https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Sztuka kuglowania weekendem

Polacy to pomysłowy naród. Jeden z najnowszych naszych wynalazków to długi weekend. Normalnie powinien mieć dwa dni, ale Polak z dwóch zrobi pięć i poleci wygrzać kości do Turcji. Kilka razy w roku udaje się nam tak oszukać kalendarz.

Polacy to pomysłowy naród. Jeden z najnowszych naszych wynalazków to długi weekend. Normalnie powinien mieć dwa dni, ale Polak z dwóch zrobi pięć i poleci wygrzać kości do Turcji. Kilka razy w roku udaje się nam tak oszukać kalendarz.

<!** Image 2 align=right alt="Image 101504" sub="Wymyśliliśmy długie weekendy z okazji ważnych świąt państwowych i kościelnych, ale nie mamy pomysłu na przeżywanie samych świąt. Za przykładem Krakowa podczas ostatnich obchodów Dnia Niepodległości cała Polska próbowała śpiewać pieśni patriotyczne. Na zdjęciu: śpiewanie na Rynku Nowomiejskim
w Toruniu. / Fot. Jacek Smarz">Dzień Niepodległości (jeden z dwunastu w Polsce dni ustawowo wolnych od pracy) przypadł w tym roku we wtorek, czyli niemal w środku tygodnia. Wydawać by się mogło, że z takim prezentem niewiele da się zrobić. Nic bardziej mylnego. Okazuje się, że z jednego dnia wolnego można wyczarować pięć, a przy dobrych wiatrach nawet i dziewięć dni wypoczynku. To proste.

Halo! Dokąd? Zamknięte

- Sobota i niedziela to normalny weekend. W poniedziałek mam wolne za dzień Wszystkich Świętych, który w tym roku był w sobotę, więc mogłem go sobie odebrać w dowolnym terminie. We wtorek, 11 listopada - święto. Biorę jeden dzień urlopu w środę i mam już pięciodniowy maraton leniuchowania. Ale mogę dołożyć sobie jeszcze dwa dni urlopu, w czwartek i piątek, i wtedy odpoczywam aż do niedzieli - wylicza pracownik pionu administracji jednej z bydgoskich firm. Woli się nie przedstawiać bojąc się, że przełożeni nie będą zadowoleni z jego pomysłowości. Co będzie w tym czasie robił? Z pewnością nie skupi się na śpiewaniu pieśni patriotycznych. Poleci do Turcji, na wycieczkę, którą zarezerwował sobie kilka tygodni wcześniej.

<!** reklama>Sprawdziliśmy, jak w poniedziałek wyglądało życie w Bydgoszczy i w Toruniu. Magistraty pracowały w obu miastach, ale z pozostałymi instytucjami bywało różnie. Albo były zamknięte, albo skrócono w nich czas pracy.

Do bydgoskiego Inspektoratu PZU nie można było się dodzwonić. Niektórzy zaryzykowali bez dzwonienia i jeśli przyjechali choćby minutę po trzynastej, zderzyli się z zamkniętymi drzwiami albo mieli szczęście wpaść na urzędniczkę, która przed głównym wejściem rozmawiała przez telefon komórkowy i odganiała spóźnialskich.

- Halo! Dokąd? Zamknięte. Dzisiaj krócej pracujemy - informowała.

<!** Image 3 align=left alt="Image 101504" sub="W epoce socrealizmu nawet pierwszomajowe potańcówki miały w sobie coś ponurego. Dziś
z trudem uczymy się poważne święta narodowe przeżywać na wesoło. / Fot. Dariusz Bloch">- Skąd miałem wiedzieć? Dostałem wezwanie. Mam tu napisane, że mogę się zgłosić do godziny 15 - tłumaczył 75-letni Benedykt Chilewski, który zjawił się w urzędzie z opatrunkiem na oku (nieudana operacja na zaćmę), wykorzystując przerwę pomiędzy jednym a drugim pobytem w szpitalu. Musiał odejść niezadowolony.

W Toruniu naszego reportera pogonił ochroniarz Urzędu Marszałkowskiego i Wojewódzkiego. Pracownicy tej pierwszej z instytucji mieli wolne.

- Wzięli wolne za Wszystkich Świętych? - dopytywał dziennikarz, nie ujawniając swojej profesji.

