W Wąbrzeźnie dziecko z gorączką 39,5 stopnia Celsjusza odesłano do domu. Mogło umrzeć
Przypomnijmy, że 25 sierpnia ok. g. 22 w Nowym Szpitalu w Wąbrzeźnie pojawiła się mieszkanka powiatu wąbrzeskiego ze swoim piętnastomiesięcznym dzieckiem, które miało gorączkę 39,5 stopnia Celsjusza. Matka z dzieckiem nie została jednak przyjęta do szpitala - jeden z pracowników (prawdopodobnie pielęgniarka lub salowa) powiedziała jej, że lekarza nie ma, bo jest na kwarantannie, a nawet gdyby był, to by dziecka nie zbadał, bo dziecko to ma objawy zarażenia koronawirusem.
Koronawirus - czy już go miałeś? Zobacz, jak można to sprawd...
Na tym nie koniec - wspomniana pracownica szpitala miała wyrzucić matkę z dzieckiem z budynku lecznicy. Ok. g. 1 do domu tej rodziny karetką przyjechali medycy, którzy przetransportowali dziecko do szpitala w Grudziądzu. Tam miało się okazać, że gdyby gorączka jeszcze dłużej się utrzymywała, to mogłaby zabić piętnastomiesięcznego malucha. Co więcej, matka usłyszała już po wyjściu ze szpitala w Wąbrzeźnie, że lekarz w tym szpitalu przyjmuje i ma dyżur, a mimo to nie przyjął dziecka. O sprawie pisaliśmy
Krótko po zdarzeniu zapytaliśmy rzecznika Nowego Szpitala w Wąbrzeźnie, czy zarząd szpitala wie o tej sytuacji. Otrzymaliśmy wtedy odpowiedź, że sprawa jest znana zarządowi i jest to wyjaśniane.
Przeczytaj także:
W Wąbrzeźnie doszło do nieporozumienia. Zarządowi szpitala jest przykro i rozmawia z pracownikami
Po dwóch tygodniach od zdarzenia zapytaliśmy, co udało się ustalić w tej sprawie, czy ją wyjaśniono i jakie w związku z tym podjęto kroki.
Jak odpowiedziała nam 13 września Marta Pióro, rzecznik prasowy Nowego Szpitala w Wąbrzeźnie, zarząd szpitala przeprowadził szczegółowe postępowanie wyjaśniające. - Doszło do nieporozumienia, z powodu którego jest nam bardzo przykro. Przeprowadziliśmy rozmowy z pracownikami na temat właściwej komunikacji i przyjmowania pacjentów na izbie przyjęć - przekazała nam Marta Pióro w imieniu zarządu szpitala.
Dopytaliśmy jednak, co w tym przypadku oznacza nieporozumienie. Czy tak wytłumaczyła swoje słowa pani pielęgniarka lub salowa, a może lekarz? Czy może pacjentce powiedziano coś innego, a pacjentka ta źle te słowa zrozumiała? Otrzymaliśmy odpowiedź.
- Przykro nam, że do takiej sytuacji doszło. Bardzo nam zależy, aby pacjenci czuli się bezpiecznie. Wyciągnęliśmy z tego zdarzenia wnioski, aby podobne sytuacje nie miały miejsca
- mówi nam Marta Pióro, rzecznik prasowy Nowego Szpitala w Wąbrzeźnie.
Pytaliśmy także, czy pracownicy, którzy są zamieszani w tę sytuację poniosą jakieś konsekwencje, jednak nie otrzymaliśmy odpowiedzi na to pytanie.
