Po ostatnim kryzysie, tym w 2008 roku, ceny nieruchomości przez długi czas utrzymywały się na wysokim poziomie. Trzeba było czekać kilkanaście miesięcy, aż zaczną spadać. Kryzys, spowodowany przez koronawirusa, może podobnie wpłynąć na rynek mieszkaniowy.
Lata wzrostów i rekordów
Od 2016 roku wzrastały ceny mieszkań w Kujawsko-Pomorskiem. - Przeciętna cena mieszkania, sprzedawanego w 2016 roku, wynosiła w naszym regionie 3197 złotych za metr kwadratowy – informuje Michał Cabański, specjalista ds. obsługi mediów w Kujawsko-Pomorskim Ośrodku Badań Regionalnych z siedzibą w Bydgoszczy. Rok później za metr trzeba było już zapłacić 3601 zł, w 2018 roku – 3938 zł, natomiast w ubiegłym roku stawka za metr przekraczała 4000 zł: kształtowała się na poziomie 4071 zł za m kw. To znaczy, na przestrzeni paru lat mieszkania podrożały o ponad 27 procent.
Największe podwyżki odnotowały największe miasta w województwie. - W Bydgoszczy jeszcze w 2016 roku metr kosztował przeciętnie 3802 zł, zaś w 2019 roku było to już 5334 zł – dodaje Cabański. To oznacza skok o ponad 40 procent.
Toruń: kto kupował mieszkanie w 2016 roku, na metr przeznaczał około 4120 zł za m kw., a już w 2019 roku średnia stawka za metr wzrosła o ponad 30 procent i wynosiła jeszcze więcej niż w Bydgoszczy, bo 5421 zł.
Przez wiele lat w Bydgoszczy, największym mieście województwa, mieszkania były najdroższe. Teraz na toruńskim rynku mieszkaniowym ceny często są wyższe niż w Bydgoszczy.
Tyle płaciliśmy za mieszkania
Ceny szybowały, bo i polska gospodarka nam się rozpędziła. Zatrudnienie i pensje konsekwentnie wzrastały, a bezrobocie niemal z miesiąca na miesiąc malało. Zdolność nabywcza Polaków wzrosła. Wiosną 2016 roku pojawiło się jeszcze świadczenie „500 plus”, które wiele rodzin zachęciło do inwestowania, choćby właśnie w mieszkania. Przykładowo: w 2016 roku mieszkańcy województwa kupowali mieszkanie przeciętnie za prawie 164 tysiące złotych, a w zeszłym roku – za ponad 206 tys. zł. Obecnie w Bydgoszczy, Toruniu czy Włocławku właściwie na palcach obu rąk można policzyć mieszkania (chociażby te najmniejsze), które można kupić za mniej niż 100 tys. zł.
Pierwszy kwartał bieżącego roku, o który przecież pandemia zahaczyła (bo pojawiła się w pierwszej połowie marca), okazał się jednym z najlepszych w historii branży. - W I kwartale 2020 r. firmy, należące do Związku Firm Pośrednictwa Finansowego, zanotowały drugi najwyższy w historii wynik sprzedaży kredytów hipotecznych, który wyniósł 8,2 mld zł. Jest on o 28 procent wyższy niż w analogicznym okresie zeszłego roku – zaznaczają w ZFPF.
Były rekordy i nagle nastąpił koronakrach. Z analizy RynekPierwotny.pl oraz money.pl, dotyczącej cen ofertowych nowych lokali wynika, iż na początku pandemii ceny jeszcze rosły – nawet o ponad 100 zł za metr.
Wiadomo, że później koronawirus ceny mieszkań trochę zatrzymał. Według analizy HRE Investments, w perspektywie najbliższego czy najbliższych dwóch kwartałów rynek nieruchomości czeka stabilizacja cen. - Mimo to rodzima mieszkaniówka prawdopodobnie nie odczuje gwałtownych wstrząsów, gdyż rynek deweloperski przez ostatnie 7 lat był mocno rozgrzany – twierdzą eksperci HRE Investments. Osoby, które liczyły na drastyczny spadek cen, mogą się dzisiaj rozczarować.
Czas wszystko pokaże
Nie wiadomo jednak, czy stawki za mieszkania spadną przez pandemię. Skutki obecnej sytuacji widać we wszystkich sektorach gospodarki. To z kolei dodatkowo utrudnia prognozowanie ewentualnych zmian w branży nieruchomości.
- Nie należy spodziewać się obniżek cen mieszkań – przekonuje Mirosław Kujawski z zarządu firmy Develia. - Sprzedaż mocno wyhamowała, ale nie oznacza to, że klienci zrezygnują z zakupu mieszkań, bo ceny z dnia na dzień okazały się dla nich zbyt wysokie. Sprzedaż wyhamowała, ponieważ utrudnione jest prowadzenie niemal każdej działalności gospodarczej. Wszyscy obawiają się o przyszłość i wstrzymują z decyzjami, które nie dotyczą najważniejszych potrzeb. Kiedy sytuacja zacznie się stabilizować, sprzedaż mieszkań ponownie ruszy.
