<!** Image 1 align=left alt="http://www.nowosci.com.pl/img/glowki/maka_wojciech.jpg" >Trudno nie zauważyć watah bezdomnych psów, panoszących się po ulicach miasta. Przyczyn jest wiele. Dziś radni będą je zgłębiać i rozwiązywać, dyskutując nad programem opieki nad zwierzętami. Program ma kosztować miasto 120 tysięcy złotych i chociaż częściowo problem psich watah rozwiązać.
Pomysł programu jest dobry - pomijając drobiazgi, budzące sprzeciw obrońców zwierząt, którzy zawsze będą uważali, że humanitaryzm jest ważniejszy niż ekonomia. Gorzej z tym, że na funkcjonowaniu programu mogą zaważyć ostatnie wyniki działań Najwyższej Izby Kontroli. Cóż takiego inspektorzy ustalili? Ano to, że straż miejska nigdy nie miała prawa do wyłapywania bezdomnych psów, więc właściwie nie może tego robić.
<!** reklama>A ci nasi - co... Przeszkoleni, wiedzą, jak do jakiego zwierzaka podejść, szybko odstawiają do schroniska, dyrektorka schroniska zadowolona, a oni znowu na ulicę... I tak od lat. Od początku marca częściej niż raz dziennie mieli takie akcje, w ubiegłym roku - ponad osiemset.
Problem braku uprawnień nie martwi tak bardzo jak to, że nikt nie wie, jak go rozwiązać. Można oczywiście zlecać analizy prawne i badać każdy aspekt ustawy o strażach gminnych. Trzeba jednak podkręcić tempo działań. Zakładając, że rocznie z bydgoskich ulic do schroniska trafiało 2 tysiące psów, a połowę z nich przywozili strażnicy, przy braku szybkiej reakcji może wyjść nam niebezpieczny dyktat. Taki rodem spod psa.