https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Siostry, które dzielą się biedą

Trzydzieści jeden zakonnic. Najstarsza ma 84 lata, najmłodsza - 24. Kilka z nich ma kontakt ze światem, reszta żyje za drzwiami z napisem „klauzura”. Zwykłemu śmiertelnikowi wejść tam nie wolno, chyba że za zgodą władz zakonnych.

Trzydzieści jeden zakonnic. Najstarsza ma 84 lata, najmłodsza - 24. Kilka z nich ma kontakt ze światem, reszta żyje za drzwiami z napisem „klauzura”. Zwykłemu śmiertelnikowi wejść tam nie wolno, chyba że za zgodą władz zakonnych.

<!** Image 2 align=right alt="Image 135987" sub="Matka przełożona bydgoskich Klarysek, siostra Maria Bonawentura, jak zwykle za kratami klauzury. Mówi, że praca sióstr „zewnętrz-
nych” jest dla klasztoru bezcenna. Przed rozmównicą stoją siostry: Bożesława, Goretti, Weronika. / Fot. Dariusz Bloch">Przy pasie różaniec, na palcu srebrna obrączka, na sercu symbol hostii. Postaci w ciemnobrązowych habitach z twarzami otulonymi welonami z białym rąbkiem nad czołem migają w oknie uchylonym jedynie na czas mszy. Siostry klauzurowe częściej słychać, niż widać.

Ciszę przerywa jednostajny dzwonek - to kolejne już tego dnia wezwanie na modlitwę. Po chwili z kaplicy rozlega się śpiew przerywany krótkimi recytacjami: - Anioł Pański zwiastował Pannie Maryi - zaczyna przewodnicząca. - I poczęła z Ducha Świętego - odpowiada reszta.

<!** reklama>Siostrzyczki - zwykle tak nazywają je bydgoszczanie zaprzyjaźnieni z klasztorem od kilkudziesięciu lat. Twarze tych najstarszych wiekiem i stażem sióstr „zewnętrzych” są świetnie wszystkim znane. Franciszka - energiczna i uśmiechnięta, wyprostowana jak struna, szczupła. Szybkim krokiem przemierza ulicą Gdańską. Trudno byłoby ją dogonić. Palce stale przesuwają paciorki różańca. Pod nosem siostra mruczy tekst modlitwy. W klasztorze jest

od... 48 lat.

Absolutnie nie wygląda na swoje lata, podobnie jak pozostałe siostry, np. matka przełożona, siostra Bonawentura, która na słowo „lifting” szeroko się uśmiecha: - Przecież my nie używamy nawet kremu Nivea, chyba że na kolana, bo dolegliwości dotyczące stawów to choroba zawodowa zakonnic. Klęczymy przecież czasem dwie godziny bez przerwy. Szwankują też kręgosłupy...

Siostrze Franciszce w drodze towarzyszy często siostra Bożesława - skupiona, spokojna, małomówna, uśmiechnięta. To klasztorna ekonomistka, która od lat dba także o niewielki sklepik z dewocjonaliami.

<!** Image 3 align=left alt="Image 135987" sub="Mniszki klaryski opiekują się na co dzień kaplicą p.w. Bożego Ciała">Ze starej gwardii trzyma się nieźle siostra Goretti. Mówią o niej, że potrafi wszystko załatwić. Ma już ponad 80 lat. Ostatnio trochę choruje.

Franciszkę, kiedyś nauczycielkę religii, obdarzoną talentem artystycznym, kocha młodzież, zwłaszcza dziewczęta, które proszą ją o modlitwę i o radę, np. jak znaleźć dobrego męża... Dzieci też zawsze mogły na nią liczyć. Nieraz przy klasztornej furcie czekały maluchy, które siostra zabierała na spacer. Pomagała im podczas robienia adwentowych lampionów i szopek bożonarodzeniowych.

Maluchy są ciekawskie, bywa, że zadają różne niewygodne pytania: Czy siostra może chodzić w spodniach? Czy siostra ma pod welonem włosy krótkie czy długie? Czy siostrze wolno się malować? Pogroziłaby im palcem świętej pamięci s. Consolata. Kobieta dobra, ale surowa służbistka, która błyskawicznie wyłapywała gadających w czasie mszy, wytykała palcem plamę na koszuli i złą dykcję lektorów. Pół żartem mówiło się o niej, powtarzając za księdzem Twardowskim, że Consolata, „bo kąsa i lata”.

Ulica Hetmańska. W jednym z mieszkań leży starsza, schorowana kobieta. Franciszka łapie za rękę jedną z małych podopiecznych i razem idą do staruszki ze słoikiem gorącego rosłu. Zakonnica cierpliwie karmi chorą. Zza uchylonych drzwi zerkają ciekawscy sąsiedzi...

O swoim klasztorze przy ul. Gdańskiej 56 klaryski mówią „dom”. Za nim rozciąga się wielki ogród. Jak wygląda? Uczniowie pobliskich szkół wdrapywali się nieraz na drzewa, szukali dziury w murze, w bramie, by podpatrzeć, co się w tym tajemniczym ogrodzie dzieje. Kiedyś to się działo...

