Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Syn hrabiego wolał polski mundur

Maciej Kosobucki
Polakom, którzy przeżyli II wojnę światową, Niemcy często kojarzą się ze wszystkim, co złe. Jak zapomnieć łapanki, obozy, rozstrzeliwania... Warto jednak pamiętać, że wśród Niemców byli też przeciwnicy nazizmu. Również w naszym regionie.

Polakom, którzy przeżyli II wojnę światową, Niemcy często kojarzą się ze wszystkim, co złe. Jak zapomnieć łapanki, obozy, rozstrzeliwania... Warto jednak pamiętać, że wśród Niemców byli też przeciwnicy nazizmu. Również w naszym regionie.

<!** Image 2 align=right alt="Image 50524" sub="Lata 20. ubiegłego wieku, rodzina Alvenslebenów na polowaniu w okolicach Ostromecka. W środku stoi Katarzyna Bnińska, obok niej (po prawej) dziedzic Ostromecka, hrabia Jonar Martin von Alvensleben.">Historycy zajmujący się III Rzeszą wskazują Alberta Einsteina, Bertolta Brechta, Tomasza Manna i wielu innych, którzy w obawie przed hitlerowcami musieli opuścić rodzinny kraj, bądź cierpieli w obozach koncentracyjnych. Zachowane rejestry policyjne z lat II wojny światowej zawierają szczegółowe listy osób podejrzanych o wrogość do nazistowskiego systemu. Znajdowali się na nich zarówno wykształceni i bogaci arystokraci, jak i zwykli obywatele. Na terenie obejmującym dzisiejsze województwo kujawsko-pomorskie nie brakowało takich Niemców.

Hrabiego wydał własny syn

Dziedzic Ostromecka, hrabia Jonar Martin von Alvensleben, uchodził za bardzo dobrego obywatela polskiego narodowości niemieckiej. Potwierdzają to liczne raporty starosty chełmińskiego z okresu międzywojennego. W jednym z nich napisano: „Zawsze był przyjaźnie ustosunkowany do nowej władzy polskiej”. Cieszył się bardzo dobrą opinią wśród mieszkańców Ostromecka. Pomagał każdemu, jak tylko umiał. Nie dzielił ludzi ze względu na pochodzenie. Na swoim majątku zatrudniał wielu Polaków: radcę Sowińskiego, sekretarkę Martę Wiesównę, księgową Katarzynę Hanichównę, osobistego kierowcę Antoniego Witkowskiego i innych.

Jonar Martin von Alvensleben nie szczędził pieniędzy na różne cele społeczne i charytatywne. Rozparcelowaną w latach trzydziestych ziemię ostromecką sprzedał polskim rolnikom. W 1928 roku, z okazji 10-lecia odzyskania niepodległości przez Polskę, wybudował w Ostromecku Pomnik Wolności. W obliczu nieuchronnie zbliżającego się konfliktu Polski z III Rzeszą przekazał na Fundusz Obrony Narodowej 6000 zł.

<!** reklama left>Zaraz po wkroczeniu hitlerowców do Bydgoszczy, hrabia został aresztowany. W ręce gestapo wydał go własny syn Albrecht von Alvensleben. Dziedzica Ostromecka przewieziono do obozu w Dachau, a stamtąd do Buchenwaldu. Ocalał dzięki wstawiennictwu rodziny i dobrego znajomego - ambasadora włoskiego w Berlinie, Alberto Bellardicciego. W 1943 roku Jonar Martin von Alvensleben otrzymał trzecią grupę narodowościową. Do Ostromecka nie mógł powrócić. Do końca życia przebywał u swojej żony Katarzyny Bnińskiej w Obersdorf.

Jego młodszy syn Ludolf von Alvensleben, podobnie jak ojciec sprzyjał Polakom. Mieszkańcy Ostromecka wspominają go jako dobrego człowieka, w przeciwieństwie do jego starszego brata Albrechta - zbrodniarza. Ludolf von Alvensleben wychowywał się w duchu kultury polskiej. Służył w polskim wojsku w stopniu kaprala 69. Pułku Strzelców Gnieźnieńskich w Bydgoszczy.

We wrześniu 1939 roku, po zajęciu pałacu w Ostromecku, esesmani znaleźli jego zdjęcie w polskim mundurze. Musiał się ukrywać. Przy pomocy żony załatwił sobie włoską wizę. Wyjechał do Rzymu. W 1944 roku zgłosił się na ochotnika do Armii Andersa. Walczył pod Monte Cassino. Po wojnie osiadł w Anglii. Na krótko przed śmiercią odwiedził Ostromecko.

Kara za ucieczkę

Klaus Steiner był rodowitym Niemcem. Urodził się w Toruniu. Miasto to wówczas znajdowało się w granicach zaboru pruskiego.

- W 1913 roku Klaus Steiner ożenił się z moją babcią Janiną Sałecką - wspomina Renata Muller-Wiśniewska, od lat mieszkająca w Niemczech. - W czerwcu 1914 roku wybuchła I wojna światowa. Dziadek walczył na froncie wschodnim przeciwko carskiej Rosji. Babcia pozostała w domu. Po klęsce Niemiec w 1918 roku powrócił w rodzinne strony.

Polska po 123 latach niewoli odzyskała upragnioną niepodległość. Większość Niemców nie mogła się z tym pogodzić i wyjechała.

- Moi dziadkowie postanowili pozostać - dodaje Renata Muller-Wiśniewska. - Przeprowadzili się do Lipna. Tam otworzyli warsztat stolarski. Żyło im się dostatnio. Wielu bezrobotnych Polaków mogło liczyć u nich na pracę oraz pożyczkę.

Po dojściu do władzy Adolfa Hitlera Niemcy mieszkający w Polsce poczuli się znacznie pewniej. Wiosną 1939 roku, po aneksji Czechosłowacji, Hitler wysunął żądania wobec Polski. Wojna wisiała na włosku. Wielu miejscowych Niemców opuściło Lipno.

- Dziadek nie popierał polityki nazistów. Był przeciwny wojnie i nie mógł zrozumieć postawy swoich kolegów wobec Polski i Polaków - podkreśla Renata Muller-Wiśniewska. - Po wkroczeniu Wehrmachtu władze niemieckie zarzucały mu brak przynależności do NSDAP oraz przyjazny stosunek do Polski. Pozbawiły go z tego powodu warsztatu. Jego nowym miejscem pracy został posterunek policji kryminalnej. Był tam portierem. Podczas jednego z nocnych dyżurów usłyszał rozmowę policjantów niemieckich na temat rozstrzelania aresztowanych Polaków. Dziadek postanowił pomóc więźniom. Wziął klucze z dyżurki i otworzył cele. Dwaj młodzieńcy zbiegli. Natomiast on sam został aresztowany i przewieziony do obozu koncentracyjnego w Dachau. W 1944 roku podczas próby ucieczki został zabity przez strażnika więziennego. Babcia doczekała wyzwolenia wraz z moją mamą i jej bratem.

Wstydził się za Niemców

Stanisław Jezierski był Polakiem mieszkającym na terenie byłych Prus Wschodnich.

- W 1920 roku, podczas plebiscytu narodowościowego na Warmii i Mazurach, głosował za Polską - wspomina jego córka Janina Berger. - Niemcy nigdy mu tego nie wybaczyli. Po zajęciu Bydgoszczy, gdzie później mieszkał, natychmiast aresztowali go i zamknęli w więzieniu na Wałach Jagiellońskich. Miał podzielić los wielu Polaków przewidzianych do rozstrzelania. Matka była zrozpaczona. Nie wiedzieliśmy, co robić. W końcu poprosiliśmy o pomoc naszego niemieckiego sąsiada, Erika Eisfelda. Był to bardzo dobry człowiek. Przed wojną pomagał wszystkim Polakom. Nie mieszał się do polityki. Miał syna, który był wysoko postawionym oficerem Wehrmachtu. Służył w lotnictwie i bardzo dobrze znał naszą rodzinę. Gdy dowiedział się o aresztowaniu mojego ojca, interweniował u samego nadburmistrza Bydgoszczy, Kampego. Dzięki temu wstawiennictwu ojciec został zwolniony

Erik Eisfeld często pomagał innym, ryzykując przy tym własnym życiem.

- Wielokrotnie powtarzał moim rodzicom „że jako Niemiec wstydzi się swojego kraju, ponieważ Niemcy postępują jak wandale wobec Polaków, którzy nie wyrządzili im żadnej krzywdy” - dodaje Janina Berger. - Doskonale pamiętam, jak dostawaliśmy od niego chleb, kartki żywnościowe, ubrania... Ten wspaniały człowiek doczekał wyzwolenia. Jego syn Oswald Eisfeld poległ na froncie wschodnim. Po 1945 roku stary Erik Eisfeld podzielił los większości Niemców zamieszkałych na Pomorzu. Przesiedlono go na tereny Niemiec wschodnich. Po wojnie utrzymywaliśmy z nim kontakt. Zmarł w 1947 roku w miejscowości Winstock.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!