Jan przestał chodzić po śmietnikach, Tomasz wyrwał się ze slumsów, Hanka wróciła do aktywnego życia. Niektórzy mają studia, inni tylko podstawówkę. Niepełnosprawni intelektualnie, uzależnieni od alkoholu i pomocy społecznej albo tylko zwyczajnie niezaradni. Bogu dziękują, że trafili w miejsce, w którym dostają drugą szansę.
<!** Image 2 align=right alt="Image 123031" sub="Jan Prądziński, lat 56. Był spawaczem, kelnerem i kolejarzem. Potem przez 12 lat nie mógł znaleźć pracy. W końcu zaczął chodzić po śmietnikach. Teraz jest złotą rączką w Polskim Towarzystwie Ekonomicznym i wkrótce dostanie podwyżkę. / Zdjęcia: Piotr Schutta">Pani Hanna jest po studiach przyrodniczo-technicznych, przez 15 lat pracowała na wyższej uczelni. Problemy ze zdrowiem i opieka nad obłożnie chorą mamą wykluczyły ją z życia zawodowego i życia w ogóle na kilkanaście długich lat.
- Mój wiek? Po pięćdziesiątce, ale przed sześćdziesiątką - uśmiecha się dyplomatycznie kobieta. Ma na sobie wrzosową bluzkę i elegancką garsonkę. Jest osobą pogodną i elokwentną. Trudno uwierzyć, ale przez ostatnie cztery lata, gdy po śmierci matki chciała wrócić do zawodu, nagle wszystkie drzwi się przed nią zamknęły. Chodziło o wiek.
- To niesprawiedliwe, bo ja się czuję młodo i jestem zdolna do pracy - mówi Hanna. Do bydgoskiego Centrum Integracji Społecznej trafiła za namową pracownika socjalnego. Przyznaje, że była na skraju rozpaczy. Bez środków do życia, bez wiary w siebie. Depresja się pogłębiała. Do CIS szła niechętnie, bo instytucja ta kojarzyła jej się z patologią - alkoholikami, byłymi więźniami i bezdomnymi. Myślała: „Cóż oni mogą mi zaproponować prócz pracy fizycznej?”
Cel jest jasny - umowa o pracę
Już na początku Programu Zatrudnienia Socjalnego okazało się, że jest dla niej praca w biurze.
<!** reklama>- Uwierzyłam, że mogę wrócić do życia - twierdzi kobieta. Od kilku miesięcy pracuje w dziekanacie wyższej uczelni. Na razie w ramach tak zwanej praktyki. W sierpniu ma podpisać umowę o pracę.
„Program reintegracji społecznej i zawodowej” - brzmi to trochę sztucznie, nie są to jednak nudne wykłady ani zwykły kurs zawodowy. To raczej coś w rodzaju świetlicy środowiskowej dla dorosłych, którzy stracili nadzieję na lepsze życie. Tu przy kawie i pod okiem fachowców od nowa uczą się mówić o sobie bez lęku i wstydu.
<!** Image 3 align=left alt="Image 123031" sub="Piotr Pawski nie ukrywa, że dźwiga się z szamba. Więzienie, alkohol, bezdomność.">Są spawacze, którzy nigdy nie spawali, dlatego trzeba im wytłumaczyć, że lepiej będzie, jeśli nauczą się innego zawodu. Są niepełnosprawni intelektualnie, u których nikt do tej pory tego nie zdiagnozował. Są uzależnieni od pomocy społecznej, dla których regularny tryb życia i samodzielność są abstrakcją.
Pierwszy miesiąc programu to diagnoza zawodowa, zajęcia z psychologiem i doradcą rynku pracy. Potem jest przygotowanie do rozmowy kwalifikacyjnej i - jeśli wszystko pójdzie dobrze - sześciomiesięczna praktyka; trzy dni w pracy, dwa dni w ośrodku na warsztatach motywujących i aktywizujących.
- O ósmej rano trzeba być w ośrodku. Dla niektórych to nieosiągalne. Niestety, nie wszystko wygląda różowo. Część osób rezygnuje w okresie próbnym. Inni znikają po wypłacie świadczenia integracyjnego albo uciekają w chorobę. Niektórzy w dniu, w którym mają odbyć pierwszą w swoim życiu poważną rozmowę kwalifikacyjną z pracodawcą, przychodzą pod wpływem alkoholu - opowiada Andrzej Jankowski, dyrektor CIS w Bydgoszczy.
