Złoty medal zdobyli Słoweńcy, srebro trafiło do Norwegów, a brąz do Austriaków. Polacy do podium stracili 10,1 pkt.
Rozczarowany Thomas Thurnbichler
Rozczarowania końcowymi rozstrzygnięciami nie krył trener Polaków Thomas Thurnbichler. Jego zdaniem zespół miał potencjał nie tylko by wywalczyć medal, ale by stanąć na najwyższym stopniu podium. Trudno się z tym nie zgodzić - suma punktów wywalczona przez czterech naszych skoczków w piątkowym konkursie indywidualnym była przecież najwyższa, z kolei we wcześniejszych zawodach na skoczni normalnej lepsi, o zaledwie 1,1 pkt, byli Niemcy.
Przed ostatnią kolejką sobotnich zawodów opiekun naszej kadry postanowił zaryzykować i poprosił o obniżenie o dwa stopnie belki startowej. Aby na konto Biało-Czerwonych trafiły dodatkowe punkty Dawid Kubacki musiał skoczyć 131 metrów, niestety, wicelider klasyfikacji Pucharu Świata wylądował o 2,5 metra za krótko.
Dlaczego Thurnbichler zdecydował się na ryzykowny ruch?
Po zakończeniu rywalizacji trener naszych skoczków wyjaśnił, dlaczego postanowił zaryzykować: - Przed ostatnią grupą skoczków warunki się poprawiły i ustabilizowały. Miałem nadzieję, że Dawid da radę. - tłumaczył Thurnbichler.
Słabszy skok Stefana Krafta, który uzyskał jedynie 127 metrów, sprawił, że tym większy smutek zapanował wśród polskich kibiców. Do medalu zabrakło zaledwie 2,5 metra. Możliwe też, że gdyby trener nie zdecydował się na zaskakujący ruch, Dawid z jedenastej bramki uzyskałby odległość porównywalną do tej, jaką notowali Halvor Egner Granerud i Anże Lanisek (obydwaj skoczyli po 135,5 m), a ten dystans także dałby naszym skoczkom miejsce na podium. Inna sprawa, że nikt nie mógł przewidzieć, że tak słabo w finałowej próbie wypadnie Kraft...
Konkurs drużynowy zakończył mistrzostwa świata w skokach narciarskich w Planicy. Biało-Czerwoni w Słoweni wywalczyli dwa medale - złoty krążek na skoczni normalnej uzyskał Piotr Żyła, z kolei na skoczni dużej na najniższym stopniu podium stanął Dawid Kubacki.
