<!** Image 1 align=left >Prędzej czy później zaczyna to gryźć każdego szołmena. Ostatnio coraz prędzej. No bo jak tu się zgrabnie zestarzeć, gdy się jest gwiazdorem pop-kultury, w której młodość to wartość sama w sobie? No i to starzenie się wychodzi różnie, głównie kiepsko, bo jak inaczej nazwać mało smaczne mizdrzenie się do publiki. Na koncertach „Live 8” rutyniarzy reanimowanych „na okoliczność” mieliśmy wielu. I niestety widać było, że spora ich część zdecydowanie nie powinna się już wysilać.
Dajmy sobie jednak spokój z wymienianiem biedaków, którzy zamiast siedzieć w domowym zaciszu postanowili znowu pobłyszczeć. Rynek sprowadził ich szybciutko na ziemię, bo już po paru dniach było jasne, komu sprzedaż płyt po koncertach Live 8 skoczyła, a komu zleciała.
No a najbardziej wzrosła tym, którzy znowu pokazali klasę, czyli Pink Floyd. Nie tylko dlatego, że powrócili w składzie, do którego nie mogli się jakoś przekonać przez lata kłótni Watersa z resztą zespołu.
I było uroczo. Paru facetów w wieku późnośrednim, klimat jak za dawnych lat i skok sprzedaży płyt o kilka tysięcy procent. Nie przeszkadzały nawet uśmieszki Gilmoura, który nie wiadomo czy okazywał sympatię kolegom, czy komentował cieniutki głosik Watersa.
Ale co tu dużo gadać - starsi panowie czterej zafundowali nam nie tylko kawał muzyki, ale i to, czego często brakuje innym. Sporo dystansu. Bo nie zapowiadają teraz wielkiego come back, nowego otwarcia i lekcji prawdziwej muzyki. Wiedzą, że na to nie ma już szans. Ale ja już czekam na kolejny powrót Pink Floyd na następnym Live, pewnie za 20 lat. Bo jakoś mi się nie chce wierzyć, że problem biedy w Afryce uda się do tego czasu rozwiązać.
A co do wieku w mass-kulturze... Jej ikony nie mają lat, mają pewien określony wizerunek. I wiemy, że jak na przykład młody gniewny, to James Dean z „Buntownika bez powodu”. Zwiedzaliśmy kiedyś z przyjaciółmi muzeum Jamesa Deana w jego rodzinnym miasteczku w Indianie. Oprowadzał nas smętny dziadunio, solidnie nadgryziony przez ząb czasu. No i jak już obejrzeliśmy te wszystkie skórzane kurtki i zdjęcia młodzianów z bujnymi czuprynami, dziadunio oświadczył, że dostał tę robotę, bo James to jego przyjaciel ze szkolnej ławy. Czym oczywiście skutecznie zepsuł nam całe zwiedzenie.
Bo w końcu młody gniewny zawsze powinien być młody. I jego kumple też.