- Mówię, że nie pracują i to powinno panu wystarczyć. A jest otwarte, bo wojewódzki pracuje - wściekał się starszy mężczyzna w ochroniarskim stroju. Chodził potem za reporterem po urzędzie i krzyczał - „halo! halo!” - próbując go wypłoszyć.

- Pan mi podpadł od razu. Wszystko się nagrywa na kamerę. W środę sobie to pooglądamy i ocenimy - wypalił na koniec.

Handlowcy tracą najwięcej

Dość duże oblężenie przeżywały w obu miastach wydziały komunikacji.

- Byłoby zapewne więcej osób, ale część pewnie sądziła, że nie pracujemy - mówił Waldemar Winter, dyrektor bydgoskiego wydziału (11 listopada dyrektor poświęcił na rodzinny spacer i przyjęcie imieninowe). Jego pracownicy w poniedziałek musieli przyjść do pracy, ale dostaną za to wolne 24 grudnia, w wigilię Bożego Narodzenia.

Zawiódł się ten, kto postanowił w poniedziałek wypożyczyć książkę w toruńskiej bibliotece dla niewidomych i niepełnosprawnych. Otwarte było natomiast planetarium, które kusiło przez kilka dni biletami ulgowymi dla wszystkich. Czynne było nawet 11 listopada.

W poniedziałek odpoczywało szkolnictwo w regionie. Pracownicy administracji odebrali sobie dzień wolny za 1 listopada. Uczniowie i nauczyciele odrobili bądź będą odrabiać poniedziałek w którąś z sobót.

- Staramy się nie podchodzić do odrabiania ulgowo, ale wiem, że w innych szkołach różnie to bywa. Skraca się lekcje, puszcza się dzieci wcześniej. Chociaż nie, my też czasem kombinujemy. Jeśli można, to w taki dzień idziemy do kina lub na wycieczkę - przyznaje nauczyciel języka polskiego w jednej z podstawówek w regionie.

Eksperci od finansów nie pozostawiają złudzeń co do tego, że weekendowe leniuchowanie Polaków odbija się niekorzystnie na niektórych dziedzinach gospodarki. Zdaniem większości ekonomistów, najbardziej traci handel, który w wolne ustawowo dni jest zakazany. Koszty przestojów ponoszą też zakłady produkcyjne. Wiele z nich na kilka dni wygasza produkcję.

- Od piątku wieczorem do środy rano moja firma stoi - mówi Mirosław Ślachciak, prezes Kujawsko-Pomorskiego Związku Pracodawców i Przedsiębiorców. Prowadzi zakład produkujący akcesoria gospodarstwa domowego i motoryzacyjne. - To są straty finansowe nie do odrobienia. W listopadzie powinniśmy pracować 168 godzin, a pracujemy 148.

Korzystając z długiego weekendu Mirosław Ślachciak też wyjechał - do przyjaciół mieszkających w Berlinie. - Niemcy czy Francuzi nie mają mniej dni ustawowo wolnych, ale oni nie znają zwyczaju sztucznego przedłużania weekendu - zauważa. Mówi, że mógłby zachęcić pracowników do pracy w czasie wolnym, ale, zgodnie z kodeksem pracy, musiałby im zapłacić dwukrotnie wyższe wynagrodzenie. Mniejszym złem jest w tej sytuacji wstrzymanie produkcji.

- Za wolne dni płacimy. Choćby w wyższych cenach produktów. Te same wyroby w Polsce są droższe niż na zachodzie Europy między innymi dlatego, że nasi przedsiębiorcy muszą w kosztach produkcji uwzględnić tak zwane długie weekendy. Tu działa prosta zasada: im mniej pracujemy, tym mniej bogactwa wytwarzamy - nie ma wątpliwości Andrzej Sadowski, prezydent Instytutu im. Adama Smitha. Jego zdaniem, największe straty ponosi branża handlowa, a z zysków cieszą się gastronomia, hotelarstwo i biura podróży, bo Polacy, wzorem innych Europejczyków, coraz chętniej spędzają wolne dni aktywnie, choćby w podróży. Wolny czas związany ze Świętem Niepodległości Andrzej Sadowski poświęcił na lekturę w zaciszu domowym i spacer.

