https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Swatka znów wraca do łask

Zrażeni anonimowością Internetu, często oszukani w sieci, samotni, którzy poszukują swojej drugiej połówki, zaczynają doceniać kameralne usługi zawodowych swatek.

Zrażeni anonimowością Internetu, często oszukani w sieci, samotni, którzy poszukują swojej drugiej połówki, zaczynają doceniać kameralne usługi zawodowych swatek.

Większość ludzi przekraczających próg biura matrymonialnego wypowiada to samo równie banalne, co trudne do spełnienia życzenie: - Szukam kogoś normalnego.

- Normalność to jest cecha, której szukają w drugiej osobie prawie wszyscy moi klienci - mówi Bożena Ślęzak, z wykształcenia geograf, od 18 lat prowadząca w Łodzi biuro „Nadzieja”, jedno z najstarszych w Polsce. Na brak klientów nie narzeka, choć przyznaje, że złote lata w branży matrymonialnej minęły. Kiedyś w Łodzi działało prężnie 10 biur, a dziś istnieją tylko trzy. Kilka lat temu Bożena Ślęzak specjalizowała się w kojarzeniu par międzynarodowych. Współpracowała, między innymi, z moskiewskim biurem „Rosjanka”, poszukującym dla swoich rodaczek mężów za granicą.

<!** Image 2 align=none alt="Image 162344" sub="Grudzień to dobry okres dla zawodowych swatek. Po listopadowym przestoju następuje przedświąteczne ożywienie, które potrwa do stycznia. Julia Skoczylas (na zdjęciu) prowadzi biuro matrymonialne „Sekret”. Fot. Jacek Smarz">

- Jeśli kobiety z Rosji faktycznie coś reprezentowały, były urodziwe, wykształcone i miały poważne zamiary, to zainteresowani nimi Polacy przedstawiali tragiczny poziom. Zgłaszał się taki element, że nic z tym nie dało się zrobić - dodaje właścicielka łódzkiego biura matrymonialnego.

Samotność boli

Samotność jest straszna - każdy to wie, nawet jeśli się do tego nie przyznaje. Nie jest ważne, ile ma się lat, trzydzieści czy sześćdziesiąt. Jak pokazuje życie, bratniej duszy poszukują dwudziestoparoletni kawalerowie i panny, pięćdziesięcioletnie wdowy, a także osiemdziesięcioletni staruszkowie. Nie ma tu żadnych ograniczeń i żadnych reguł. Co ciekawe, od kilku lat ludzie uciekający przed samotnością coraz częściej zaczynają pukać do drzwi tradycyjnych biur matrymonialnych, które zawsze gwarantowały więcej i inaczej niż internetowy serwis randkowy.

<!** reklama>

- Trafiają do mnie ludzie myślący o poważnym związku. Część
z nich sparzyła się w Internecie, bo tam można podać się za każdego. Moi klienci to nie są osoby szukające przygód, które chcą sobie poklikać albo pogadać. Najmłodsi mają po dwadzieścia parę lat, ale ich cel jest poważny: pragną założenia ogniska domowego. W większości przychodzą jednak ludzie bardziej doświadczeni życiowo, często po różnych przejściach i często nieufni - mówi Julita Skoczylas z biura „Sekret”, świadczącego usługi
w Toruniu i Grudziądzu. W przyszłym roku biuro będzie obchodzić 10-lecie istnienia. Pani Julita wyjaśnia naukowo, że już podczas pierwszej rozmowy notuje ważne informacje, które posłużą jej do sporządzenia „morfogenezy” klienta. Mówiąc prościej, chodzi o to, żeby było wiadomo, kim klient jest i kogo poszukuje. - Prawie każdy zaczyna rozmowę od słów: „Szukam kogoś uczciwego” - dodaje pani Julita.

Trudny rynek

- Ludziom się wydaje, że prowadzenie biura matrymonialnego to łatwy pieniądz, coś na tyle prostego, że może się tym zająć każdy. Dlatego powstaje ich wiele, ale niewiele utrzymuje się na rynku. To nie jest dochodowy interes, to raczej dodatkowa działalność, którą prowadzi się z pasji, a nie z chęci zysku - twierdzi pani Violetta, właścicielka bydgoskiego biura „Katarzyna”, jednego z najstarszych w mieście. Woli się nie przedstawiać. Mówi, że jest dla swoich klientów spowiednikiem, psychologiem, doradcą i swatką w jednej osobie. W swojej bazie danych ma ponad tysiąc ofert kobiet i mężczyzn.

