Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sztuka znaleziona na złomie

Piotr Schutta Zdjęcia: Tomasz Czachorowski
Wzdłuż ściany ktoś równiutko poukładał w skrzynkach rupiecie. Sam złom. Pordzewiały, popękany, wyszczerbiony.

<!** Image 2 align=none alt="Image 216450" sub="Połączenie mechanicznej obróbki metalu z tradycyjnym kowalstwem przynosi zaskakujące efekty. Spawanie dzięki temu urasta do rangi sztuki, a ręczne kucie w kuźni staje się finezyjnym dopełnieniem całości. Od 20 lat spod młotów i szlifierek artystów związanych z Pracownią Radykalnej Sztuki Przemysłowej wychodzą rzeźby użytkowe, na których można siedzieć, wykorzystywać je do oświetlania przestrzeni albo magazynowania czegokolwiek. Jednemu z twórców pracowni, Maciejowi Sypryniakowi (zdjęcie po lewej), marzy się zorganizowanie festiwalu spawaczy artystów, podczas którego rzeźby powstawałyby na oczach widowni.
">

Wzdłuż ściany ktoś równiutko poukładał w skrzynkach rupiecie. Sam złom. Pordzewiały, popękany, wyszczerbiony.

W żelastwie wprawne oko wyłowi konkretne kształty: kawał rury od piecyka typu koza, przedpotopowe żelazko z duszą, zębatki od maszyn rolniczych, samochodową rurę wydechową, kawałek przewodu kanalizacyjnego, pręty, rurki, sita i nie wiadomo, co jeszcze.

<!** reklama>

- To jest złom wyselekcjonowany, bo nie wszystko się nadaje. Niektóre rzeczy są niespawalne. Nigdy do końca nie wiadomo, z jakiego stopu coś jest wykonane. Żeliwa unikam, bo po zespawaniu potrafi pęknąć przy lada uderzeniu - uśmiecha się Maciej Supryniak, poprawiając narciarskie gogle. Bierze do ręki elektryczną szlifierkę i za chwilę wnętrze przedwojennej hali fabrycznej, w której produkowano kotły dla gorzelni, rozjaśnia się snopem iskier. Powietrze wypełnia charakterystyczny swąd.

<!** Image 1 align=right alt="Image 216452" >- Z tego będzie świecznik - woła, nie podnosząc głowy znad maszyny. Zgrzyt metalu trącego o metal trudno przekrzyczeć. Powoli z dwóch części, które jeszcze przed chwilą były odrzutem, powstaje podstawa lampy, a właściwie rzeźby dającej światło. Kiedy przyjrzeć się z bliska połączonym elementom, widać, że zostały zespawane w niezwykły sposób. Metalowe blizny, powstałe w wyniku zespolenia rurki z zębatką, utworzyły nieregularne promienie, wyglądające jak ramiona słońca.

- Projekty rysuję rzadko, bo nigdy nie wiem, co znajdę na złomie - mówi Supryniak. Na wszelki wypadek na ścianie wisi stara szkolna tablica, kupiona w lumpeksie za 20 zł.

Ideą rzeźby użytkowej ze złomu Maciej Supryniak zaraził się 20 lat temu za sprawą bydgoskiego artysty Marka Thiela. - Po prostu zobaczyłem w jednym z klubów wykonane przez Marka krzesła barowe i już wiedziałem, co chcę robić w życiu - wspomina. - Dziś z Markiem współpracujemy. Mamy na koncie wiele wspólnych realizacji i pokazów.

W 1994 r. założyli pracownię, która przechodząc różne koleje losu, zmieniając skład osobowy oraz lokalizacje i nazwy, istnieje do dzisiaj.

Kilka miesięcy temu do Pracowni Radykalnej Sztuki Przemysłowej (druga nazwa to Metalkunszt) dołączył, na razie jako gość, Krzysztof Wojowski, kowal spod Gdańska, kontynuujący tradycje rodzinne odziedziczone po ojcu. Z kowalstwem związał się późno, bo dopiero jako dwudziestokilkuletni młodzian, bez powodzenia szukając wcześniej spełnienia w handlu i gastronomii. Z wykształcenia bowiem jest... kucharzem.

- Kowalstwo dało mi wolność i możliwość improwizowania, co bardzo lubię - mówi mężczyzna, włączając dmuchawę pod paleniskiem. W rozżarzonym do temperatury 1000 stopni koksie grzeją się pręty, które za moment będą kute. Wojowski nabija na kowadło prostokątny kawałek metalu z wyżłobieniami. To kształtka. Dzięki niej na obrabianym metalu odciśnie się charakterystyczny motyw.

- Metal jest bardzo plastyczny. Gdy się go rozgrzeje, można wyczarować wszystko, co tylko człowiek sobie wymyśli - dodaje Wojowski. W jego prawej dłoni, pojawia się spory młot. Po chwili, w rytmie szybkich, precyzyjnych uderzeń końcówka pręta zamienia się w kawałek roślinnej łodygi. Kolejny kawał metalu zostaje zagięty i zaokrąglony, poddając się kowalowi niczym plastelina dziecku. Po obróbce pręty trafiają do beczki z wodą deszczową, gdzie zostaną zahartowane.

- Deszczówka jest bardziej miękka. Dawniej hartowano kuty metal w wodzie z jeziora - tłumaczy Krzysztof Wojowski. Dzięki ojcu posiadł wiele tajemnic, które nadal wykorzystuje w praktyce często bezwiednie. - Nie zastanawiam się, jakiego patentu użyję. Po prostu mam to gdzieś w głowie. Ojciec nauczył mnie wielu sztuczek. Dzisiaj nazywa się to technologią - uśmiecha się kowal, a jego twarz znika w kłębach gorącej pary wodnej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!