To niemożliwe - mówią znajomi Kingi. W to, że zeszła pod wodę pijana, nie wierzą też ci, którzy nurkowali z nią feralnego dnia. Przecież widzieli, rozmawiali z nią, była trzeźwa. Więc skąd w jej krwi ponad 2 promile alkoholu? Fatalna pomyłka?
<!** Image 2 align=right alt="Image 97538" sub="Kinga ukończyła kurs podstawowy i dla zaawansowanych. Zaliczyła ponad 50 zejść pod wodę. Nurkowanie pokochała przed czterema laty. Tak mocno, jak swoich ciężko chorych pacjentów. / Fot. Archiwum rodziny Szerszunów">Od tragicznej śmierci 29-letniej Kingi Szerszun minął ponad miesiąc. Jednak w sprawie okoliczności, w jakich do niej doszło, wciąż więcej pytań niż odpowiedzi. Zadają je sobie ci, którzy dobrze znali tę młodą, oddaną i pomocną pielęgniarkę, opiekunkę i córkę. - Najbardziej boli, że wszystko co dotąd robiła, kim była, przekreśliło jedno nieuprawnione stwierdzenie: że była pijana - mama Kingi, pani Mirosława, oswaja się z myślą, że córki już nie ma. Ale nie z tym, że w tamtą niedzielę, gdy nurkowała, była pod wpływem alkoholu. Bo nie była.
Wynik
Ciało młodej kobiety wyłowiono z akwenu przy zamkniętym kamieniołomie w Piechcinie dopiero następnego dnia (niedzielne poszukiwania przerwano ze względu na zapadający zmrok). Lekarka przeprowadzająca sekcję zwłok napisała, że przyczyną zgonu Kingi było uduszenie przez utonięcie. I że na podstawie badań chemiczno-toksykologicznych krwi należy przyjąć, iż w chwili zgonu była nietrzeźwa. Dowód? Dołączono wynik analizy na zawartość alkoholu: dwa i siedemnaście setnych promila alkoholu.
<!** reklama>- To niemożliwe - Maciej Jurek, współwłaściciel szkoły nurkowania, w niedzielne przedpołudnie umówił się z Kingą przed bazą firmy w Bydgoszczy. Przyjechała swoim samochodem. Przesiadła się do jego wozu załadowanego sprzętem i razem jechali do Piechcina. Rozmawiali. O wszystkim.
- Nie była pod wpływem alkoholu! - instruktor po tym, jak usłyszał o wyniku badania krwi obdzwonił znajomych lekarzy. Wszyscy mówili: niemożliwe i dowodzili. - Gdyby teoretycznie jechała na kacu, to poprzedniego dnia musiałaby mieć 6 promili. A gdyby miała wypić przed zejściem do wody, musiałaby wlać w siebie co najmniej sześć dużych butelek piwa, i to jedno po drugim, po czym mówić nieskładnie, zataczać się i przewracać. Dodatkowe obciążenie sprzętem w ogóle powinno ją zwalić z nóg - Michał Jurek zaznacza, że to tylko dywagacje. Jest pewny, że wtedy nikt nie pił alkoholu (badania pozostałych uczestników wykazały zero promili). - W ogólenie nie mieliśmy tam żadnych butelek. Jedynie woda mineralna potrzebna nurkom do nawadniania organizmów.
<!** Image 3 align=left alt="Image 97538" sub="Krótko przed śmiercią gratulowała żeniącemu się bratu. Gości poprosiła, żeby zamiast kwiatów, przynieśli maskotki dla dzieci z hospicjum. ">Kinga zachowywała się jak zwykle. I tylko ze znanym sobie uporem testowała kupiony dwa dni wcześniej sprzęt do nurkowania.
- Sprawdziłem cały jej osprzęt. Wszystko było OK - początkowo nurkowali wspólnie, ale Kinga miała problemy z systemem wypornościowym. Nie mogła się zanurzyć. Instruktor spuścił powietrze z jej worka balastowego. Kolejne próby, już pod wodą, też nie powiodły się. Kinga popłynęła do brzegu. Czekała tam na powrót instruktora, który nurkował z dwoma kursantami, w tym z Mariuszem Skoniecznym.
- Gdyby miała rzeczywiście tyle promili, musiałaby być kompletnie pijana. A przecież nie była - 29-letni mieszkaniec Brześcia Kujawskiego też nie wierzy wynikowi badania krwi Kingi. Nie znał jej wcześniej, ale przecież przed zejściem pod wodę rozmawiał z nią na brzegu. Dzieliła się wrażeniami sprzed dwóch tygodni, gdy nurkowała w Zatoce Gdańskiej. Opowiadała bez zająknięcia, normalnie.
O tym, że Kinga była wtedy trzeźwa, mówi też współwłaścicielka szkoły. To ona zaniepokoiła się nieobecnością Kingi, która wbrew ostrzeżeniom, sama zeszła pod wodę (według niepisanej zasady nurkuje się w parach, ale prawdopodobnie nie mogła doczekać się powrotu instruktora).
- Ona zawsze chciała udowodnić, że sama sobie da radę, może ze względu na swoją niepełnosprawność (miała endoprotezę biodra - dop. red). Ale na sto procent nie była pod wpływem alkoholu - Agnieszka Józefiak wcześniej nurkowała z Kingą w Egipcie, w Bałtyku, w Piechcinie też. Teren znały dobrze. - Co się stało? Nie mam pojęcia.
Błąd?
