Od 8 kwietnia planowany jest ogólnopolski strajk nauczycieli. Już dawno dwie centrale związkowe - Wolny Związek Zawodowy Solidarność Oświata i Związek Nauczycielstwa Polskiego - nie były tak zgodne w działaniu...
Jednym głosem mówiliśmy już pod koniec 2008 r., gdy doszło do 1-dniowego strajku. W końcówce 2018 r. znów połączyliśmy siły, bo MEN wprowadził jednostronne zmiany w Karcie Nauczyciela nie uzgadniając tego ze związkami zawodowymi. Chodzi, m.in. o wydłużenie awansu zawodowego z 10 do 15 lat, czy cały ten bałagan z ocenami pracy.
Teraz pojawił się wasz wspólny apel do osób, które mają być powoływane do zespołów egzaminujących i nadzorujących, by nie były łamistrajkami...
Mamy wspólny cel. Domagamy się podwyżki 1000 zł do wynagrodzenia zasadniczego. My nauczyciele nie możemy się dzielić. Wystarczy, że dzieli nas MEN. Jeśli nauczyciel zdecyduje się przystąpić do strajku w dniu, w którym powinien pracować w zespole egzaminacyjnym, może to zrobić bez obaw. Ma takie prawo. Gwarantuje mu to ustawa o rozwiązywaniu sporów zbiorowych.
Takiej determinacji w środowisku nauczycielskim chyba nie było już dawno?
Owszem, wpływ na konsolidację środowiska na pewno miały wypowiedzi polityków i propagandowe ruchy ze strony władz. MEN manipuluje faktami. Wylicza nam teoretyczną średnią zarobków, która nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Rząd znajduje miliardy na inne cele, a dla nas wciąż nie ma pieniędzy. Widać ekipa rządząca uznała, że nie opłaca się dać pieniędzy nauczycielom, bo nie odwdzięczą się jej w wyborach. I to jest skandal.