Smagły, krótko ostrzyżony mężczyzna w czarnym garniturze i białej koszuli wszedł na sądowy korytarz. To 52-letni Tomasz G., główny oskarżony. Widać, że nie tracił opanowania. Długie lata w salach rozpraw robią swoje. Towarzyszył mu jegomość w wieku około 35 lat. Po chwili oskarżony spotkał się z obrońcą G., mec. Krzysztofem Ogrodowiczem, który wyglądał na rozluźnionego.
[break]
Szok w sali rozpraw
Ale to wszystko pozory, które prysną kilka minut później w sali rozpraw, gdy sędzia przewodnicząca Małgorzata Lessnau-Sieradzka ogłosi wyrok 25 lat dla Tomasza G., Henryka L., ps. Lewatywa, oraz Adama S., ps. Smoła, a ponadto 12 lat dla Tomasza Z. i 9 lat dla Krzysztofa B.
Twarze Tomasza G. i jego adwokata stężały. Obaj w bezruchu i skupieniu słuchali wywodów sędziego sprawozdawcy Mieczysława Oliwy.
- Po przeanalizowaniu materiału dowodowego, znacznie rozszerzonego w stosunku do poprzedniego postępowania, sąd doszedł do wniosku, że dowody łączą się w jedną całość, łączą wszystkich oskarżonych i układają się w logiczny ciąg wydarzeń - stwierdził sędzia Oliwa.
Według Temidy, Piotr Karpowicz zginął, bo zagrażał interesom osób czerpiących zyski z oszustw ubezpieczeniowych. Szef Autoryzowanej Stacji Obsługi Mercedesa Tomasz G. miał początkowo umowę z PZU, jednak została ona rozwiązana. Duża skala przekrętów sprawiła, że w bydgoskim PZU powołano Centrum Likwidacji Szkód i Oceny Ryzyka. Jego kierownictwo z dniem 1 stycznia 1999 roku przejął Piotr Karpowicz, człowiek o nieposzlakowanej opinii.
- Tomasz G. pozostawał w zażyłych stosunkach z Henrykiem L., który prowadził grupę przestępczą. W 1998 roku G. zwrócił się do L., oferując 50 tys. dolarów za znalezienie osoby, która podejmie się zabójstwa Piotra Karpowicza. Ostatecznie Henryk L. nakłonił do tego Adama S. - mówił sędzia.
Do zbrodni doszło 19 stycznia 1999 roku około godz. 17.20 na parkingu przed PZU przy ul. Wojska Polskiego. Według sądu Adam S., ps. Smoła, dobiegł do idącego w kierunku samochodu Karpowicza i strzelił mu w okolicę oczodołu z przerobionego z gazówki pistoletu kaliber 6,35 mm. Dyrektor próbował uciekać, ale morderca dopadł go i dobił drugim strzałem - w tył głowy. Odjechał samochodem z Tomaszem Z. W tym samym momencie Krzysztof B. ruszył z piskiem opon autem marki Toyota w przeciwną stronę.
Areszt zaraz po wyroku
Zdarzenie widział świadek Przemysław M. Zauważył, że jakiś mężczyzna dobiega do innego, rozlega się huk, tamten pada i rzuca teczkę, próbuje uciekać, a wtedy ten pierwszy go dogania.
Sąd oparł się również na zeznaniach innych świadków, w tym koronnych i anonimowych. - Z ich zeznań wynika, że Adam S. wielokrotnie mówił o tym, że zabił Piotra Karpowicza - zaznaczył sąd.
Wobec wszystkich oskarżonych sąd zastosował trzymiesięczny areszt uznając, że podsądni mogą zakłócać postępowanie. Tomasz G. wyszedł z sądu w towarzystwie tego samego mężczyzny, z którym przyszedł. - Musi się przygotować materialnie i duchowo do tego, co go czeka. A mówiąc wprost, udał się po torbę z rzeczami osobistymi, w tym szczoteczkę do zębów, bo wbrew pozorom, w warunkach odosobnienia może to stanowić nie lada problem - stwierdził po rozprawie mec. Ogrodowicz.
Innych oskarżonych wczoraj nie było. Wszyscy odpowiadają z wolnej stopy. Henryk L. przebywa na wolności w ramach przerwy w odbywaniu kary pozbawienia wolności w innej sprawie, która jest spowodowana jego stanem zdrowia.
Obrona liczy na apelację
Wczorajszy wyrok jest nieprawomocny, co znaczy, że stronom przysługuje prawo złożenia apelacji. Z werdyktu jest zadowolona prokuratura, choć oskarżyciel wnioskował o karę dożywocia dla Henryka L. i Adama S. Obaj byli już karani, a dodatkowo „Smoła” miał działać w warunku recydywy, czyli powrotu do przestępstwa.
Mimo że sąd nie podzielił argumentacji prokuratury w tej części, satysfakcji nie kryła obecna wczoraj na rozprawie prokurator Małgorzata Ziętara z bydgoskiej Prokuratury Okręgowej (w zastępstwie Andrzeja Jeżyńskiego z Prokuratury Apelacyjnej w Lublinie).
- Dzięki instytucji świadków koronnych i anonimowych udało się rozbić przestępczą solidarność - podkreśliła.
Z kolei jej przełożony, naczelnik Wydziału V Śledczego Prokuratury Okręgowej w Bydgoszczy, prokurator Jarosław Moskal, powiedział: - To niewątpliwie wielki sukces naszych kolegów z Lublina i efekt ich ciężkiej pracy.
Obrona już zapowiedziała, że złoży odwołanie do Sądu Apelacyjnego w Gdańsku. To od niego będzie zależało, czy dzisiejszy wyrok się uprawomocni, czy też sprawa po raz kolejny wróci do ponownego rozpatrzenia.