Symbol miasta, bydgoski „Kujawiak” z końcem roku przestanie istnieć. Ta strata wpisuje się w ciąg likwidacji i przekształceń lokalnych firm, które trwają od początku lat 90.
<!** Image 3 align=right alt="Image 41152" sub="Choć w bydgoskim „Romecie” produkowano rocznie dziesiątki tysięcy rowerów (pod koniec lat 70. rocznie składano ich 250 tysięcy!), dwukołowce były niedostępne dla zwykłego śmiertelnika ">Nie sprostały konkurencji Zakłady Rowerowe „Romet”. Kiedyś, wysyłające swoje produkty nawet do Chin, potem przez Chińczyków pogrążone. Gdy do Polski przyszła moda na „górale”, bydgoski zakład produkował nadal toporne, ciężkie i niemodne rowery, o których kiedyś mówiło się, że są bezkonkurencyjne - bo innych nie było. Gospodarcze przemiany dotknęły też Pomorskie Zakłady Przemysłu Obuwniczego „Kobra”, który podobnie jak „Romet”, w porę nie zauważyły zmian.
Ofiary kapitalizmu
- Ludzie „zabijali się” o nasze buty. Produkcja szła na cały kraj. W Bydgoszczy mieliśmy sklep firmowy przy ulicy Gdańskiej. Pracowałem w transporcie, a popyt był tak wielki, że wynajmowaliśmy inne firmy, żeby tylko rozwieźć towar. Upadliśmy, bo mieliśmy duże koszty i sporo ludzi - uważa pan Ryszard, pracownik „Kobry”.
- Większość produkcji trafiała na szerokie tory, czyli do Związku Radzieckiego - wspomina inny pracownik. - Buty były sznurowane, ale brzydkie i toporne, na początku lat 90. ludzie już nie chcieli ich kupować.
<!** reklama left>Nie ma już w Bydgoszczy Zakładów Przemysłu Owocowo-Warzywnego w Fordonie, nie ma Bydgoskiego Kombinatu Budowlanego „Wschód”. Padło Przedsiębiorstwo Modernizacji Przemysłu Maszynowego „Techma”, nie istnieją Bydgoskie Zakłady Obuwia „Brda”. Wspomnieniem są też Bydgoskie Zakłady Zielarskie „Herbapol” i Zakład Przetwórstwa Dziewiarskiego „Dzianotex”.
- Pamiętam jak z „Eltry” odchodziło na początku lat 90. 1000 osób. W biurze pracy nie byliśmy w ogóle przygotowani do przyjęcia tylu ludzi. Przez kilka miesięcy wysyłaliśmy swojego pracownika do ich biurowca, żeby tam wypłacał zasiłki. „Romet” z kolei zwalniał na 14 rat. Każda z nich to zwolnienia grupowe - o atmosferze tamtych czasów mówi Barbara Grabowska, dyrektor PUP w Bydgoszczy. - Wtedy firmy zatrudniały setki ludzi. Taki „Modus” - ponad dwa tysiące, teraz garstka. Podobnie „Famor”, „Telfa” czy „Formet”. W samym „Fotonie” było prawie 800 osób, obecnie na ulicy Pięknej „kręci się” kilkanaście. Wtedy 1000 zatrudnionych to było 1000 zatrudnionych. Teraz ten tysiąc ma zupełnie inną wartość. Wiadomo bowiem, że pracują na niego dziesiątki innych firm zewnętrznych, od sprzątania i ochrony po księgowość i transport.
Nowe twarze miasta
Wiele przedsiębiorstw, niegdyś największych, musiało przejść bolesne zmiany. Niektóre złapały dzięki temu wiatr w żagle i dziś zajmują czołowe pozycje w kraju w swojej branży. Dawne Zakłady Naprawcze Taboru Kolejowego, do którego przyzakładowej szkoły zawodowej trafiały często najcięższe szkolne przypadki, to dziś lider w zatrudnianiu młodych inżynierów, stale współpracujący z uczelniami w regionie.
- Załamanie mieliśmy w 1996 roku, kiedy PKP wypowiedziały nam umowy, a zajmowaliśmy się głównie naprawą wagonów – wspomina Jerzy Berg, zastępca dyrektora marketingu i rozwoju w zakładzie PESA. - Sukces przyniosła nam zmiana strategii i otwarcie na rynki wschodnie. Niestety, zmiany kosztowały nas sporo. W szczytowym okresie ZNTK zatrudniały ponad 2200 osób, teraz 1700. Postawiliśmy jednak na młodych i zdolnych. Mamy największą w kraju komórkę rozwoju, w naszym biurze projektowym pracuje 80 osób. Myślę, że wiele firm w tamtych czasach „położyły” związki zawodowe. Nasze zachowywały się rozsądnie, bo rozumiały, że nawet kosztem pensji trzeba stawiać na rozwój.
Karierę zrobiły też notowana na giełdzie Bydgoska Fabryka Kabli i także giełdowa „Jutrzenka”. Przykładów jest więcej - w drodze na giełdę jest „Makrum”, spółka telekomunikacyjna „El Net” trafiła w ręce „Elektrimu”, a „Telfa” stała się częścią światowego giganta Lucent Technologies. Byłe zakłady Pollena Bydgoszcz to dziś UniLever, Centrala Rybna nosi miano Frosty, a bydgoski PolGaz to dziś Linde Gaz Polska.
Ostatni Mohikanin przemysłu
Jedyną bydgoską firmą, która od lat zatrudnia setki osób, jest „Zachem”. Jeszcze dwa lata temu nie wróżono mu sukcesu. Udała się jednak restrukturyzacja przedsiębiorstwa (bez zwolnień pracowników), a CIECH podpisał kilka dni temu umowę o przejęciu „Zachemu”.
- Na szczęście udało się go uratować - cieszy się Barbara Grabowska. - Nie będzie sytuacji, że nagle tysiąc osób o podobnym wykształceniu zjawi się w urzędzie, znalezienie im pracy byłoby bardzo trudne.