Obliczyła, że przez kilkanaście lat działalności udało jej się skojarzyć około 170 małżeństw i blisko 200 par, które żyją w luźnych związkach. Najstarszy klient jej biura liczy sobie 85 lat. Z kolei najliczniejszą grupą kobiet są panie powyżej pięćdziesiątki, tymczasem panów w tym wieku brakuje, a już sześćdziesięcioletni panowie do wzięcia to prawdziwe rodzynki.

- W Internecie ludzi kojarzy ze sobą system, a u mnie mogą się wyżalić, poradzić i opowiedzieć o ostatniej randce - pani Violetta przekonuje o wyższości tradycji nad Internetem.

Kryzys związany z pojawieniem się serwisów internetowych klasyczne biura mają już za sobą. Wszystkie odczuły spadek obrotów, niektóre zniknęły z rynku, ale te, które dołek przetrwały, dzisiaj na brak klientów nie narzekają. Widać natomiast jak rynek podzielił się klientami. W Internecie zostali młodzi i szukający kontaktów niezobowiązujących, często sponsoringu, tymczasem wierni tradycyjnej formie swatania są ci, którzy oczekują czegoś więcej - co nie znaczy, że od razu małżeństwa.

- Osiemnastolatkowie już do nas nie przychodzą. Najmłodsi klienci mają po dwadzieścia parę lat i poważne plany na przyszłość - mówi Bożena Ślęzak. Nie ukrywa, że czasem pojawiają się młode kobiety, próbujące pod płaszczykiem oferty matrymonialnej przemycić ofertę sponsoringu. - Łatwo je rozpoznać. Te panie zawsze bardzo interesuje status materialny mężczyzny - dodaje właścicielka „Nadziei”.

Inne czasy, inne obyczaje

Dzięki branży matrymonialnej widać, jak zmieniają się damsko-męskie obyczaje. Dla przykładu, kobiety w okolicach sześćdziesiątki szukają coraz częściej partnerów
o kilka lat młodszych, co jeszcze kilka lat temu było nie do pomyślenia. Sporo jest także pań 40- i 50-letnich. Niemało jest wśród nich pielęgniarek i opiekunek, które powróciły z kilkuletniego pobytu za granicą, gdzie dobrze zarobiły i do szczęścia brakuje im tylko mężczyzny. Są też samotne nauczycielki, bizneswomen, kucharki, lekarki itp. Zresztą i wśród panów można znaleźć przedstawicieli niemal wszystkich zawodów - od rolników po doktorów prawa.

- Sporo ofert mam od mężczyzn pracujących za granicą, którzy nie mają gdzie poznać partnerki - mówi właścicielka „Sekretu”. Jak zauważa, przez lata zmieniły się kryteria wyboru partnera. Kiedyś bardzo ważny był wygląd zewnętrzny. Od paru lat wraca do łask - podkreślają to głównie kobiety - status społeczny i wykształcenie kandydata na partnera. Faceci po podstawówce odpadają w przedbiegach, liczy się średnie, a tak naprawdę wyższe wykształcenie. Atrakcyjność fizyczna wybranka spadła na dalsze miejsce.

- Oczywiście, że panie wymagają, żeby pan był czysty, zadbany i co najmniej średnio przystojny, ale przede wszystkim ma być z tego samego co kobieta środowiska. Miałam klientkę, wykładowcę uniwersyteckiego, która szukała dwa lata. W końcu znalazła - dodaje Julita Skoczylas.

Jest w tej branży coś takiego jak niechciane zawody. Tak więc panie dość często zaznaczają na wstępie, że na pewno nie szukają policjanta, bo będzie nerwowy lub apodyktyczny, oraz kierowcy, ponieważ ten zawód z kolei kojarzy im się z... nadużywaniem alkoholu. Panowie mają podobnie, ale oni unikają przede wszystkim nauczycielek, bo są przemądrzałe. Obie płcie natomiast zgodnie unikają osób długotrwale bezrobotnych. Każdy wymaga choć minimum bezpieczeństwa materialnego.

- Był klient, który zastrzegł sobie, że kobieta nie może mieć na imię Grażyna, ponieważ kojarzy mu się to z byłą żoną, czyli źle - mówi właścicielka „Katarzyny”.

Do Internetu może wejść każdy, z biurem matrymonialnym już tak łatwo nie jest. Trzeba się wylegitymować, powiedzieć coś o sobie, najlepiej prawdę, bo kłamstwo szybko się wyda.

- Ludzie się wstydzą, czują się gorsi. Swoją samotność często przedstawiają jak jakieś upośledzenie. Większość naszych klientów jest
z polecenia. Ktoś, kto dzięki nam znalazł partnera, przekazuje informację dalej i poleca nas swoim znajomym - mówią właścicielki biur.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski