Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Służba w Legii była zakazana, mimo to wielu Polaków wstąpiło w jej szeregi. Wśród nich był też bydgoszczanin

Justyna Tota
Justyna Tota
Zygmunt Jatczak i Krzysztof Schramm z wydanymi pod koniec 2014 roku wspomnieniami
Zygmunt Jatczak i Krzysztof Schramm z wydanymi pod koniec 2014 roku wspomnieniami archiwum Krzysztofa Schramma
KRZYSZTOF SCHRAMM, historyk i członek Stowarzyszenia Byłych Żołnierzy i Przyjaciół Legii Cudzoziemskiej w Polsce, opowiada m.in. o pracy nad swoją książką o Zygmuncie Jatczaku i o losach legionisty z Bydgoszczy.

„Niczego nie żałuję” - tak mówi się w Legii Cudzoziemskiej i tak też zatytułował Pan wspomnienia żołnierza AK i weterana z Indochin. Panu Zygmuntowi naprawdę niczego nie jest żal?
[break]
Myślę, że tytuł książki „Niczego nie żałuję. Od powstania warszawskiego z Armią Krajową do Indochin z Legią Cudzoziemską” bardzo trafnie oddaje całe życie Zygmunta Jatczaka, od którego podczas naszych rozmów nigdy nie usłyszałem, że chciałby cofnąć czas i coś zmienić. Pan Zygmunt nie żałuje, że uczestniczył w powstaniu warszawskim, po którym jak wielu trafił do obozu jenieckiego, ani tego, że służył w Legii Cudzoziemskiej. Życie w cywilu też go nie rozpieszczało zarówno we Francji, jak i w Polsce, do której wrócił na przełomie lat 50. i 60. Pan Zygmunt mimo tych wszystkich przeżyć jest autentycznie szczęśliwym człowiekiem. A co do powiedzenia „Niczego nie żałuję”, zostało ono w Legii zaczerpnięte ze słynnej piosenki Edith Piaf, która śpiewała „Non, je ne regrette rien”.

Jak poznał Pan żywą legendę Armii Krajowej, żołnierza Batalionu „Miotła” i „Czata 49”?
Okazało się, że prezes naszego stowarzyszenia Zbigniew Truszczyński mieszka całkiem niedaleko pana Zygmunta, z którym mnie zapoznał, za co jestem mu bardzo wdzięczny. Z panem Zygmuntem spotykamy się już od wielu lat, w pewnym momencie zaczęliśmy się przyjaźnić.

Wspomnienia powstańca i weterana walk z Indochin czyta się jak typowy żołnierski dziennik czy może bardziej jak powieść sensacyjną?W tej książce nie ma taniej sensacji. Są tu ilustrowane fotografiami dzieje II wojny światowej, w tym okupacji Warszawy, i służby w Legii Cudzoziemskiej widziane oczami prostego żołnierza, który - jak ośmielę się twierdzić - jest prawdopodobnie ostatnim żyjącym w Polsce weteranem walk w Indochinach, będących prawdziwą rzezią - zginęło tam ponad 10 tysięcy legionistów.

Dlaczego o legionistach tak mało się mówi?Przez długie lata po II wojnie światowej służba w Legii Cudzoziemskiej była w naszym kraju zakazana. Ktoś, kto był legionistą i wrócił do Polski w czasach PRL-u, a tak zrobił pan Zygmunt, ryzykował tym, że mógł zostać aresztowany i sądzony za służbę w obcej armii. Zresztą władze komunistyczne dbały o to, by Legię przedstawiać jako oddział najemników służby francuskiego imperializmu, publikowano książki, które przedstawiały Legię w negatywnym świetle.

Wystawa „Polacy w Legii Cudzoziemskiej” nie bez powodu jest pokazywana w Bydgoszczy. Zdradzi mi Pan coś więcej o Henryku Branickim?Rzeczywiście, sierżant Henryk Branicki pochodził z Bydgoszczy, jego rodzice mieszkali przy ulicy Toruńskiej 14. Jak sam wspomina w listach, już jako 12-letni chłopiec słyszał o Legii Cudzoziemskiej - już wtedy zaczął myśleć o tym, by do niej wstąpić. Jako 16-latek w Poznaniu wstąpił do Wojska Polskiego, w wieku 20 lat był już sierżantem, służył do 24. roku życia. W cywilu przez rok pracował w hurtowni drzewa, podejmował też naukę w Wyższej Szkole Handlowej. Wyjechał jednak z Polski, by zapomnieć o kuzynce, w której się nieszczęśliwie zakochał. Trafił do Francji, gdzie przez jakiś czas pracował w fabryce maszyn rolniczych. Znał język francuski i niemiecki, więc był też tłumaczem, ale ostatecznie wstąpił do Legii - prawdopodobnie było to w czerwcu 1929 roku. Jako sierżant służył w 3. Pułku Piechoty Cudzoziemskiej do czerwca 1934 roku. Wiem na pewno, że w 1934 roku poważnie chory przebywał w szpitalu w północnej Afryce, bo to stamtąd są jego ostatnie listy. Czy przedłużył kontrakt, tego nie wiadomo.

Skąd ma Pan listy sierżanta Branickiego i wielu innych legionistów?Miałem to szczęście, że udało mi się pozyskać kilka kompletów korespondencji polskich legionistów z okresu międzywojennego. Co ciekawe, w II RP zachęcano obywateli, by zaczęli wysyłać Polakom w Legii, np. gazety. Zresztą na naszej wystawie można zobaczyć kilka takich zdjęć, na których widać legionistów z polską prasą. Na tego typu pamiątki od czasu do czasu udaje mi się natrafić. Czasami ktoś zgłasza się do naszego stowarzyszenia, że ma w rodzinie dokumenty, które chciałby przekazać. Wystawa „Polacy w Legii Cudzoziemskiej” w dużej części opiera się na mojej kolekcji, którą zbieram od ponad 10 lat. Prezentowane eksponaty pochodzą również od kolegów ze stowarzyszenia, byłych legionistów. Wystawę współtworzy ze mną Paweł Adamczyk, falerysta posiadający jeden z większych, o ile nie największy, zbiór odznak Legii Cudzoziemskiej. Także członek stowarzyszenia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!