Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szerokim echem w mieście odbił się proces w sprawie nadużyć popełnionych w popularnym sklepie

Krzysztof Błażejewski
Krzysztof Błażejewski
RETRO TEMAT DNIA
RETRO TEMAT DNIA
W czasach stalinowskich, po likwidacji prywatnego handlu, Bydgoszcz oplotła sieć sklepów i placówek usługowych szarych, zaniedbanych i nijakich - bo uspołecznionych, ewentualnie spółdzielczych.

W 1954 roku przy ul. Gdańskiej, zwanej wówczas Alejami 1 Maja, na rogu placu Wolności otwarto placówkę bardzo wyróżniającą się w siermiężnej rzeczywistości. Sklep był duży, miał kilka odrębnych stoisk i nazywał się „Delikatesy”.
[break]

Kartka z napisem: „Remanent”

W sklepie rzeczywiście pojawiały się od czasu do czasu prawdziwe „delikatesy”, oczywiście na miarę swoich czasów. Bywały zatem cytryny, prawdziwa kawa, jak wówczas mawiano, żeby odróżnić ją od zbożówki, produkowana niemal wyłącznie na eksport szynka w puszkach „Krakusa”, kabanosy, wina gronowe, kakao i inne bardzo luksusowe wyroby krajowe i zagraniczne. Zainteresowanie ofertą „Delikatesów” było w ówczesnej Bydgoszczy rekordowe. Praktycznie od rana do wieczora było tam pełno ludzi, wypatrujących na półkach różnych rarytasów, w owym czasie niedostępnych w zwykłej sieci handlowej. Ekspedienci zatrudnieni w sklepie byli masowo oblegani przez krewnych, bliższych i dalszych znajomych celem załatwienia spod lady atrakcyjnych towarów. Szczególnymi względami cieszył się dyrektor „Delikatesów”, Franciszek Z., który był znany praktycznie wszystkim klientom z racji intensywnego dozoru nad sprzedażą w poszczególnych stoiskach.
Jakież było zdziwienie bydgoszczan, kiedy na początku listopada, po ledwie kilku miesiącach działalności, sklep został zamknięty na kilka dni, a na drzwiach pojawiła się kartka z napisem: „Remanent”. Po tygodniu „Delikatesy” wznowiły sprzedaż, aczkolwiek z zupełnie nową obsługą i bez charakterystycznego dyrektora.
Jak się niebawem okazało, zarówno Franciszek Z., jak i kilka innych osób zatrudnionych w sklepie, magazynier Walenty S., kierownik stoiska garmażeryjnego Juliusz T., główny księgowy Aleksander R., kierownik działu spożywczego Florian R. oraz brakarz Władysław K. zostało aresztowanych pod zarzutem dopuszczenia się nadużyć na wielką skalę.
Ich proces przed Sądem Wojewódzkim w Bydgoszczy odbył się latem 1955 roku. Jak głosił akt oskarżenia, grupa przestępcza naraziła placówkę „Delikatesy” na straty wynoszące około 120.000 złotych, nie biorąc pod uwagę tego, co każdy z oskarżonych przywłaszczył na własną rękę. Metody, jakie stosowali obwinieni, polegały m.in. na tworzeniu sztucznych nadwyżek magazynowych, które następnie upłynniali za pośrednictwem stoisk oraz na sztucznych likwidacjach mank.

„Za popełnienie szkodnictwa”

Winy oskarżonych przed sądem zostały udowodnione. Odczytujący wyrok sędzia stwierdził, że podsądni zostali skazani za popełnienie szkodnictwa i zabór mienia społecznego. Dyrektor usłyszał wyrok trzech i pół roku pobytu w odosobnieniu, a czterech kolejnych pracowników sklepu skazano na dwuletni pobyt za kratkami.
„Amatorzy dodatkowych zysków, które obracane były przeważnie na spełnienie ich różnych zachcianek, otrzymali sprawiedliwą i zasłużoną karę” - komentowała wydany w sprawie wyrok ówczesna lokalna prasa.
PS - imiona wystpujących w tekście osób zostały zmienione.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty