Komunia moich dzieci była dla mnie dużym przeżyciem. Rozczulały ich duże oczy, pokazujące, jak bardzo są przejęte. Nie można było zaprzeczyć, że tego dnia w starym gotyckim kościele panowała szczególna atmosfera. Wspomnienia pozostaną. Komunia była też przeżyciem finansowym - gdyby nie wsparcie babci, byłaby jeszcze większym.
<!** reklama>
Tymczasem obserwując zgromadzony w kościele tłum bliskich dzieci można w myślach przesuwać kolejne słupki kasy wydanej na balowe fryzury kobiet, garnitury mężczyzn. W głowie kręci się od wylanych w dużych ilościach perfum. Kolejny obrazek, co najmniej tydzień słuchania wyliczanek dzieci co dostały w prezencie. Trudno mieć pretensje do dzieci, że się cieszą. To do ich rodziców należy mieć uwagę, że zapomnieli o co w tym święcie chodzi.
Dla tych o mocnej wierze to oczywiste, ale dla takich jak ja, to przede wszystkim święto rodziny. Że przyjadą osoby, z którymi nie miało się okazji długo widzieć. Może i naiwna wiara, że poświęcą chwilę uwagi pierwszokomunijnym dzieciom. Wiara, że radość z wielkiego przeżycia nie przerodzi się tylko w festynowy rechot.
A swoją drogą życzyłbym sobie i innym częstych rozmów (kazań) księży o tym szczególnym dniu nie tylko na poziomie wiary. Bo takie rozmowy często są oderwane od tu i teraz.