Marzymy, że z ukochaną osobą dożyjemy starości w szczęściu, poczuciu spełnienia i radości. To ma być nasza złota jesień...
<!** Image 2 alt="Image 160674" sub="Od namiętności do współpracy
i przyjaźni - to ewolucja, która cechuje wiele udanych i trwałych małżeństw Fot. Thinkstock">Okazuje się, że te oczekiwania są na miejscu - większość małżeństw, którym udaje się przetrwać okres szczególnej podatności na rozwody, staje się coraz szczęśliwsza.
„Syndrom pustego gniazda” to brzmi strasznie i oznacza czas, w którym dzieci opuszczają rodziców, pozostawiając za sobą pustkę, depresję, samotność, poczucie utraty i świadomość schyłku życia. Samo nieszczęście.
Tymczasem gdy bada się małżeństwa wchodzące właśnie w etap pustego gniazda, okazuje się, że większość z nich to stare, dobre małżeństwa. Twierdzą, że gdy dzieci opuściły dom, ich miłość na nowo nabrała rumieńców.
Badacze odkryli, że jeśli chodzi o młode małżeństwa, to przeważnie z czasem satysfakcja małżonków z bycia razem spada. Gdy rodzi się dziecko, a potem dorasta i dojrzewa, kondycja małżeństw z reguły się pogarsza. Jednak wraz z opuszczeniem domu przez dorosłe dzieci, ponownie się poprawia.
Dawniej sądzono, że dzieje się tak dlatego, iż pojawienie się dziecka odbiera małżonkom czas na przebywanie razem, obciąża ekonomicznie, dodaje obowiązków, z którymi trzeba sobie poradzić itp. A gdy wszystko to znika, związek partnerski odżywa.
Takie tłumaczenie jest jednak błędne. Znakomita większość rodziców twierdzi, że dzieci nadały ich życiu nowego sensu i przyniosły nieznane wcześniej radości. W dodatku okazuje się, że w małżeństwach, które nie mają dzieci, a także w parach homoseksualnych też daje się zauważyć ten wzór wzlotów i upadków miłości.
<!** reklama>Dlaczego więc zadowolenie małżonków najpierw spada, a potem zaczyna rosnąć (skoro nie jest to związane z dziećmi)?
- Kiedy poznałem Małgośkę - mówi Karol - czułem, że z nią właśnie chcę przeżyć resztę życia. Gdy braliśmy ślub, wiedziałem, co to jest prawdziwa miłość - kochaliśmy się i byliśmy szczęśliwi. Wtedy czułem, jakbym był ciągle na jakichś prochach, jakbym był naćpany. Z czasem jednak to uczucie zaczęło znikać, stawało się słabsze. Wtedy zdecydowaliśmy się na dziecko. Potem urodziło się drugie. Ale między nami nie było już takiej namiętności jak wcześniej. Staliśmy się raczej zgraną drużyną, zespołem, który dobrze radzi sobie z życiem, z wychowaniem dzieci, zarabianiem pieniędzy, itp. I wtedy przyszedł jakiś przełom. Odkryłem - chyba Małgośka też odkryła - że nasza miłość nie jest już tym, co dawniej. Poczułem, że mam w niej prawdziwego przyjaciela, że ona naprawdę mnie rozumie i zna, że mogę jej powiedzieć bez wstydu najintymniejsze rzeczy. Z nikim się nie czuję tak dobrze jak z nią.
Jacy małżonkowie zbudują trwałe szczęście? Wygląda na to, że najłatwiej jest to osiągnąć ludziom, którzy potrafią zmienić swoje pojmowanie miłości. Gdy para jest na początku swojej wspólnej drogi, najważniejsza jest namiętność - młodzi ludzie tak właśnie rozumieją wspólne szczęście. Z czasem jednak tej namiętności jest coraz to mniej. Wtedy często pojawia się kryzys. Jeśli małżonkowie umieją zmienić swoje wyobrażenie na temat tego, co ich łączy, okazuje się, że znajdują trwałe szczęście w swoim związku. Tak się stało z małżeństwem Karola i Małgorzaty - przeszli od namiętności do współpracy i przyjaźni. Obok pożądania pojawiły się między nimi przyjaźń i zrozumienie. Przeformułowali to, czym jest dla nich prawdziwa miłość i być może dlatego ich związek trwa w dobrej kondycji mimo upływu lat.
Autor jest doktorem psychologii, adiunktem Uniwersytetu Zielonogórskiego, diagnostą i terapeutą w poradni psychologiczno-pedagogicznej.