Centrum prowadzi swój program od trzech lat, aktualnie trwa dziewiąta edycja. Grupy liczą od kilkunastu do kilkudziesięciu osób. Ośrodek współpracuje z około czterdziestoma firmami prywatnymi i instytucjami publicznymi. Każdy, kto utrzyma się w programie (od 7 do 12 miesięcy) i w czasie półrocznej praktyki udowodni, że można na nim polegać, ma zagwarantowaną umowę o pracę.
<!** Image 4 align=right alt="Image 123031" sub="Tomaszowi życie też nie słało róż pod nogi. Urodził się z porażeniem mózgowym. Dziś jest w kadrze Polski, trenuje, pracuje - jest samodzielny.">Z dna się podniosłem...
Jan Prądziński ma 56 lat. Pracował jako spawacz w stoczni, kelner w ośrodku wczasowym i murarz na budowie. Przez wiele lat był też manewrowym na kolei. Po zwolnieniu przez dwanaście lat nie umiał sobie znaleźć miejsca. Przez ostatnie lata wegetował, zbierając odpadki po śmietnikach.
- Chyba sam Pan Bóg mi pomógł uwierzyć w siebie - mówi mężczyzna machając raźnie pędzlem po ścianie. W Polskim Towarzystwie Ekonomicznym pracuje już prawie rok, formalnie jako pracownik gospodarczy, w istocie jest tak zwaną złotą rączką. Remontuje, naprawia, robi zakupy, jest nawet kelnerem podczas kursów i konferencji.
- Z dna się podniosłem - wyznaje mężczyzna. Teraz marzy o tym, by mieszkanie w spalonej kamienicy zamienić na jeden choćby pokój w lepszym miejscu.
- Wystarczy udowodnić, że człowiekowi zależy na pracy. Jeśli to pokaże, nikt nie patrzy na jego niepełnosprawność umysłową, wiek, czy na to, że siedział w więzieniu - zapewnia Andrzej Jankowski. - Przychodzą do nas ludzie, którym nikt nie dał w życiu szansy.
U Michała zdiagnozowano guz móżdżku, gdy miał pięć lat. Operacja, naświetlania, rehabilitacja. Skończył liceum, dostał się na studia i nagle wszystko stanęło w miejscu. Na trzecim roku historii dał sobie spokój. Nie był w stanie zaliczyć historii średniowiecza. Jest osobą niepełnosprawną. Właśnie kończy program. Od kilku miesięcy pracuje w centrum monitoringu straży miejskiej.
- Składałem CV gdzie się tylko dało. W końcu trafiłem do urzędu pracy i pewnego dnia zadzwonił do mnie pan Adam z Centrum Integracji Społecznej - opowiada Michał.
- Często jest tak, ze trafiają do nas osoby niepełnosprawne, które nigdy nie stanęły przed komisją do spraw orzekania o niepełnosprawności. Nikt ich nie ukierunkował, nie pokazał, co mogłyby w życiu robić. Siedziały bezczynnie w domach - mówi Adam Wojtynka, pracownik socjalny CIS.
Maria się nie poddaje
Tomasz urodził się z porażeniem mózgowym, w dodatku w rodzinie z problemem alkoholowym. Mógł pozostać w bloku socjalnym, tam, gdzie mieszkają do dzisiaj rodzice, mógł popaść w uzależnienie, wegetować na garnuszku opieki społecznej. Ale spróbował inaczej.
- Już w trzecim miesiącu praktyk pracodawca Tomka podpisał z nim umowę. Docenił to, że chłopak jest solidny. To był chyba nasz rekord - dodaje Andrzej Jankowski. Rekord CIS-u i niejedyny rekord Tomasza. Dwudziestolatek jest mistrzem Polski juniorów w rzucie dyskiem wśród niepełnosprawnych. Trenuje sześć razy w tygodniu, pracuje, sam utrzymuje mieszkanie chronione, które otrzymał czasowo w ramach programu. Marzy o własnym lokum.
Maria przez 20 lat zajmowała się domem i dziećmi. Od lutego tego roku pracuje w miejskim archiwum jako sprzątaczka i uczy się w liceum dla dorosłych. Zawsze marzyła, by podnieść wykształcenie.
- Cieszę się, że mam pracę, ale na razie jest ciężko. Brakuje czasu dla dzieci, za naukę w liceum trzeba płacić. Ale nie poddaję się, z czasem może to się ułoży - uśmiecha się kobieta.
Piotr Pawski jest bezdomnym. Siedział w więzieniu, pił, żył byle jak, z byle kim.
- Może skończy się mój pech. Mam szansę na pracę przy segregacji odpadów i na pokój socjalny. Mogę nawet szambo wywozić - mówi mężczyzna.
Z ostatniej chwili: Piotr Pawski przeszedł pomyślnie rozmowę kwalifikacyjną. Dostanie pracę na razie na pół roku.