- Na długi weekend, który przypada w okresie świąt Bożego Narodzenia, nie mamy już ofert dla narciarzy. Wszystko zostało sprzedane dawno temu. Wkrótce ludzie zaczną rezerwować wycieczki na weekend majowy. Pod koniec listopada powinniśmy już coś mieć. W maju jeździmy najczęściej do Turcji, Grecji i Egiptu - mówi Adriana Płachcińska z toruńskiego biura podróży „Latour”. Nie podoba jej się porównywanie, które dziedziny gospodarki tracą, a które zyskują na długich weekendach. Jej zdaniem, pracownik wypoczęty i zadowolony jest po prostu bardziej wydajny.

Laba przed telewizorem

- Tak, ale takie przerwy w pracy wybijają z rytmu. Ktoś, kto intensywnie pracuje, nawet wolny czas będzie przeżywał ze stresem, myśląc o zadaniach, które musi wykonać. Ci z kolei, którzy pracują mniej, nie potrzebują długich weekendów - socjolog Grzegorz Kaczmarek widzi analogię między stylem pracy a wypoczynkiem. - W społeczeństwach o wyższej kulturze pracy również i forma spędzania czasu wolnego jest ciekawsza niż u nas. My źle pracujemy, wydatkując zbyt wiele energii i nieefektywnie odpoczywamy. Średnio cztery godziny dziennie spędzamy przed telewizorem.

- Przed długimi weekendami trudniej o filmy premierowe. Wszystko jest wypożyczone. Trzeba przyjść dużo wcześniej - mówi pracownica sieci wypożyczalni filmów „Beverly Hills”. Najlepiej schodzą sensacja i horrory.

Fakty

Lenistwo kosztuje miliardy

Przy okazji niedawnej dyskusji nad wprowadzeniem kolejnego dnia ustawowo wolnego od pracy (chodziło o święto Trzech Króli), rozgorzała społeczna debata, ile tracimy z powodu przestojów w pracy i tak zwanych długich weekendów. Wedle różnych szacunków, wielkość strat z powodu kilku wolnych dni może wynosić od 0,5 do 1 procenta Produktu Krajowego Brutto.

W okresie rządu Kazimierza Marcinkiewicza poczyniono wyliczenia, na podstawie których ustalono, że jeden dzień wolny kosztuje nas ok. 4 miliardów złotych.

Warto wiedzieć

Śmierć na drogach wyjątkowo lubi długie weekendy

Kilka razy w roku, przy okazji świąt państwowych i kościelnych, mamy możliwość solidnie wypocząć. Nie narażając na większy uszczerbek naszego limitu urlopowego, przy odrobinie sprytu, możemy cieszyć się w takich okresach nawet 9-dniową przerwą w pracy. Święta te to: Nowy Rok, Wielkanoc, 1-3 Maja, Boże Ciało, Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny, Wszystkich Świętych, Dzień Niepodległości, Boże Narodzenie. Jest to również okres wzmożonego ruchu na drogach, co, niestety, widać w policyjnych raportach.

Od kilku lat statystyki Komendy Głównej Policji uzupełniane są o nową pozycję - „długie weekendy”. Podawane tam zdarzenia dotyczą wypadków drogowych.

Jak wynika z danych policji, najdłuższy weekend majowy mieliśmy w ubiegłym roku. Liczył sobie aż 10 dni! Śmierć na drogach poniosło 112 osób, a prawie 1500 odniosło obrażenia. Złapano ponad 4 tysiące pijanych kierowców i rowerzystów. Jak łatwo się domyślić, podczas tegorocznej majowej przerwy w pracy, liczby te spadły o połowę, bo mieliśmy mniej wolnego. W czasie pięciu dni - od 30 kwietnia do 4 maja tego roku - zginęły 54 osoby.

Na przykładzie danych analizowanych przez policję doskonale widać, że nawet z jednego dnia ustawowo wolnego potrafimy zrobić sobie kilkudniowy urlop. Tak jest każdego roku w Boże Ciało oraz Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny 15 sierpnia. Tylko w ubiegłym roku w wolne dni związane z tymi świętami zginęło w sumie ponad 130 osób, rannych było ok. 1700, złapano przeszło 5 tysięcy pijanych kierowców.

Tegoroczne święta wielkanocne (4 dni) to 345 wypadków, 50 zabitych, 472 rannych, 1332 nietrzeźwych.

Wigilia Bożego Narodzenia przypada w tym roku w środę. Można więc założyć, że niektórzy z nas wezmą tego dnia wolne i przedłużony weekend liczyć będzie 5 dni. Podobnie było w 2006 roku. W 500 wypadkach straciło życie 96 osób. Było 683 rannych i 1945 pijanych.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski