MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Ślizgiem do szalupy

Sabina Waszczuk
Francesco Schettino przyznał się do spowodowania katastrofy, ale utrzymuje, że w szalupie ratunkowej znalazł się przez przypadek. Załoga całą noc ewakuowała ze statku pasażerów. Los 20 jest nieznany.

Francesco Schettino przyznał się do spowodowania katastrofy, ale utrzymuje, że w szalupie ratunkowej znalazł się przez przypadek. Załoga całą noc ewakuowała ze statku pasażerów. Los 20 jest nieznany.

Kapitan luksusowego statku wycieczkowego „Costa Concordia” przebywa obecnie w areszcie domowym, po tym jak przyznał się do wprowadzenia statku na skały. Czeka go proces.

- Nawigowałem na oko, ponieważ znałem dno w tym miejscu bardzo dobrze i wykonywałem ten manewr już trzy albo cztery razy - powiedział podczas przesłuchania kapitan statku.

<!** reklama>

Francesco Schettino z ubolewaniem stwierdził, że padł ofiarą własnego instynktu. Przyznał, że zbliżył się do wyspy Giglio u wybrzeży Toskanii, ponieważ chciał zasalutować byłemu dowódcy statków firmy „Costa Crociere”, który tam mieszkał.

Z ironicznym uśmiechem na twarzy słucha się też tłumaczeń kapitana, dlaczego nie został na statku do końca.

- Oddałem swoją kamizelkę jednemu z pasażerów, który jej nie miał. W pewnym momencie poślizgnąłem się na mocno pochylonym pokładzie i wpadłem do opuszczanej szalupy.

Dziwnym zbiegiem okoliczności w tej samej szalupie znaleźli się również pierwszy i trzeci oficer. Tyle z przecieków włoskiej prasy.

- To, że kapitan opuszcza statek, gdy trwa akcja ratunkowa, to skandal - ocenił kapitan Józef Franciszek Wójcik w TVN24, który pływał na statkach pasażerskich, jak i towarowych, również w pobliżu Gilgio. - To było pasmo niekompetencji, łamania prawa, nieprzestrzegania podstawowych standardów szkoleniowych i dobrej praktyki morskiej.

Kapitana „Costa Concordii” okrzykniętego już we Włoszech tchórzem bronią jedynie mieszkańcy jego rodzinnej miejscowości Meta di Sorrento. Twierdzą, że to media winne są wypaczeniu prawdy o tej morskiej katastrofie. Jego klęskę zamienili w bohaterstwo, twierdząc, że to jemu pasażerowie zawdzięczają życie. Do tej pory odnaleziono ciała 11 osób.

Chaos wśród pasażerów, który wybuchł po zderzeniu ze skałami i przechyleniu się statku, w głównej mierze spowodowany był zniknięciem ze stanowisk kapitana i części oficerów. Załoga robiła, co mogła.

- W środowisku żeglarskim zachowanie kapitana „Costa Concordii” uznane zostało za bulwersujące - mówią nam w firmie specjalizujących się w rekrutacji personelu hotelowego dla ponad 100 statków pasażerskich na całym świecie. - Zainteresowanie pracą na pokładzie tak luksusowych statków jest bardzo duże. W zależności od znajomości języka angielskiego i posiadanego doświadczenia, zarobki wahają się od 500 dolarów do kilku tysięcy miesięcznie.

A co z przeszkoleniem w zakresie bezpieczeństwa i ewakuacji? - Większość armatorów takie szkolenia przeprowadza na własną rękę praktycznie od pierwszego dnia pobytu pracownika na pokładzie - wyjaśnia nasz rozmówca. - Zanim przystąpimy do szukania pracy na statku wycieczkowym, możemy zrobić kurs STCW 95 (Standards of Training, Certification and Watchkeeping), wymagany przez prawo morskie. To właściwie cztery podstawowe szkolenia, potrzebne do uzyskania książeczki żeglarskiej. Dodatkowo można również ukończyć kurs z zarządzania tłumem. Koszt pierwszego to około 1000 złotych, drugiego - 200 zł. Warto jednak się z tym wstrzymać, dopóki będziemy mieli pewność, że mamy pracę w rękach - sugeruje pracownik firmy rekrutującej.

Z własnego doświadczenia nasz rozmówca opowiada, jak ważne takie szkolenia są na wycieczkowcach. Już pierwszego dnia nowi pracownicy spotykają się w sali wykładowej z oficerem odpowiedzialnym za szkolenia. Każdy pracownik (na „Costa Concordii” było około 1000 osób samej załogi - przyp. red.) ma bardzo precyzyjnie określony sektor ewakuacji, za który odpowiada. Ćwiczenia praktyczne odbywają się 2-4 razy w miesiącu.

Z „Costa Concordii” uratowano 5 Polaków. Takie rejsy w naszym kraju są wciąż mniej popularne od zwykłych wycieczek - mówią nam w Biurze Turystycznym Marco Polo Travel w Warszawie, specjalizującym się w oferowaniu podobnej formy rekreacji. - Od dłuższego czasu obserwujemy jednak kilkudziesięcioprocentowy wzrost zainteresowania - mówi Paweł Dalbiak, specjalista do spraw rejsów. - Klienci są. W związku z wypadkiem mieliśmy tylko jedną rezygnację. Pozostali raczej dzwonią z zapytaniem, czy w związku z tym spadły ceny rejsów.

Te wahają się znacząco w zależności od długości podróży, terminu, kierunku i komfortu kabiny.

Najtańszą tygodniową wyprawę do portów Włoch, Grecji i Chorwacji znaleźliśmy za 809 euro (ok. 3480 zł). Jednym z najdroższych okazał się rejs wielkanocny przez Włochy, Hiszpanię, Wyspy Kanaryjskie i Maroko za 6819 euro (ok. 30 tys. złotych).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!