Oficjalnie zwierzęta te wymarły 65 mln lat temu. Badacze wciąż jednak odkrywają ślady wskazujące na to, że dinozaury mogły przetrwać do epoki człowieka. Na nowe dowody natrafiono ostatnio w dżunglach Kambodży i Liberii.
<!** Image 2 align=right alt="Image 74821" sub="Płaskorzeźba z kambodżańskiej świątyni Ta Prohm przedstawiająca czworonoga o krępym ciele, który na grzbiecie ma rząd płyt / Fot. Archiwum">Znany także w Polsce ze swych książek dr Karl P. N. Shuker natknął się na prawdziwą kryptozoologiczną zagadkę w świątyni Ta Prohm, położonej w kambodżańskiej dżungli.
Świątynię zbudowano ok. 800 lat temu, jej wejście zdobią płaskorzeźby z motywami charakterystycznymi dla mitologii hinduistycznej oraz buddyzmu. Wśród nich znajduje się przedstawienie zwierzęcia o charakterystycznym wyglądzie: jest to czworonóg o krępym ciele, który na grzbiecie ma rząd płyt. Tylko jedno zwierzę tak wyglądało. Problem w tym, że oficjalnie wymarło ono 65 mln lat temu.
Petroglif z frontonu świątyni w Kambodży - zdaniem dr. Shukera - przedstawia stegozaura, dinozaura znanego paleontologom z wielu skamielin. Skąd jednak kambodżański rzeźbiarz sprzed ośmiu wieków wiedział, jak wyglądał stegozaur i dlaczego umieścił jego wizerunek w świętym miejscu?
Podobny do krokodyla
- Czy płaskorzeźba z Ta Prohm dowodzi, że niektóre gatunki dinozaurów przetrwały zagładę sprzed 65 mln lat, że jeszcze 800 lat temu żyły w kambodżańskiej dżungli? - zastanawia się dr Shuker.
Na odkryciu w kambodżańskiej świątyni sprawa się nie kończy. Innej wskazówki, że jakieś jurajskie gady dotrwały do naszych czasów, dostarczył John Mark Shephard, Amerykanin pracujący w międzynarodowej organizacji rozwoju regionów zacofanych gospodarczo.
Shephard działa na obszarze Liberii i innych krajów Afryki Zachodniej. Właśnie w północno-zachodniej Liberii tamtejsza ludność opowiadała mu o wodnym potworze zwanym gbahali.
<!** reklama>Spory obszar Liberii porastają lasy deszczowe, kraj ten ma niskie zagęszczenie ludności, poza tym z powodu częstych zamieszek jest terenem zaniedbywanym przez biologów i naukowców innych dziedzin.
- Wielu mieszkańców zapewnia, że widziało wielkiego ziemno-wodnego gada zwanego przez nich gbahali - twierdzi John Mark Shephard. - Zwierzę to jest opisywane jako podobne do krokodyla, ale znacznie większe. Gbahali ma ok. dziewięciu metrów długości, krótki pysk z wielkimi zębami, potężny ogon, a całe jego ciało pokryte jest pancerzem opatrzonym na grzbiecie trzema rzędami kostnych płytek. Liberyjczycy, jak wszystkie ludy, chętnie opowiadają historie o fantastycznych istotach, na przykład duchach, czy demonach, jednak gbahali jest, według nich, realnym stworzeniem, drapieżnym zwierzęciem.
Z relacji dr. Shepharda wynika, że gbahali poluje zwykle z zasadzki, kryjąc się w wodzie lub krzewach okalających jakiś zbiornik wodny. Stamtąd atakuje zwierzęta przychodzące do wodopoju. Ponieważ gbahali napada także na ludzi, miejscowi rybacy wielokrotnie polowali na tego drapieżnika za pomocą sieci i dubeltówek. Potwór nie jest więc istotą nadprzyrodzoną. Mało tego - jego mięso uchodzi za smakołyk i bywa sprzedawane na targach w miejscowościach tego regionu.
Jakim zwierzęciem jest tajemniczy liberyjski drapieżnik? Gdy rozmowy zbaczały na gbahali, Shephard pokazywał wieśniakom ilustracje przedstawiające rekonstrukcję Postosuchusa, wielkiego wymarłego krewniaka krokodyli, którego skamieliny odkryto kilka lat temu na północy Afryki. Wieśniacy twierdzili, że gbahali jest bardzo podobny do tego wymarłego gada z ery dinozaurów. Chcieli nawet pokazać Amerykaninowi czaszkę gbahali, ale okazało się, że została zniszczona w pożarze.
<!** Image 3 align=right alt="Image 74821" sub="John M. Shephard wśród liberyjskich rybaków / Fot. Archiwum">Znaleziono tylko głowę
- Liberyjczycy twierdzą, że gbahali bardzo przypomina wymarłego Postosuchusa kształtem ciała i głowy - zapewnia John Mark Shephard. - Tylko nogi ma bardziej ugięte, jak krokodyle. Gbahali są widywane głównie w czasie pory deszczowej, gdy rybacy płyną w górę rzek na połowy. Ludzie chyba rzeczywiście dość często stają się ofiarą tych drapieżników. Ostatni raz w listopadze 2007 roku w okolicach wsi Gelema. Znaleziono wtedy nad rzeką szczątki jakiegoś człowieka, właściwie tylko jego głowę. Sprawą zajęła się policja. Śledztwo wykazało, że jakieś drapieżniki pożarły człowieka, ale nie wiadomo jakie. Nie ustalono też, czy tę osobę zabiło zwierzę, czy tylko zjadło zwłoki, a człowiek był ofiarą wypadku, choroby lub zabójstwa.
Kambodżańskie odkrycie dr. Shukera i relacja Shepharda z Liberii, to kolejne elementy łamigłówki. Czyżby jeszcze osiem wieków temu dinozaury wędrowały przez dżunglę Kambodży, a ich krewni wciąż żyli w Afryce Zachodniej?