W reprezentacyjnej ósemce, której trenerem był Kazimierz Naskręcki (obecnie przygotowuje do igrzysk w Paryżu dwójkę podwójną wagi lekkiej Artur Mikołajczewski, Jerzy Kowalski) płynęli: Marian Drażdżewski (Kolejowy Klub Wioślarski), Jan Młodzikowski, Sławomir Maciejowski (obaj Zawisza), Krzysztof Marek (Gedania), Grzegorz Stellak (wówczas Zawisza, lecz mocno związany z PTW Płock), Marian Siejkowski (AZS Wrocław), Ryszard Giło, Jerzy Ulczyński na szlaku, sternik Ryszard Kubiak (wszyscy Zawisza).
- Mieliśmy ze sobą kontakt, często widzieliśmy się na regatach, gdyż wielu z nas swoje dalsze losy związało z wioślarstwem. Uważałem jednak, że 50 lat od tego wydarzenia to super okazja by się spotkać i powspominać – rozpoczyna rozmowę Krzysztof Marek, inicjator przedsięwzięcia.
Do klubowej sali tradycji LOTTO-Bydgostii, gdzie od wielu lat szkoleniowcem jest Drażdżewski, przybyła szóstka wioślarzy i i trener.
- Przed 23 laty zginął Marian Siejkowski, a w lutym tego roku odszedł z naszego grona super sternik Rysiu Kubiak. Z kolei Rysiu Giło mieszka w Kanadzie i nie było szans by przybył na spotkanie – wylicza szlakowy Ulczyński.
- Jechaliśmy do Monachium z nadzieją na awans do finału igrzysk, a później wszystko mogło się wydarzyć. I się wydarzyło – zamach w wiosce olimpijskiej – wspomina Grzegorz Stellak. – Do tego momentu w wiosce panowała wspaniała atmosfera. Żadnych rygorów, pełen luz, wielka przyjaźń między sportowcami, a po zamachu – wielkie przygnębienie, niepewność co dalej. Wioska olimpijska zamieniła się w getto.
Większość z wioślarzy ósemki reprezentowała barwy Zawiszy, choć wywodziła się z różnych zakątków kraju.
- W Bydgoszczy działał wówczas ośrodek przygotowań olimpijskich, stąd też każdy wioślarz – jako żołnierz poborowy trafiał do Zawiszy. Później wracaliśmy do swoich miast i klubów – zdradza Maciejowski.
_- Rodowitym „Zawiszakiem” byłem tylko ja i tak pozostało do dziś _– śmieje się Janek Młodzikowski.
- Rywalizacja na olimpijskim torze, tym samym, choć zmodernizowanym, na którym nasi młodsi koledzy i koleżanki rywalizowali w sierpniu o medale mistrzostw Europy, jak zwykle najtrudniejsza była w półfinale – wspomina trener Naskręcki.
- Oj gdyby nie nasz Rysio Kubiak, to mogło nie być finału – podkreśla Drażdżewski. – Bardzo nas mobilizował, motywował podczas biegu i sprawił, że na finiszu jeszcze wykrzesaliśmy z siebie resztki sił i wyprzedziliśmy Holendrów. Dało to nam trzecie, premiowane awansem miejsce, za Nową Zelandią i RFN.
- O tym, że daliśmy z siebie maksimum może świadczyć moja utrata przytomności, już za linią mety – dodaje Stellak, który 8 lat później w Moskwie, wespół z Kubiakiem, Ryszardem Stadniukiem, Grzegorzem Nowakiem i Adamem Tomasiakiem zdobyli brązowy medal w czwórce ze sternikiem.
- Na finałowy bieg jechaliśmy pełni nadziei na walkę o brąz. Gdy płynęliśmy na rozgrzewkę okazało się, że mamy awarię steru. Zrobiło się nerwowo. Musieliśmy wrócić do pomostu i szybko usunąć usterkę. Praktycznie bez rozgrzewki udaliśmy się na start. W efekcie zajęliśmy 6. miejsce – opowiadają wioślarze.
Srebrnymi medalami olimpijskimi, lecz już w roli trenerów, mogą pochwalić się także Krzysztof Marek i Marian Drażdżewski. Ten pierwszy, tak jak Stellak, również w Moskwie, za sprawą Czesławy Kościańskiej i Małgorzaty Dłużewskiej w dwójce bez sternika, z kolei podopieczni Drażdżewskiego: Bartłomiej Pawełczak, Miłosz Bernatajtys, Łukasz Pawłowski i Paweł Rańda dokonali tego w 2008 roku w Pekinie w czwórce bez sternika wagi lekkiej.
- To ogromna satysfakcja i duma, gdy twoi zawodnicy sięgają po medal olimpijski. Życzymy tego naszemu trenerowi, który nadal jest w doskonałej kondycji i aktualnie przygotowuje swoich klubowych wioślarzy z Gopła Kruszwica do zbliżających się mistrzostw świata, a w dalszej perspektywie do igrzysk w Paryżu – dodają Marek i Drażdżewski.
- Na następne spotkanie zapraszamy nie za 50, a już za 5 lat. Mamy nadzieję że w tym samym składzie – kończą członkowie ósemki z Monachium, którzy do późnych godzin wieczornych wspominali olimpijski występ czy też pobyt w kompani sportowej Zawiszy.
