Rozmowa z ELŻBIETĄ KANTOREK, właścicielką Galerii „Kantorek”
<!** Image 2 align=right alt="Image 79318" sub="Fot. Tadeusz Pawłowski">Obrażanie się na rzeczywistość to chyba nie Pani obyczaj?
Na pewno nie! Zresztą, jak się można obrazić na rzeczywistość?
Choćby kontestując, lub udając się na „wewnętrzną emigrację”...
Nie, jestem raczej osobą, która - jeśli dzieje się coś nie po jej myśli - stara się z tą rzeczywistością walczyć.
Pytam w kontekście pojawienia się „Galerii Drukarnia” pod oknami Pani galerii. Zamiast się oburzać, postanowiła Pani „obłaskawić wroga” i zaanektować fragment powierzchni na działalność wystawienniczą.
Pomysł nie jest mój, tylko szefowej BIK-u Alicji Dużyk. Mnie samej było po prostu smutno, gdy zniknęły dotychczasowe budynki. Podobno musiały być wyburzone ze względu na zaołowienie w wyniku drukarnianej przeszłości. Tymczasem budynki wrosły już w tę przestrzeń, czas powstania tego stojącego - później, co prawda, przebudowanego - od ul. Jagiellońskiej to rok 1814... Jednak zapadła decyzja o rozbiórce, jest nowy obiekt i co - mamy go omijać? Trzeba się do niego przyzwyczaić! A nawet spróbować wykorzystać. Uważam, że również w centrach handlowych można pokazywać dzieła artystyczne. W końcu tam przewija się sporo ludzi! Dlatego, gdy Alicja Dużyk przyszła do mnie z pomysłem „galerii w galerii” - zgodziłam się. Przychylna była dyrekcja „Drukarni” i na otwarciu padło nawet stwierdzenie, że skoro w nazwie obiektu jest „galeria”, niech będzie nią też dzięki prezentacji sztuki właśnie.
Sprytnie! W niedawnej rozmowie Wacław Kuczma zauważył, że w sposób nieuprawniony nadużywa się u nas określenia „galeria”.
<!** reklama>Dotąd galeria odnosiła się do pewnych struktur architektonicznych i mieliśmy ją np. w teatrze. Najczęściej jednak była pojmowana jako miejsce prezentacji dzieł sztuki - począwszy od galerii pałacowych, po dzisiejsze. Ale od jakiegoś czasu, faktycznie, zaczęto tę nazwę przypisywać wielkim domom handlowym. Efekt jest taki, że gdy do nowo budowanej „Galerii Pomorskiej” ogłoszono nabór pracowników, w „Kantorku” pojawili się chętni! Kiedy indziej dziecko, będąc u mnie z rodzicami, pytało ze zdumieniem, dlaczego ta galeria jest taka mała? Widocznie wcześniej było w tzw. wielkopowierzchniowym sklepie! To śmieszne, ale trudno tu coś zmienić. „Galeria” brzmi lepiej, bardziej interesująco...
Nobilituje miejsce, w którym spędzanie czasu staje się dla wielu sposobem na życie...
A skoro tylu klientów tam przychodzi - warto, pomyślałyśmy sobie, by spojrzeli też na dzieła sztuki. Może kogoś to zainteresuje? Zainspiruje do dalszego kontaktu z twórczością artystyczną, ewentualnie do kupienia czegoś. Na razie mamy fotografie, ale już widzę, że ludzie przystają, oglądają. Następna wystawa to będą obrazy Janusza Macieja Kochanowskiego. A w czerwcu zaprosimy na prezentację przestrzenną, bo chcemy wyjść poza sztalugi i zagospodarować przestrzeń otwierającą się do góry, do nieba.
Schodząc na ziemię: zakładacie też sprzedaż dzieł sztuki. Jest w ogóle ruch w interesie?
Nawet większy, niż dotąd. Ludzie coraz częściej, zamiast kompletu garnków, kupują obraz jako prezent ślubny, albo szukają czegoś ładnego do dekoracji domu. Co prawda, ciągle najistotniejsza jest rama, a ja bym chciała, żeby to do obrazu dobierano resztę! Rozmawiam o tym z klientami, ale nie narzekam, bo na jakimś etapie staje się ważne nie tylko urządzenie techniczne ułatwiające życie, ale też sztuka.
A może to efekt wyjścia „w miasto”, do muzeum, teatru, bwa? W Pani witrynie też odbył się happening w ramach teatralnego projektu „Po co tyle żreć/Szekspir”.
Spodobała mi się idea, ale realizacja już mniej. Większość ludzi określiła to dziwactwem. Chyba zabrakło pełniejszej informacji... Jestem otwarta na różne działania, ale zdecydowanie bliższe są mi te Szkoły Bydgoskiej, dlatego z otwartymi ramionami przyjęłam jej powrót. Od 1991 r. i pierwszej wystawy pn. „Świetlica”, potem do 2000 r. Gruse, Stasiulewicz i Zieliński działali wspólnie, potem to zawiesili, choć nie zerwali kontaktu, a w lutym tego roku powrócili z „Kasetką”. Od tego czasu mamy już w niej drugą odsłonę pn. „Martwa natura”.
Ludzie rozumieją „co autor miał na myśli”, skoro sami twórcy mówią o tych działaniach, że są „świadomie utopijne”?
Na pewno ta aktywność nie uzyskuje jednoznacznego odbioru. Dla wielu ludzi sztuka pozostaje formą daleką od życia, pomimo że już kilkanaście lat temu Szkoła Bydgoska zainicjowała akcję „Pomyśl o sztuce”’ i rozklejała małą grafikę zarówno w miejscach oficjalnych, jak i na śmietnikach. Ingerowała w przestrzeń Bydgoszczy, wskazując, że sztuka tak naprawdę jest wszędzie i trudno się bez niej obejść. Choćby dlatego, że zmusza do zastanowienia.
Teczka osobowa
- Elżbieta Kantorek - historyk sztuki.
- Przez 13 lat pracowała w Muzeum Okręgowym im. Leona Wyczółkowskiego.
- Od 1990 r. współwłaścicielka, z Wiesławą Dubrowin, Galerii „Kantorek” zajmującą się sprzedażą dzieł sztuki i działalnością wystawienniczą.
- Od 3 lat prowadzi galerię samodzielnie.