Kinga nurkowała od czterech lat. Najpierw amatorsko, a od dwóch lat zgodnie z kanonami sztuki - ukończyła kurs podstawowy, a potem dla zaawansowanych. W tamtą niedzielę miała wrócić na późny obiad do rodziców, co jeszcze tego dnia potwierdziła telefonicznie. A potem jechać swoim samochodem poza Bydgoszcz, do 5-letniego Jacka z dziecięcym porażeniem mózgowym. Z mamą chłopca umówiły się poprzedniego dnia, w sobotę wieczorem. Osobiście, bo Kinga aplikowała choremu dziecku leki, podłączała kroplówkę. - Obiecała, że przyjedzie jutro najpóźniej przed wieczorem. Nie mogliśmy się jej doczekać. No i nie doczekaliśmy - mówi mama Jacka, pani Magda. Zaniepokojona wieczorem zaalarmowała hospicjum, w nocy dowiedziała się, że Kinga nie przyjedzie. - Szok, nie wierzyłam.
Pani Magda mogłaby bez końca wyliczać zalety Kingi. Jak dbała o Jacka, zawsze coś przywiozła, a to kredki, a to maskotkę. Jak wpadła na pomysł, żeby na ślub brata goście zamiast kwiatów przynieśli zabawki dla dzieci. Rozdawała je później wszystkim chorym dzieciom, do których jeździła z domowymi wizytami.
Danuta Właśniak, mama 19-letniego Patryka z zespołem Lescha-Nyhana, mówi, że jej syn przytula do dziś misia od Kingi. - Gdy ona wchodziła do mieszkania, od razu robiło się weselej, jaśniej.
- To oburzające, że podejrzewa się ją o pijaństwo - Beata Pawłowska, była przyjaciółką i koleżanką z pracy. Bo Kinga pełniła też dyżury na oddziale intensywnej terapii noworodków Szpitala Miejskiego w Bydgoszczy. - Niesprawiedliwie i niezasłużenie podsumowano jej życie - mówi 33-letnia pielęgniarka.
- Zaangażowana, kochana przez dzieci. Często była powierniczką rodziców - wystawia kolejną pochlebną opinię przełożona Kingi, dr Małgorzata Czapczyk, kierowniczka Hospicjum Domowego dla Dzieci przy Domu Sue Ryder w Bydgoszczy. Razem jeździły na szkolenia i często do chorych. - Każdemu, kto nie znał Kingi i przeczytał o wysokim stężeniu alkoholu w jej krwi i nurkowaniu, mogło się to skojarzyć ze skrajną nieodpowiedzialnością. Ale nie, jeśli mowa o Kindze. Może ktoś popełnił błąd?
Porównają próbki
Piotr Szwarc, zastępca szefa Prokuratury Rejonowej w Szubinie, (prokurator prowadząca sprawę nie zgodziła się na rozmowę): - Wydaje się, że nie mogło dojść do pomyłki. Dla czystości postępowania, na wniosek rodziców, przeprowadzimy badania DNA potwierdzające bądź wykluczające, iż zgromadzony materiał genetyczny pochodzi od ich córki.
- Nie mieliście wątpliwości widząc z jednej strony zeznania świadków, a z drugiej wynik?
- Wiem z doświadczenia w prowadzeniu innych spraw, że ludzie piją niewiele alkoholu, a wynik jest duży. Nie można wykluczyć, że osoby które stykały sie z nią tego dnia, nie chcą powiedzieć, jak było rzeczywiście.
- A jak było?
- Tego nie wiemy. Postępowanie trwa.
Fakty
Sprzęt był wadliwie zamontowany
Wypadek w zbiorniku przy piechcińskim kamieniołomie wydarzył się 17 sierpnia. Prokuratura przesłuchała wszystkich świadków, którzy tego dnia nurkowali w tym miejscu. Nikt nie widział, żeby Kinga piła alkohol albo była pod jego wpływem.
Tego dnia testowała nowy sprzęt. Miała kłopoty z wypornością. Mimo ostrzeżeń, złamała niepisaną zasadę i sama zeszła pod wodę.
Sprzęt, w którym nurkowała, był sprawny techniczne, jednakże wadliwie zamontowany. Wężyk średniego ciśnienia nie był podłączony do inflatora, co spowodowało, że nie można było napełnić worka wypornościowego. To uniemożliwiało wypłynięcie nurka na powierzchnię.
Według biegłego, przyczyną wypadku mogło być niewłaściwe zamontowanie ciężarków balastowych (nurek nie miał szans na zrzucenie ich).
Wyszkolony nurek potrafi zdjąć kamizelkę wypornościową z butlą pod wodą i wypłynąć na powierzchnię. I Kinga prawdopodobnie próbowała się oswobodzić - miała rozpięty skafander na wysokości klatki piersiowej. Jej ciało znaleziono na środku akwenu na głębokości ponad 20 metrów.
Zdaniem Grażyny Dymek, zastępcy kierownika Zakładu Diagnostyki Laboratoryjnej Szpitala Uniwersyteckiego w Bydgoszczy, nie ma możliwości dojścia takiej reakcji, w wyniku której nagle we krwi pojawił się alkohol i to w takich dużych ilościach, jak stwierdzono.
Maciej Jurek, instruktor ze szkoły nurkowania, ma swoją teorię na temat śmierci Kingi. Uważa, że mogła ulec hiperkapni, potocznie nazywanej zadyszką podwodną. W jej wyniku dochodzi do zatrucia dwutlenkiem węgla, co z kolei doprowadza do hipowentylacji płuc wywołującej niedotlenienie.
Prokuratura nie zlecała badań pod tym kątem.