobie następne zajęcie. Przez jakiś czas zajmowałam się zdobieniem jajek na Święta Wielkanocne. Robiłam pisanki z wydmuszek i to różnymi metodami: malowałam na nich wzory, wycinałam je z kolorowych papierów i naklejałam. Większość moich pisanek rozdawałam, albo sprzedawałam za grosze w pracy. Zostawiłam sobie kilka najładniejszych, najciekawszych, jak chociażby pisankę z jajka strusia. Tak na serio to zaczęłam się zajmować rękodzielnictwem dopiero na emeryturze. Trzeba było coś zrobić z nadmiarem wolnego czasu, więc zamiast siedzieć bezczynnie przed telewizorem zaczęłam robić różne ozdoby. Od znajomej dostałam wzory motylków, gwiazdorków, aniołków, kurczaków, zajączków i zajęłam się wytwarzaniem świątecznych ozdób. Wzory zaczęłam udoskonalać, ubarwiać, dodawać nowe elementy i trudnię się tym do dziś.
Nie robi Pani już jednak tylko dla siebie i znajomych, bo można Pani twórczość podziwiać na wystawach, a także kupić ozdoby...
Ktoś mi poradził, żebym się zgłosiła do Kujawskiego Stowarzyszenia Twórców Kultury. Wstąpiłam tam w 2006 roku. Od tego czasu mam możliwość wystawiania i prezentowania swoich wyrobów na wystawach w muzeach, a także mogę je sprzedawać na stoisku w Solankach i na jarmarkach oraz kiermaszach. Dwa razy w roku można oglądać moje prace w Muzeum im. Jana Kasprowicza w Inowrocławiu na wystawach rękodzieła.
Czy z takiej działalności można się utrzymać i zarobić na życie?
No raczej trudno byłoby zarobić na życie. Każda rzecz wymaga dużo pracy, a same nici do wyrabiania koronek są coraz droższe. Więcej mi to daje satysfakcji, niż pieniędzy, ale kiedy jest okazja to, oczywiście, biorę udział w jarmarkach czy kiermasze i tam sprzedaję swoje artykuły.
Bierze też Pani udział w poważnych imprezach i zdobywa nagrody? Pani ozdoby trafiają też za granicę...
To, że należę do stowarzyszenia pozwala mi brać udział w takich imprezach, jak Inowrocławska Wystawa Gospodarcza. To właśnie tam dostałam nagrodę w 2008 roku z rąk prezydenta za najciekawsze stoisko rękodzielnictwa, co było bardzo miłym wyróżnieniem. Czasami kupują moje wyroby zagraniczni goście. Kiedyś jednej pani z Francji, która przyjechała do Inowrocławia tak się spodobały moje serwetniki i motyle, że kupiła to, co miałam na stoisku i zamówiła dodatkowy komplet na drugi dzień, bo wyjeżdżali. Prawie przez całą noc pracowałam, żeby zdążyć wykonać to zamówienie.
Czy któreś z Pani dzieci lub wnuków wykazuje takie zdolności?
Raczej nikt nie próbuje iść w moje ślady. Żałuję jednak, że nie zostałam dekoratorem wnętrz, ale nie miałam zdolności do rysowania. Zawsze lubiłam coś urządzać, zmieniać i to mi zostało. Czasami, jak wchodzę do jakiegoś pomieszczenia, to mam ochotę poprzestawiać wszystko. Ozdoby robię z różnych rzeczy. Czasami zobaczę kamień czy korzeń i też wyrabiam z nich stroiki. Znajomi się śmieją, że idę do lasu, to zbieram zamiast grzybów szyszki, by zrobić z nich choinkę, albo targam jakąś powykręcaną gałąź do dekoracji. Przez jakiś czas wyrabiałam ręcznie biżuterię, ale to zajęcie też porzuciłam, bo jest bardzo pracochłonne. Mam jednak zachowane komplety dla siebie i córki.
Czy oprócz rękodzieła ma Pani jeszcze czas na inne zainteresowania czy hobby?
Drugą moją pasją jest hodowla storczyków. Najwięcej satysfakcji sprawia mi, jak kupię doniczkę, w której kwiaty przekwitły, a u mnie pięknie rozkwitają na nowo i cieszą oczy. Mam ich już kilkanaście, a byłoby ich jeszcze więcej, tylko nie mam ich gdzie już stawiać.