MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Słaby zawód dla kobiety

Paulina Błaszkiewicz
Paulina Błaszkiewicz
Rozmowa z MAŁGORZATĄ SZUMOWSKĄ, reżyserką takich filmów jak „33 sceny z życia”, „Sponsoring” i „W imię...”.

Rozmowa z MAŁGORZATĄ SZUMOWSKĄ, reżyserką takich filmów jak „33 sceny z życia”, „Sponsoring” i „W imię...”.

<!** Image 2 align=none alt="Image 223174" sub="Małgorzata Szumowska [Fot. Grzegorz Olkowski]">„Małgorzata Szumowska - najbardziej kontrowersyjna reżyserka” - tak niektórzy o Pani mówią. Zgadza się Pani z tą opinią czy raczej stara się z nią walczyć?

Nikt w Polsce nie porusza takich tematów. Jestem jedyną osobą w polskim kinie, która to robi. Do tego jestem kobietą i dlatego mam to miano kontrowersyjnej. Nie bronię się przed tym i uważam, że nie jest źle, że tak jest. Myślę jednak, że moje filmy, gdyby sięgnąć do jakiejś głębi czy źródła, mają zupełnie inny zamiar niż wywołanie kontrowersji. One wychodzą zupełnie z czegoś innego. To próba opowiedzenia o seksualności, o kobiecie, o samotności albo o starzeniu się. Punkt wyjścia nie jest gazetowy, dlatego razi mnie to, że zaczyna się mnie szufladkować. Z drugiej strony to rozumiem, bo jestem jedyną osobą, która w kinie podejmuje niewygodne tematy.

Powiedziała Pani: „Do tego jestem kobietą”. W kinie też mamy do czynienia z dyskryminacją?

Reżyser to bardzo słaby zawód dla kobiety. Trzeba mieć w sobie wielką odporność, siłę, nie zrażać się, nie przyjmować krytyki i komentarzy na swój temat. To nie jest łatwe, bo dziewczynki nie są tego uczone i nie są przystosowane do takiej roli. Odpowiedź tkwi w społeczeństwie. Szczególnie w Polsce, gdzie dziewczynki wychowywane są w taki sposób, że mają się wszystkiego wstydzić, że tak a nie inaczej wypada się im zachować, że chłopcu to bardziej przystoi. W dorosłym życiu taka dziewczynka ma pewien rodzaj niepewności w sobie, a reżyser tego nie może mieć. Nie możesz się bać, że masz oponentów, że nie lubią ciebie i twojego kina, albo że nagle przykleją ci łatkę skandalistki. Trzeba umieć sobie z tym radzić.

Pamięta Pani ten moment, kiedy zaistniała w Polsce jako reżyser?

Myślę, że było to przy „33 scenach z życia”. Film „Ono” ku mojemu zaskoczeniu podobał się za granicą i zebrał parę nagród; w Polsce bardzo się nie podobał, paradoksalnie dlatego, że nie podjął tematu aborcji. Pamiętam jak dziś, że taki był zarzut. Potem powstały „33 sceny z życia”, które wzbudziły dyskusję, dlaczego można tak mówić o śmierci, rodzinie itd., a moje kolejne filmy były postrzegane w podobny sposób.

Ale przed „33 scenami z życia” zrobiła Pani też inne, wydaje mi się ważne filmy chociażby wspomniane „Ono”...

Moja kariera ma dwa tory i ten, który biegnie w Polsce, jest dla mnie bardzo ważny. Ciekawe jest też to, że „Szczęśliwy człowiek” i „Ono” to były moje dwa filmy nominowane do Europejskiej Nagrody Filmowej w kategorii Odkrycie roku. To się bardzo rzadko zdarza, bo znalazły się w najlepszej piątce i w tym momencie dość wcześnie zostały mi otwarte drzwi do drogi festiwalowej. W Polsce jako reżyser zaistniałam po „33 scenach z życia”, dlatego mówię, że jest to dla mnie najważniejszy film. Zyskałam swoją widownię. „33 sceny z życia” obejrzało prawie 200 tysięcy ludzi, co było ewenementem jak na taki film. Na „Sponsoringu” i „W imię” ta widownia też dopisała.

<!** reklama>

Owszem, widownia Pani dopisuje, ale też wychodzi z Pani filmów. Tak było w przypadku „33 scen z życia” i „Sponsoringu”...

Nie mam ambicji, żeby moje kino było rozrywką, żeby zmęczeni ludzie poszli na mój film i sobie odetchnęli. Wszyscy, którzy czegoś takiego potrzebują, w moim kinie tego nie znajdą i będą wychodzili z sali. Ja raczej robię filmy po to, by zadać jakieś pytanie i sprowokować do myślenia. Myślę, że sztuka od stuleci parała się pokazywaniem czegoś od najbardziej zaskakującej dla człowieka strony. Człowiek próbuje za wszelką cenę zatupać swoje lęki i niepokoje, a artysta pokazuje je, przez co denerwuje. Albo jesteś w stanie to zaakceptować, albo nie - i na tym polega moje kino.

W wielu wywiadach mówiła Pani, że „Sponsoring” jest filmem o kobietach, a u nas został odebrany zupełnie inaczej. Nie czuje się Pani skrzywdzona tą zmianą nazwy?

„Sponsoring” na całym świecie był pokazywany jako „Elle”, czyli „One” i to jest film o onych, czyli o kobietach, a nie o sponsoringu. Dystrybutor zażyczył sobie zmiany tego tytułu, ale nie czuję się jakoś tym skrzywdzona. We Francji zdania były podzielone, bo pojawiały się zarówno dobre, jak i złe recenzje. „Sponsoring” miał tam dosyć dużą widownię, ale nie był jakimś zaskoczeniem, ponieważ ludzie widzieli już takie rzeczy. Francuzi są otwarci obyczajowo, wielokrotnie widzieli tak podejmowany temat erotyki, więc to, co pokazałam, nie było czymś nowym.

A w Polsce wywołało burzę...

W Polsce wystarczy wspomnieć o homoseksualizmie i już jest dramat. To jest dwojakie, jak wspomniałam na początku. Trochę mnie to denerwuje, bo nie uważam, że zrobiłam film kontrowersyjny. Z drugiej strony, myślę jednak, że dobrze się stało, iż przypięli mi tę łatkę, bo odbyła się jakaś dyskusja na ten temat. Dużo ludzi poszło do kina i to zobaczyło. Z moimi filmami w Polsce jest trochę tak, jak z byciem feministką. W Polsce nią jestem, ale we Francji niekoniecznie bym tak siebie nazwała, ponieważ francuskie feministki są tak radykalne i tyle już wywalczyły, że nie wiem, czy byłabym w stanie się z nimi dogadać. Szczerze mówiąc, wątpię. Z kolei w Polsce trzeba być feministką, bo sytuacja kobiet jest kiepska.

Wróćmy do Pani filmów i do aktorów, których Pani angażuje. Na czym polega ten dobór, skoro nie robi Pani castingów?

Zawsze, kiedy piszę scenariusz, myślę już o konkretnych aktorach. Wybieram takich, których wiek na to pozwala, którzy mają doświadczenie i jakieś osiągnięcia, których już gdzieś wcześniej widziałam na scenie albo w kinie. Powiem szczerze, że wolę w kinie. Scenariusz do filmu „W imię...” napisałam dla Mateusza Kościukiewicza i Andrzeja Chyry. Mateusz jest bardzo filmowym aktorem, jest naturalny i kamera go lubi. Może być stary, młody, brzydki, przystojny. Doskonale nadaje się do roli dzwonnika z Notre Dame, jak i amanta. To samo dotyczy Chyry. To nic innego jak plastyczność. Nie miałam żadnych obaw, jeśli chodzi o dobór tych aktorów, bo doskonale wiedziałam, że dadzą sobie radę.

Czy tak też było w przypadku Agaty Trzebuchowskiej, która dzięki Pani zagrała w filmie „Ida” Pawła Pawlikowskiego? Trzeba mieć niezłą intuicję...

Mam do tego nosa. Teraz też chyba znalazłam na ulicy dziewczynę do swojego kolejnego filmu. Ciekawią mnie ludzkie twarze. Wiem, jak wygląda twarz filmowa i muszę powiedzieć, że nigdy to nie jest twarz ładna. Moje oko nigdy nie zawiśnie na dziewczynie ładnej albo na chłopcu, który jest powszechnie uważany za przystojnego. Interesuje mnie to, co gdzieś wychodzi poza, jest piękne, ale dziwne i złamane. Tak było z Agatą. Zobaczyłam ją w kawiarni i pomyślałam: „Co za przedziwna i intrygująca twarz”. Poprosiłam ją o numer telefonu i zadzwoniłam do Pawła Pawlikowskiego. Na castingu okazało się, że jest super. Sama bardzo często wynajduję dziwne twarze - na ulicy, w knajpach czy na balandze. Jeżeli mam obsadzić w roli kogoś, kto jest młody, to na pewno nie będę go szukała w szkole teatralnej.

Dlaczego?

Bo to najbardziej zmanierowani ludzie.

Ale mają warsztat...

Warsztat jest taki, że do dzisiaj uczą ich tańców ludowych. Przeszkodą na egzaminach wstępnych jest to, że ktoś sepleni albo ma krzywy ząb. Za to słowiański typ urody jest jak najbardziej mile widziany. Wydaje mi się, że w szkołach teatralnych chcą zatrudniać ludzi do zespołu Gawęda - takie są tam kategorie urody i w ogóle wszystkiego. Efekt jest taki, że absolwenci szkół teatralnych są bardzo przeciętnymi ludźmi. Poza tym czego można tam się nauczyć? Tańczenia poloneza, wywijania hołubców, no i, oczywiście, pieśni ludowej. Teraz niech mi ktoś powie, do czego im się to przyda przed kamerą, gdy człowiek ma być naturalny, dziki, dynamiczny i nawet jak coś czasem niewyraźnie powie, to jest to fajne. My po prostu nie mamy w Polsce szkoły, która kształciłaby aktorów filmowych i mam nadzieję, że doczekamy czasów, kiedy to się zmieni.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!