Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

SPOD EKRANU. Recenzja filmu "Kiedy się pojawiłaś" [wideo]

Mariusz Załuski
Mariusz Załuski
screen
„Kiedy się pojawiłaś” to film z jednej strony o takim pożegnaniu właśnie, z drugiej o narodzinach - dzięki temu pożegnaniu - czegoś zupełnie nowego. Film raczej dla młodzianków - grają tu zresztą młodziankowi idole - ale strawny w każdym wieku. I choć nie czujemy, że przeżywamy dzięki niemu jakieś oszałamiające doznania, to ogląda się go całkiem nieźle.

Jak byśmy zareagowali, gdybyśmy dowiedzieli się, że jesteśmy nieuleczalnie chorzy? Że już bardzo niedużo i bardzo konkretnie przed nami? Nie, że umrzemy kiedyś tam, za lata, ale tak bardzo niedługo, za parę tygodni? I to choć jesteśmy młodzi i wydawało się, że wszystko przed nami? Szczerze mówiąc, nikt nie wie, jak by zareagował. Nawet, jak mu się wydaje, że wie bardzo dobrze. I nikt nie wie, jak by się chciał z tym światem pożegnać.

Tak więc dostajemy opowieść o chłopaku, którego życie nie oszczędzało. Rodzinne traumy sprawiły, że zamknął się w szczelnej skorupce, przy okazji popadł też w hipochondrię. W grupie wsparcia osób z nowotworem spotyka nastolatkę, chorą naprawdę. Dziewczyna chce się pożegnać ze światem z przytupem, sporządza nawet listę zwariowanych rzeczy, które zrobić musi koniecznie. Zmusza chłopaka, żeby jej pomógł. No a to zmienia go kompletnie.

Co specjalnie zaskakujące nie jest - zetknięcie się z prawdziwym dramatem każdemu przecież zmienia perspektywę. A dziewczyna pod kapeluszem wesołkowatości i fanfaronady kryje przecież - co oczywiste - zwykły strach. Tonacja filmu całkiem zgrabnie się zresztą zmienia - od prawie komediowej historyjki o duecie kiepsko wpisującym się w amerykański krajobraz, po lekko podaną - ale na pewno nie za lekko - opowieść o pożegnaniu.

Co się w tym filmie udało? Na pewno konstrukcja obu postaci - są i intrygujące, i całkiem dobrze zagrane. Szczególnie on - zgaszony, wpędzający się w izolację od świata chłopak, dla którego to czepianie się życia umierającej przyjaciółki jest życiową lekcją. I nawet jak w pewnych momentach czujemy sztuczność tych ról, to przychodzą też takie chwile, kiedy zdejmujemy bereciki z głów. Zaskakująco pokazano też samą chorobę - bez epatowania bólem i cierpieniem.

No a co wyszło tak sobie? W sumie to ta opowieść jest dosyć banalna, bo ile takich historii już widzieliśmy? Ta też niczym nas nie zaskakuje, wszyscy zmieniają się dokładnie tak, jak mają się zmieniać i każdą scenkę możemy przewidzieć. No a do tego parę sekwencji - głównie z rodzicami chorej panny - to prawdziwy dramat. Jakbym wyjęto je z telenoweli dla dziatwy sprzed paru dekad.

Film oparto na rolach Asy Butterfielda i Maisie Williams, która z dziecięcia z „Gry o tron” wyrosła na pannicę. I ciekaw jestem bardzo, czy ma szanse na aktorską karierę w dorosłym życiu, bo przed nami „Gry o tron” sezon finałowy. „Kiedy się pojawiłaś” wskazuje na to, że szanse ma.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: SPOD EKRANU. Recenzja filmu "Kiedy się pojawiłaś" [wideo] - Nowości Dziennik Toruński