Przewrócone kosze na śmieci i znaki drogowe, wybite szyby w samochodach - takie obrazki często można oglądać w weekendy, kiedy podpita młodzież wieczorami wraca z dyskotek.
W ubiegłym roku policja ujawniła w powiecie świeckim trzy przypadki sprzedawania alkoholu nieletnim.
- Nie mamy jednak złudzeń, skala problemu jest znacznie większa. Interweniujemy wtedy, gdy otrzymamy zgłoszenie o takim przypadku. Zwykle robią to rodzice po tym, gdy ich pociecha wróciła pijana do domu - mówi nadkomisarz Piotr Hływka, zastępca komendanta powiatowego policji w Świeciu.
Wyglądał na starszego...
Toczy się właśnie sprawa przeciwko właścicielowi baru w Bochlinie koło Nowego. Skuszony łatwym zarobkiem, sprzedał alkohol nieletniemu. Kiedy chłopak wrócił nietrzeźwy do domu, jego matka złożyła policji skargę na bar.
<!** Image 2 align=left alt="Image 13819" >Sprzedawcy, przyłapani na serwowaniu alkoholu nieletnim, tłumaczą się zwykle, że chłopak czy dziewczyna wyglądali na co najmniej 18 lat.
- Trudno o bardziej naiwne wyjaśnienie - nie ukrywa irytacji nadkomisarz Piotr Hływka. - Nie ma nic dziwnego w tym, że bez okazania dowodu tożsamości sprzedaje się piwo czy wódkę, komuś, kogo wiek ewidentnie wskazuje na to, że ma trzydzieści czy czterdzieści lat. Na pewno jednak żaden nieletni nie ma aż tak poważnego wyglądu, żeby wyglądał dziesięć czy piętnaście lat starzej.
Policjant dodaje, że zawsze, gdy sprzedaje się alkohol bardzo młodej osobie, należy żądać dowodu osobistego. Zdawanie się na ocenę wzrokową wieku kupującego może być zawodne, a konsekwencje przykre i... kosztowne. Choć, niestety, często tylko na papierze.
Kara tylko w teorii?
Za sprzedaż alkoholu osobie poniżej 18 roku życia grozi grzywna, przepadek mienia lub cofnięcie koncesji na sprzedaż mocniejszych trunków.
- Niestety, często bywa tak, że sprawa jest umarzana w sądach ze względu na „małą szkodliwość”. Dziwi mnie takie podejście, bo utrudnia policji walkę z tym procederem. Zniechęca też ludzi do składania skarg na takich sprzedawców. A my przecież nie możemy codziennie kontrolować sklepów czy w każdy weekend robić naloty na lokale rozrywkowe, bo musielibyśmy mieć dwa razy więcej funkcjonariuszy - zaznacza Piotr Hływka.