W piątek o 6.00 rano zamaskowani i uzbrojeni pogranicznicy weszli m.in. do domu ormiańskiej rodziny D. w Grudziądzu. Jak alarmują polscy przyjaciele rodziny, dzieci (6, 16 i 18 lat) były świadkami drastycznych scen. - Teraz są w traumie, szczególnie młodsze. Potrzebują psychologa - mówią.
- Zarówno w tym domu, jak i w innych, do których w piątek weszliśmy, były dzieci. Wiedzieliśmy o tym wcześniej i byliśmy na to przygotowani. Dlatego już w pierwszych wchodzących ekipach byli psycholodzy - zapewnia mjr Witold Popielarski, zastępca komendanta placówki Straży Granicznej w Bydgoszczy.
Major podkreśla, że pogranicznicy weszli do domów z prokuratorskimi nakazami zatrzymań i przeszukań. Uczynili to tuż po 6.00 rano, co jest normalną praktyką i zgodną z przepisami (można od 6.00).
- Dlaczego funkcjonariusze byli zamaskowani i z bronią? Ponieważ tak wyglądają nasze działania. Jesteśmy formacją uzbrojoną; podobnie jak policja - dodaje mjr Witold Popielarski.
Oprócz psychologa, w ekipach dokonujących zatrzymań był również tłumacz. Zdaniem majora, przebieg zatrzymań określić można jako „normalne wejście”. - Jesteśmy przyzwyczajeni do różnych oskarżeń, np. o rasizm - nie kryje Witold Popielarski.
Szerzej o sprawie w piątkowym Magazynie.
PRZECZYTAJ:Przemyt ludzi, czyli ormiańska robota?
PRZECZYTAJ:Cudzoziemcy mogą złożyć zażalenie