Obrządkiem trzymanych w ogrodowym chlewiku świń zajmowała się nieżyjąca już siostra Stefania. Ciężko zapracowana, z roku na rok coraz bardziej pochylona. - Na wieki wieków, amen - odpowiadała cicho. Dzień w dzień ciągnęła po Alejach 1 Maja, a potem po Gdańskiej, wózek z wielkim kotłem. Zabierała ze straganów liście kapuściane dla kur. Kucharze z pobliskich restauracji: „Sielanki”, SIM-u, „Słowianki” wrzucali do kotła obiadowe resztki dla świnek, które mieszkały razem z kogutami i kurami w ogrodowych zabudowaniach. Koguty piały o świcie na cały park Kochanowskiego, a kury niosły się. Do czasu, gdy jajka nie stały się tańsze od utrzymania czubatek. Hodowla przestała się opłacać. Zwierząt od dawna nie ma.

Teraz siostry żyją głównie z jałmużny. Niektóre dostają niewielkie emerytury. W poście i adwencie surowo pokutują. Dzielą się z ubogimi wszystkim. - Biedą też by się podzieliły - mówi pani Maria, sąsiadka klasztoru. - Potrzebujący dostanie przy furcie

choćby chleba ze smalcem,

mimo że siostrom jest czasami ciężko...

Dzisiaj w niewielkiej kuchni pachnie zasmażaną kapustą. To tu mieści się, m.in., centrum szybkich spotkań z nagłymi gośćmi. Właśnie ktoś dobija się do bramy. Znów dzwoni telefon. Matka przełożona mówi, że ludzie najczęściej proszą o modlitwę: - My nie oglądamy telewizji, nie czytamy świeckich gazet - wyjaśnia siedząc za czarnymi kratami rozmównicy siostra Bonawentura. - To zaburzyłoby nam dzień, wypełniony głównie modlitwą, adoracją i pracą. Od ludzi wiemy, co się dzieje na świecie. Modlimy się za ofiary wypadków, katastrof, wojen... Gdy ponad 31 lat temu wstępowałam do klasztoru, nie było aż tylu próśb o uwolnienie z sideł złego ducha. Ludzie bardzo często padają ofiarą samozwańczych znachorów, rozmaitych terapeutów, chwalących się mocą niewiadomego pochodzenia. Nawet niewinne z pozoru wróżby, horoskopy, przedmioty przynoszące szczęście mogą otwierać drzwi złym mocom - przestrzega przełożona klarysek.

Między modlitwą a pracą zakonnice znajdują czas na rozrywkę. - Śpiewamy, gramy na gitarze, czytamy, uczestniczymy w konferencjach. Jedna z sióstr ma pasję malarską. Tworzy obrazy olejne, pejzaże, uwiecznia postaci świętych. Siostry mogą też studiować. Dwie z nas uczą się w studium organistowskim. Gdy jest potrzeba, studiujemy teologię - mówi matka przełożona.

To ostatnie dni pobytu siostry Bonawentury w bydgoskim klasztorze. Pod koniec listopada razem z trzema innymi klaryskami wyjeżdża na misję do Kazachstanu. Wizy już są. W Pawłodarze (miasto bliźniacze Bydgoszczy, ponad 4 tys. km stąd) czeka niewielki domek, z jeszcze mniejszym ogródkiem. - Muszę nauczyć się rosyjskiego, a przecież maturę zdawałam aż 21 lat temu - niepokoi się zakonnica. - Kazachski też trzeba nieco poznać. Powoli się pakujemy. Siostra Franciszka znalazła panią, która zrobiła już dla nas na drutach cztery pary wełnianych skarpet. Zimy w Kazachstanie są ciężkie (temperatury do - 45 stopni). Za dużo rzeczy nie możemy ze sobą zabrać, bardziej potrzeba pieniędzy.

W pawłodarskim kościele pracuje trzech jezuitów: Polak, Hindus i Kazach z Karagandy. - Musimy ze sobą współpracować. Chcemy stworzyć od podstaw wspólnotę klauzurową, potem

zbudować klasztor.

Nie zamkniemy się jednak na cztery spusty, bo trudne warunki życia na to nie pozwolą. Pewnie będziemy musiały żyć jak tamtejsi ludzie, na przykład sadzić ziemniaki, bo to tańsze niż zakupy w drogich sklepach. Jedna z sióstr uczy się już pieczenia chleba.

Matka Bonawentura przez miesiąc mieszkała już w Pawłodarze. Zauważyła, że tamtejsi mieszkańcy są bardzo biedni: - Nie spotkałam się jednak z biadoleniem. Oni żyją jakby z dnia na dzień. Czuje się jakiś podskórny strach przed Rosją, która może wszystko zabrać. Pewnie dlatego ich obejścia nie są dokładnie wysprzątane ani wyremontowane. Jak my sobie tam damy radę? Liczę na to, że z pomocą bożą zostaniemy tam na zawsze, będziemy żyć w klauzurze i modlić się. Czy się boję? „Odwaga to strach, który się modli”...

Warto wiedziec

Mniszki klaryski od wieczystej adoracji

Adoracja Najświętszego Sakramentu, która trwa całą dobę, wyznacza codzienny rytm ich życia. Każda siostra spędza na modlitwie i kontemplacji około 7 godzin dziennie (2 godziny w nocy). Siostry zajmują się także pracą, np. krawiectwem i haftem liturgicznym, malowaniem obrazów, wypiekiem komunikantów.

Informacje o praktycznym życiu sióstr: www.klaryski.zabkowice.diecezja.swidnica.pl

Zobacz galerię: Siostry, które dzielą się biedą

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski