Do napadu doszło około godz. 17 w czwartek. Nieco wcześniej bandyta, niczym aktor przed wejściem na scenę, ucharakteryzował się na bohatera kina akcji. Nie wiedział, że od tej chwili występuje nie w czarnym kryminale, lecz raczej w opowieści o skoku gangu Olsena.
[break]
Wszystko na wizji
Jego przygotowania przed budyneczkiem agencji PKO BP na Białogardzkiej... filmował bowiem z okna domu jeden z okolicznych mieszkańców. Ten sam „operator” nagrał też scenę ucieczki z miejsca napadu.
Wcześniej bydgoski Olsen dynamicznie wtargnął do agencji PKO BP w kapturze i ciemnych okularach. Miał atrapę broni. Kazał właścicielowi agencji wydać gotówkę. Ten okazał się mniej dynamiczny. Ślamazarnie pakował banknoty, a bandzior dokuczał mu, wykrzykując: „Ruszaj się, z życiem, grubasie!”.
Gdy łup został skompletowany, złodziej wybiegł z budynku i wsiadł do zaparkowanego na ulicy samochodu, w którym czekał na niego wspólnik. Właściciel agencji potrzebował tylko chwili, by dojść do siebie. Po kilkudziesięciu sekundach ruszył w pogoń za uciekinierem. Uruchomił swoje auto, po czym zaczął namierzać bandziorów w wąskich osiedlowych uliczkach tej części Wyżyn.
- Miał w samochodzie włączony telefon głośnomówiący, kontaktował się z policją i chciał ścigać napastników - opowiada pan Andrzej, ojciec właściciela placówki. - Prawdopodobnie mój syn znał tę część miasta znacznie lepiej niż bandyci, bo w pewnej chwili udało mu się znaleźć przed uciekającym samochodem. Doszło do wypadku - zajechał draniom drogę, a ci uderzyli w niego.
Krótka ucieczka
Przestępcy uciekali dalej pieszo. Tego, który miał torbę z pieniędzmi, policjanci zatrzymali na pobliskiej ulicy kilka minut po napadzie. Gotówkę odzyskano, ale sam napastnik nie został przesłuchany.
- Mężczyzna jest nam znany, był notowany i karany za napady i rozboje - mówi Maciej Daszkiewicz z zespołu prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Bydgoszczy. Jak wiemy nieoficjalnie, zachodziło uzasadnione podejrzenie, że sprawca napadu jest pod wpływem środków odurzających. Uskarżał się też na obrażenia nogi. Ustalono, że podczas napadu wykorzystano pożyczone auto.
Właściciel agencji także trafił do szpitala - na badania profilaktyczne, ponieważ zaczął go boleć kark, co było efektem stłuczki. Na szczęście nic poważnego się nie stało, został już przesłuchany przez policję. Wczoraj zawiózł funkcjonariuszom rejestrator z zapisem monitoringu z wnętrza placówki.
Trwają poszukiwania drugiego mężczyzny, który brał udział w napadzie. Jak ustalił „Express”, agencja była ubezpieczona od napadu.