Awersja do stawiania w polskiej kadrze na piłkarzy urodzonych w innych krajach to rzecz jasna efekt tego, co działo się przed Euro 2012. Ówczesny selekcjoner Franciszek Smuda chętnie po nich sięgał, uzasadniając barwnie, że musi mieć w kadrze dobrych piłkarzy, a przecież „z kibla ich nie weźmie”.
To wówczas pojawiło się niezbyt eleganckie określenie „farbowane lisy”. Sugerowało, że piłkarze tacy jak Eugen Polanski, Damien Perquis, Sebastian Boenisch czy Ludovic Obraniak może i mają polskie korzenie, ale na grę dla ojczyzny przodków zdecydowali się dlatego, że nie mieli szans na powołanie do seniorskiej reprezentacji Niemiec czy Francji (grywali w tamtejszych młodzieżówkach).
Nie uniknął ich Cash. - Wiecie, czemu interesuje się reprezentacją Polski? Jest pięć powodów. Nazywają się: Walker, Alexander-Arnold, Wan-Bissaka, James i Trippier. Gdyby ich nie było, to byłby reprezentantem Anglii i nawet byśmy nie wiedzieli, że ma polskie korzenie - wypalił pod koniec września, w programie „Moc Futbolu”, dziennikarz i komentator Tomasz Smokowski.
Ale nawet jeśli miał trochę racji (prawdę zna sam piłkarz i jego otoczenie), to w sumie co w tym złego? Cash, którego mama Barbara (domu Tomaszewska) jest córką polskich emigrantów, na pewno ma większe prawo do gry w reprezentacji Polski niż np.
Roger Guerreiro, czy Emmanuel Olisadebe (on przynajmniej ożenił się z Polką). Poza tym nawet tego typu praktyki nie są wcale ewenementem i wcale nie mamy tu na myśli odległej przeszłości i czasów Orsiego, Sivoriego czy Di Stefano.
Gdy Hiszpania zdobywała w 2008 po raz pierwszy mistrzostwo Europy, liderami jej drugiej linii byli już Xavi Hernandez i Andres Iniesta. Nie wspomagał ich jednak jeszcze Sergio Busquets, tylko Marcos Senna, a dokładnie Marcos Antonio Senna da Silva. Urodzony w Sao Paulo pomocnik wyrobił sobie renomę na Półwyspie Iberyjskim występami w Villarrealu. A, że w przeciwieństwie do kuzyna, Marcosa Assuncao, powołania do reprezentacji Brazylii się nie doczekał, skorzystał z oferty hiszpańskiego selekcjonera Luisa Aragonesa. W barwach „La Furia Roja” zagrał na mundialu w 2006 roku, a później na wspomnianym już Euro, gdzie został wybrany do jedenastki turnieju.
Senna nie był ostatnim naturalizowanym w Hiszpanii Brazylijczykiem. W reprezentacji tego kraju występował również, w ostatnich latach Diego Costa.
Znacznie lepiej w reprezentacji Portugalii radzili sobie Deco i Pepe, choć w tym przypadku kwestia narodowości wygląda nieco inaczej. Brazylia to dawna portugalska kolonia, a piłkarze z tego kraju są traktowani w Portugalii jak swoi. Dla Andersona Luisa de Souzy (Deco) i Keplera Laverana Limę Ferreiry (Pepe) gra dla „Os Navegadores” była w związku z tym naturalnym wyborem w sytuacji, gdy nie doczekali się uznania w ojczyźnie. Deco m.in. wywalczył w 2004 roku z Portugalią wicemistrzostwo Europy. Pepe był w ekipie, która wygrała Euro 2016.
W reprezentacji Niemiec, w której pełno było w ostatnich latach (i nadal jest) potomków emigrantów, również zdarzył się podobny przypadek. Na mundialu w 2010 roku w kadrze „Die Mannschaft” wystąpił (i wywalczył z nią brązowy medal ) Claudemir Jeronimo Barretto, bardziej znany jako Cacau. Był tak szczęśliwy, że w wywiadach mówił o sobie „dumny Niemiec”. W przeciwieństwie choćby do Lukasa Podolskiego śpiewał również przed meczami niemiecki hymn. Wicemistrzem Europy z reprezentacją Włoch został w 2012 roku urodzony w Brazylii i wyszkolony w Hiszpanii (w słynnej szkółce Barcelony) Thiago Motta. On przynajmniej miał punkt zaczepienia, bo Włochem był jego dziadek.
Jak będzie w przypadku Casha? - Jeśli gracz ma potencjał, aby grać w reprezentacji Polski, a Matty taki potencjał ma, to im szybciej wejdzie to zespołu, tym lepiej - przekonuje selekcjoner Biało-Czerwonych Paulo Sousa.
Portugalczyk wkrótce powoła kadrę na dwa ostatnie mecze eliminacji mistrzostw świata (z Andorą i Węgrami) i wszystko wskazuje na to, że w gronie jego wybrańców znajdzie się piłkarz Aston Villi. - Jestem szczęśliwy, bo to dla nas kolejna możliwość, kolejny zawodnik, który może nam pomóc - dodaje Sousa.
