Najpierw karaluchy, a teraz szczury. Rodzina Marchlewskich z bloku przy Wojska Polskiego 35 ma pretensje do ADM, że nie dba jak należy o deratyzację budynku.
Niedzielę 3 lipca Magdalena i Marcin Marchlewscy zapamiętają na długo. - Rano z sedesu wyskoczył szczur. Mąż z kolegą zaczęli go gonić, w końcu udało im się go zabić. Przy okazji wyszło na jaw, że gryzoń zdemolował nam pół mieszkania - mówi roztrzęsiona kobieta, trzymająca na kolanach kilkuletnią córkę.
<!** reklama>
- Szczur założył gniazdo w kuchence gazowej, tuż pod palnikami. Wszystko w środku było wygryzione - dodaje mąż pani Magdaleny. Mężczyzna włożył uśmierconego szczura do słoika i wczoraj zawiózł do siedziby Administracji Domów Miejskich.
Marchlewscy obwiniają ADM o dopuszczenie do zaszczurzenia budynku. - Płacimy wysoki czynsz, a tu zero deratyzacji. Sami musimy walczyć z tym problemem, podobnie jak wcześniej z plagą karaluchów - oburza się pani Magdalena.
<!** Image 2 alt="Image 174825" sub="Szczur już nie grasuje po mieszkaniu, ale wciąż jest groźny dla zdrowia
Fot. Nadesłane">
ADM wczoraj zareagowała na problem rodziny z Kapuścisk. Do mieszkania został wysłany specjalista od deratyzacji. - Tym budynkiem zarządza wspólnota mieszkaniowa. Większe akcje odszczurzania robimy wiosną i jesienią, ale również zawsze, kiedy jest taka potrzeba. W tym budynku deratyzacja miała miejsce na wiosnę, ale wspólnota zdecydowała o dodatkowej deratyzacji w związku z pojawieniem się szczurów w mieszkaniu - mówi Magdalena Marszałek, rzecznik prasowa ADM i dodaje: - Należy podkreślić, że mieszkańcy często niejako sami prowokują ten problem, rzucając ptakom czy kotom jedzenie z okien. Szczury zwabia zapach pokarmu.
Jacek Mayer od kilkunastu lat zajmuje się „brudną robotą” - deratyzacją, dezynsekcją, usuwaniem gniazd owadów, a także dezynfekcją mieszkań po zgonach. Największy szczur, jakiego zabił, miał 25 cm. Bez ogona.
- Najwięcej szczurów występuje w pobliżu restauracji i barów szybkiej obsługi. Resztki jedzenia przepuszczane są tam przez młynki i spuszczane do kanalizacji. Kiedyś takie resztki były wywożone w specjalnych konwiach. Dziś trafiają do kanałów, stając się doskonałym żerem dla szczurów - wyjaśnia Jacek Mayer, który doświadczenie w walce ze szczurami, insektami, a nawet wężami zdobywał w Singapurze i Indonezji.
Oczyszczenie jednego budynku z gryzoni może trwać dłużej niż tydzień. Często trzeba zmieniać trutki, bo szczury rozpoznają ich zapach i nie ruszają. Zdarzają się wielkie skupiska gryzoni. Np. w jednym śmietniku pan Jacek znalazł około 200 szczurów. Zostały zagazowane.
Kilogram trutki kosztuje od 30 do 150 złotych. Usługa deratyzacji to wydatek rzędu od kilkudziesięciu do kilkuset zotych.
- Plagę szczurów w Bydgoszczy mieliśmy, kiedy likwidowano zakłady mięsne przy Jagiellońskiej. Wciąż jeszcze pamiętam fetor rozkładających się gryzoni. Ale i dziś mam po kilka zgłoszeń dziennie - dodaje Jacek Mayer.
Szczury, co prawda, nie są już przyczyną dżumy, ale nadal stanowią zagrożenie dla zdrowia ludzi. - W ubiegłym roku mieliśmy 8 przypadków pokąsań przez szczury. Osoby te musiały przejść szczepienia przeciwko wściekliźnie. Szczury przenoszą też salmonellozy, dury brzuszne i bakterie leptospirozy, choć ostatnio tych chorób nie stwierdziliśmy - uspokaja Arkadiusz Kuziemski, szef powiatowej stacji sanepidu w Bydgoszczy.