A do tego z poczuciem niemiłym, że dalej będę trafiał… Bo z jednej strony mamy festiwal dobrych wujów i super ciotek, co to w kampanii wyborczej obiecają nam każdy kosmos. A z drugiej nas, Polaków-szaraków, z których 90 proc. deklaruje w sondażach wiarę szczerą w to, że polityka nie wpływa na ich życie. Ależ wpływa, kochani! Wpływa na każdy płacony przez was rachunek.
Ot, w mieście Toruniu ogłoszono właśnie zamknięcie mojej ulubionej kawiarni. Bo, jak stwierdziła urocza pani właścicielka, ceny produktów tak poszybowały, że musiałaby albo przejść na tanie zamienniki – co to smakują, jak kosztują – albo poszybować z cenami, a tego nie chce. Gwoździem do trumny okazała się podwyżka pensji minimalnej z obciążeniami ZUS. A w mieście Bydgoszczy na przykład dzielni spółdzielcy mieszkaniowi zirytowali się solidnie, gdy dostali info o podwyżkach czynszów – bo wzrost i kosztów wszelakich, i pensji minimalnej sprawił, że ich zaboli. Bo kogoś musi zaboleć. I naprawdę polityka nas nie dotyka?
Swoją drogą zawsze fascynowały mnie te narodowe zdziwienia, bo nie trzeba być ekonomistą wybitnym, żeby wiedzieć, że jak jest przyczyna, to musi być i skutek. Rozdano 500+? To się nie dziwmy, że stawki opiekunek do dzieci natychmiast skoczyły. Podrożał prąd? To się nie dziw chłopie, że bułka kosztuje dziś tyle, co niedawno trzy. Polityk rumiany obwieścił, że płaca minimalna pofrunie w górę? To super, tylko się nie dziw, że solidnie skaleczy to na przykład samorządy i nie będzie na remont twojego chodnika. Zwiększono obciążenia ZUS dla przedsiębiorców? To się nie dziw, że za wymianę śrubki w aucie płacisz jak za auto. Bo gdzieś zawsze na końcu łańcuszka jest ten, który płaci. I tym kimś zawsze jesteś ty, drogi rodaku.
Bo, jak nauczała pani Thatcher, jeśli rząd mówi, że komuś coś da, to znaczy, że zabierze tobie, bo rząd nie ma żadnych własnych pieniędzy. I tu na koniec nutka optymizmu, delikatna jak te słonko jesienne. Z ostatnich badań wynika, że na pytanie, jakie jest źródło pieniędzy na „500+”, o 5 proc. spadła liczba odpowiedzi „pieniądze rządowe”, a o 6 proc. wzrosła „podatki, które ja płacę”. Z optymizmem udaję się więc na ostatnią kawę. Zanim polityka zamknie mi kawiarnię.
