Strzał tylko za pozwoleniem

Pistolet hukowy walther P22 jest sprzedażowym hitem także w bydgoskich sklepach z bronią. Tyle, że za jego posiadanie można trafić za kratki. Dokładnie na 8 lat.

<!** Image 3 align=none alt="Image 200408" sub="Paralizatory dostępne bez zezwolenia kosztują od 200 do 400 złotych, ale ich skuteczność bojowa jest dyskusyjna
Fot.: Dariusz Bloch">

Jest ciężki, dobrze wyważony, a odgłos strzału niczym nie różni się od tego, jaki wydaje broń bojowa. Dla niewprawnego oka walther to po prostu pistolet, z którego jednym strzałem można zabić człowieka. Nic więc dziwnego, że chcą go mieć wszyscy ci, którzy z różnych powodów nie czują się bezpiecznie na bydgoskich ulicach, a na pozwolenie na broń nie mają ochoty czekać. Pistolet ma jeszcze jedną cechę, o której głośno nikt nie mówi. Bez żadnych przeróbek można do niego ładować naboje gazowe i z nich skutecznie strzelać.

- Świetna broń, jest nią spore zainteresowanie, choć kosztuje 900 złotych. Ładowana jest nabojami kalibru 9 mm - chwali jeden ze sprzedawców.

Tyle że zainteresowała się pistoletem także policja. Do sklepów w regionie pod koniec października dotarło ostrzeżenie, że sprzedaż tego modelu bez pozwolenia jest zakazana i grozi poważnymi konsekwencjami. Część sprzedawców zastosowała się do sugestii policji, część opiera się na danych i informacjach od producenta, że z bronią jest wszystko w porządku i jej posiadanie oraz dystrybucja nie kolidują z prawem. Ale to policja ma ostateczny głos i osoba z waltherem P22 może zostać oskarżona o nielegalne posiadanie broni, a to już poważne przestępstwo.

Ryzyko wycenione na 8 lat

Maciej Daszkiewicz z Zespołu Prasowego KWP w Bydgoszczy nie pozostawia złudzeń, co stanie się w sytuacji, gdy taka broń zostanie ujawniona.

<!** reklama>

- W opinii policji pistolet WALTHER mod. P22 jest bronią palną gazową kal. 9 mm, na której posiadanie oraz amunicję do niej, w świetle przepisów ustawy o broni i amunicji, wymagane jest pozwolenie. Osoba, która posiada wymieniony pistolet lub amunicję bez wymaganego zezwolenia, naraża się na pociągniecie do odpowiedzialności z art. 263 par. 2k.k., za co grozi kara do 8 lat pozbawienia wolności - twierdzi Maciej Daszkiewicz.

Sporym zainteresowaniem kupujących, którzy szukają rozwiązań poprawiających bezpieczeństwo, cieszą się paralizatory. Jest z nimi jednak problem. Te naprawdę skuteczne, potrafiące powalić byka, są sprzedawane jedynie z pozwoleniem. A te, które pozwolenia nie wymagają, w opinii fachowców mogą tylko zdenerwować potencjalnego napastnika.

- Paralizatory o mocy do 10 mA mogą nie być skuteczne przeciwko agresywnym napastnikom. Miałem klienta, który przy mnie potraktował się paralizatorem i prawie tego nie zauważył - przyznaje sprzedawca broni. - Niedawno sprzedałem 10 sztuk takich urządzeń dla bydgoskich ochroniarzy o mocy 18 mA. Kupują je głównie ochroniarze, którzy pełnią służbę w miejscach, w których nie można używać broni ostrej czy gazowej. Tak jest na przykład przy ochronie muzeów, gdzie trudno sobie wyobrazić pistolety gazowe. Tak samo na dyskotekach, gdzie jest wiele osób. Gaz mógłby zaszkodzić osobom postronnym, więc dobry paralizator jest po prostu niezastąpiony do uciszenia agresywnego klienta - uważa sprzedawca.

Paralizatory w rękach strażników

Pozwolenia na paralizator zdobyć równie trudno, jak na broń palną. Aby je otrzymać, potrzebne będzie chociażby przebrnięcie przez testy psychologiczne. Zezwoleń nie będą potrzebować służby, które wkrótce zostaną wyposażone w takie urządzenia. Już nie tylko policja, ale także straż leśna, rybacka, sokiści czy inspektorzy transportu drogowego będą mieli przy sobie paralizatory.