https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Szkoda naukowego wysiłku...

Krzysztof Błażejewski
Bydgoscy Niemcy we wrześniu 1939 roku nie byli wcale „tacy święci”, a publikacje prof. Jastrzębskiego wpisują się w nurt antypolskiej propagandy i ocierają o śmieszność - twierdzą nasi Czytelnicy.

Bydgoscy Niemcy we wrześniu 1939 roku nie byli wcale „tacy święci”, a publikacje prof. Jastrzębskiego wpisują się w nurt antypolskiej propagandy i ocierają o śmieszność - twierdzą nasi Czytelnicy.

<!** Image 2 align=right alt="Image 137141" sub="To jedno z ujęć, jakimi hitlerowska propaganda epatowała Niemców w pierwszych latach wojny, przedstawiając zabitych jako „ofiary polskiego zezwierzęcenia” 3 września 1939 r. w Bydgoszczy. Nikt wówczas nie pytał
o autentyczność tych zdjęć, choć na pierwszy rzut oka zastanawiać musi, dlaczego ofiary nie mają na nogach butów, za to grube zimowe skarpety, skoro w pierwszych dniach września 1939 r. panowały upały... / Fot. Bundesarchiv">Przed trzema tygodniami opublikowaliśmy rozmowę z prof. dr. hab. Włodzimierzem Jastrzębskim, historykiem z Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy, na temat jego nowej książki, która ma ukazać się jeszcze w tym roku pod tytułem „Mniejszość niemiecka w Polsce we wrześniu 1939 r.”.

Przypomnijmy krótko najważnejsze tezy stawiane przez prof. Jastrzębskiego. Jego zdaniem, straszliwe mordy, jakie miały miejsce po zajęciu Kujaw i Pomorza przez Niemców jesienią 1939 roku, po części wywołane były wcześniejszym zachowaniem się Polaków. Antyniemiecka psychoza, jaka zapanowała w naszym regionie jeszcze przed wojną, objawiła się po jej wybuchu krwawymi akcjami pacyfikacyjnymi w pierwszych dniach września, kiedy to w okolicach Bydgoszczy zarówno wojsko polskie, jak i zorganizowane oraz uzbrojone grupy cywilów pozbawiły życia około tysiąca miejscowych Niemców.

<!** reklama>Jak się spodziewaliśmy, po publikacji tej rozmowy odezwali się nasi Czytelnicy. Wszyscy stanowczo opowiadali się przeciwko tezom najnowszej publikacji prof. Jastrzębskiego.

Dziś publikujemy trzy obszerne wypowiedzi Czytelników, oddające charakter polemiki.

Prawda w różnych kolorach

Bydgoszczanin Józef Kędzierski pisze: „Przez kilka dziesięcioleci prawda - nie tylko historyczna - była wtłaczana społeczeństwu w trzech kolorach: białym, czerwonym oraz w czarnym lub brunatnym. W katedrach historii najnowszej Polski i całego obozu socjalistycznego na uniwersytetach, w szkołach wyższych i instytutach naukowych powstawały dzieła i publikacje, które mogły sławić bohaterstwo Armii Czerwonej, nieposzlakowaną przeszłość Rosji oraz narodów ZSRR, heroiczną postawę komunistów w walce z imperializmem i faszyzmem (kolory czarny i brunatny).

Po roku 1989 za sprawą „Gazety Wyborczej” odróżniane są tylko dwa kolory: biały i czarny. Ugruntowały się trendy na odbrązowianie dziejów rodzimych. Ci sami apologeci tamtego imperium kłamstwa stali się nagle zwolennikami twardej i grubo podkreślanej prawdy historycznej. Ciekawe, że koncentrującej się na wydarzeniach z przeszłości, które mogą być entuzjastycznie przyjęte w niektórych środowiskach w USA (antysemityzm) oraz w Niemczech („Polacy też nie byli święci”).(...)

Dzisiaj nikt poza IPN nie odważy się kwestionować „czystej prawdy historycznej”, dotyczącej wydarzeń w Jedwabnem, Kielcach, gehenny przesiedleńców niemieckich i mordów na ludności niemieckiej, dokonywanych przez fanatycznych Polaków, winnych przecież II wojny. Nieważna jest gehenna, jaką któryś raz z kolei, za przyczyną tych samych sąsiadów, przeżyliśmy.

Wstydzimy się używać słowa „ludobójstwo”, żeby nie urazić Rosjan, Ukraińców, Niemców. Według tej mentalności, to my powinniśmy dokonywać co pewien czas powszechnej, narodowej ekspiacji za zbrodnie wywołane przez innych.

(...) Pozwalamy współczesnemu carowi Rosji obrażać Polskę poprzez wypowiadaną sugestię, że to traktat wersalski był przyczyną wojny (w domyśle - odrodzenie państwa polskiego). Po raz któryś Putin, jak wcześniej Gorbaczow, przypomina nam o daninie krwi 600 tys. żołnierzy Armii Czerwonej, którzy zginęli przy wyzwalaniu Polski (pytanie, w jakich granicach: przedrozbiorowych, z okresu międzywojennego czy też obecnych?). Śmierć naszych żołnierzy, walczących na wszystkich frontach, w podziemiu - nie miała żadnego znaczenia? (...)

Kilka lat temu profesor Jastrzębski wypowiadał się na łamach „Expressu Bydgoskiego”, że nie znalazł w kraju dowodów na dywersję niemiecką. Jego studenci nie dotarli do świadków tych wydarzeń, nie dokonano wglądu do dokumentów źródłowych, znajdujących się w instytucie gen. Sikorskiego w Londynie, a także podobno nadal niedostępnych archiwów rosyjskich. Co dziwne, nie przebadano ksiąg zgonów w parafiach bydgoskich i okolicznych.

Faktem jest, co potwierdza wielu świadków, że z wież kościołów strzelali mężczyźni w mundurach polskich do polskich żołnierzy znajdujących się na ulicach miasta. Ten ostrzał był prowadzony także z kościoła pw. św. Antoniego na Czyżkówku. Ślady kul skierowanych do snajperów z ulicy widoczne są do dzisiaj.

Rzeczywiście w armii polskiej, walczącej z najeźdźcą hitlerowskim, znajdowali się również obywatele pochodzenia niemieckiego. Nie wszyscy musieli być dezerterami i uczestnikami prowokacji. Tak samo jak nie wszyscy o nazwiskach niemieckich byli Niemcami, a polskich - Polakami”.

I bydgoscy Niemcy święci nie byli

Aleksandra Chylewska, 87-letnia mieszkanka Bydgoszczy, również stanowczo nie zgadza się z tezami postawionymi przez prof. Jastrzębskiego: „To nieprawda, że przed wojną Niemcy nie spiskowali. Po 1920 roku ci, którzy pozostali, często powtarzali, że ich „Bromberg” to niemieckie miasto. Ci natomiast, którzy wyjeżdżali, twierdzili, że jeszcze tu wrócą. Przed wojną moja ciocia mieszkała na ul. Piotra Skargi. Okna jej mieszkania wychodziły na ul. 3 Maja. Na rogu stał nieistniejący dziś parterowy budynek zamieszkały przez Niemców. Tam właśnie zbierali się oni w licznym gronie i śpiewali niemieckie pieśni patriotyczne. Doskonale pamiętam z dzieciństwa, że w niektórych sklepach, które należały do Niemców, ich właściciele nie chcieli niczego sprzedawać Polakom, którzy nie umieli mówić po niemiecku”.

2 września 1939 r. Aleksandra Chylewska z całą rodziną ewakuowała się z Bydgoszczy. Wraz z tłumem uciekinierów jechała furmanką do Inowrocławia. Co jakiś czas trzeba było kryć się przed bombami i kulami. Chylewska wspomina: „Za Brzozą byłam świadkiem nie tylko nalotów niemieckich samolotów, ale także strzałów, które w kierunku uciekinierów oddawane były z ukrycia, z lasu. Przez całą drogę niemieccy dywersanci nam towarzyszyli, a wojsko nas broniło. Jak można mówić, że Polacy sami strzelali wówczas do Polaków?”

Trochę groteski

Wojciech Stefański, mieszkaniec Bydgoszczy, przesłał do naszej redakcji inne uwagi:

„Śledzę uważnie od lat polemikę, jaką prof. Jastrzębski właściwie jednoosobowo prowadzi, chcąc zrewidować powszechny pogląd o wydarzeniach, które Niemcy nazwali „krwawą bydgoską niedzielą”. W jakimś sensie ma rację, że nie ma żadnych dokumentów potwierdzających dywersję. To było jednak dla wszystkich zawsze tak oczywiste, że nikomu przez lata do głowy nie przyszło zastanawiać się i próbować podważać tej tezy. Ja się nie dziwię, że ambitny naukowiec stawia znaki zapytania i próbuje badać historię. Jednak nie można posuwać się w swoich tezach do granic absurdu. To już nie jest nauka, to groteska.

Nowa teza stawiana przez prof. Jastrzębskiego jest bardzo naciągana i wydumana. Tym razem posunął się za daleko. Strzelanina w mieście miałby zostać wywołana przez Polaków specjalnie w tym celu, żeby spowodować pogrom niemieckiej mniejszości? To zupełnie nieprawdopodobne.

Ponadto z publikacji w „Expressie” i wypowiedzi prof. Jastrzębskiego wynika bardzo szablonowy podział: Niemcy mieszkający w Polsce to sumienni obywatele Rzeczpospolitej, którzy w 1939 roku spokojnie czekali na rozwój wydarzeń, natomiast Polacy byli bardzo agresywni i szykowali się do pogromu Niemców.

Trochę umiaru i zdrowego rozsądku, Panie Profesorze. Ja też wiem, że Pan wie, kto rozpoczął tę wojnę. Trudno mi właśnie dlatego zrozumieć, że poszedł Pan tak daleko i szuka dowodów na swoją tezę, która jest absolutnie nieprawdopodobna. To niczego nie da i niczego dobrego nie przyniesie. Zabrnął Pan na manowce. Szkoda Pańskiego wysiłku i pracy”.

O Książce

„Mniejszość niemiecka w Polsce we wrześniu 1939 r.

Książka prof. Włodzimierza Jastrzębskiego, która ukaże się jeszcze w tym roku, składa się z 5 rozdziałów.

W pierwszym z nich historyk omawia sytuację Niemców w Polsce w 1939 roku, podkreślając antyniemiecką psychozę, rosnącą w naszym kraju wraz z coraz bardziej napiętą sytuacją polityczną.

Rozdział drugi poświęcony został losom obywateli polskich narodowości niemieckiej, którzy wzięli udział w wojnie z Niemcami po polskiej stronie.

Część trzecia zajmuje się kwestią Niemców internowanych w Polsce 31.08.1939 roku i następnie prowadzonych w marszach ewakuacyjnych do miejsc ich planowanego odosobnienia, głównie do Berezy Kartuskiej.

Rozdziały IV i V poświęcone zostały wydarzeniom z pierwszych dni wojny w Bydgoszczy i jej okolicach, a zawierają, m.in., nową interpretację przyczyn tzw. „krwawej bydgoskiej niedzieli”.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski