W nocy z niedzieli na poniedziałek doszło do tragicznego pożaru przy ul. Podgórnej w Brodnicy. Ewakuowano ok. 40 osób. Niestety, jedna lokatorka zginęła w płomieniach.
<!** Image 2 align=none alt="Image 173591" sub="Pożar wybuchł w mieszkaniu na tyłach bloku. Po ewakuacji lokatorzy noc spędzili w autobusie.(Fot. Paweł Kędzia)">
Po północy mieszkańców bloku Brodnickiego Towarzystwa Budownictwa Społecznego obudził przeraźliwy krzyk. Córka pięćdziesięcioletniej kobiety zobaczyła płonącą matkę. Ogień obejmował mieszkanie i częściowo klatkę schodową. Lokatorzy znaleźli się w śmiertelnej pułapce.
<!** reklama>
- To był czarny gryzący, gorący dym - mówi jeden z mieszkańców budynku. - Próbowałem zbiec po schodach, ale zacząłem się dusić i wróciłem.
Niektórzy ratowali się ucieczką po dachu do sąsiedniej klatki.
- Przechodziłam po rynnach do sąsiadów. Mąż wyciągnął mnie przez okno - opowiada jedna z kobiet. Jeden z lokatorów z obawy przed szalejącym pożarem skoczył przez okno i złamał kręgosłup. Leży w brodnickim szpitalu.
Do czasu przyjazdu strażaków, funkcjonariusze policji, którzy jako pierwsi pojawili się na miejscu, pomogli czternastu osobom.
Kiedy strażacy dołączyli do akcji, zajęli się ewakuacją pozostałych mieszkańców. Za pomocą drabin i skokochronu udało się uratować jedenaście kolejnych osób, w tym troje małych dzieci. Trzy osoby ratownicy wyprowadzili przez klatkę, osłaniając je przed ogniem własnym ciałem.
W mieszkaniu, w którym doszło do pożaru, znaleziono zwłoki pięćdziesięcioletniej kobiety.
Do szpitali w Brodnicy i Grudziądzu z objawami zatrucia dymem, poparzeniami oraz innymi urazami trafiło sześć osób.
Lokatorzy noc spędzili w autobusie. Ekipy remontowe BTBS natychmiast przystąpiły do remontów. Większość rodzin jeszcze wczoraj miała wrócić do mieszkań.(pak)