https://expressbydgoski.pl
reklama
Pasek artykułowy - wybory

Sekrety zakonnego biznesu

Małgorzata Oberlan
Po chleb pielgrzymi, kaszankę furtiana i piwo trapistów ustawiają się kolejki. Ojcowie benedyktyni z podkrakowskiego Tyńca przystąpili do rynkowej ofensywy w całym kraju. Błyskawicznych efektów można im tylko pozazdrościć.

Po chleb pielgrzymi, kaszankę furtiana i piwo trapistów ustawiają się kolejki. Ojcowie benedyktyni z podkrakowskiego Tyńca przystąpili do rynkowej ofensywy w całym kraju. Błyskawicznych efektów można im tylko pozazdrościć.

<!** Image 2 align=right alt="Image 83697" sub="Smakosze, ciekawscy oraz osoby szukające oryginalnych prezentów od miesiąca zaglądają w Toruniu do sklepu z produktami benedyktyńskimi. Za ladą właściciel - Wojciech Piotrowski. / Zdjęcia: Jacek Smarz ">- Drzwi od rana się nie zamykają, a w środy, gdy mamy dostawy, klienci tłoczą się przed wejściem. Zamawiamy coraz więcej, bo cały asortyment schodzi bardzo szybko. Nie spodziewałem się tego po zaledwie miesiącu działalności - mówi Wojciech Piotrowski, który z żoną Dorotą zdecydował się poprowadzić sklep z produktami benedyktyńskimi w Toruniu. Pierwszy tego typu w regionie, ale jeden z 22 w Polsce. I, w myśl założeń przedsiębiorczych zakonników z Tyńca, jeden ze stu w przyszłości.

Pasta prałata na pokuszenie

Czym podbijają serca klientów benedyktyni? Delikatesami wyprodukowanymi - jak zapewniają - ściśle według klasztornych receptur, bez dodatku konserwantów i sztucznych barwników. Sprzedawanymi w oryginalnych opakowaniach, przywodzących na myśl skarby z klasztornej spiżarni i opatrzonymi wizytówką z pozdrowieniami od tynieckiego opata.

Powołana w 2006 roku jego dekretem „Benedicte” - Jednostka Gospodarcza Opactwa Benedyktynów w Tyńcu pieczołowicie dobiera współpracowników.

- Preferujemy małe firmy, chętnie rodzinne. Przekazujemy im receptury i na bieżąco nadzorujemy produkcję. Część oferowanego przez nas asortymentu pochodzi z klasztorów w innych krajach Europy, najczęściej benedyktyńskich - objaśnia Dorota Marcinkowska, zajmująca się w „Benedicte” marketingiem. Jest członkiem kilkunastoosobowego zespołu specjalistów, kierowanego przez ojca Zygmunta Galocha, w którym każdy perfekcyjnie stara się wykonywać powierzone zadania. Choć bywają wyzwania, które podejmują zespołowo. Jak choćby... wymyślanie nazw.

<!** reklama>Więc jeśli grzyby, czy to rydze, czy maślaki, to „w zalewie nowicjackiej”. Makaron - przeoryszy, pasta - prałata, nektary - klasztorne, a smalec - mniszy. Prawdziwą poezją są nazwy konfitur: „Wesoły mnich, pijane bakalie”, „Brzytewka” (przebojowe wiśnie z rumem), „Konfitura niewiernych” (z cytryn), „Anielska” (jabłkowo-gruszkowa). Wyobraźnię rozbudzają nawet etykiety w dziale mięsnym. Któż nie zechce spróbować kiełbasy ostatecznej czy polędwicy podprzeora?

- Nazwy rodzą się najczęściej podczas burzy mózgów. Bywa, że konkurencyjne pomysły muszą być głosowane - zdradza Dorota Marcinkowska. Kreatywności tynieckiej ekipie nie brakuje, skoro dziś asortyment liczy około 400 pozycji.

„Benedicte” to także pierwszy w całej sieci sklep w Tyńcu, tutejsza restauracja „Mnisze co nieco”, kawiarnia, opatówka oferująca dania z dziczyzny w piwnicach zakonu, Dom Gości (pokoje plus sala konferencyjna) oraz doskonale prosperująca sprzedaż przez Internet. Do tego wspomniane placówki franczyzowe i wcześniej uruchomione stoiska w delikatesach Alma.

Sklep z wiodokiem

Torunianie Dorota i Wojciech Piotrowscy, z wykształcenia pedagog i archeolog, zdecydowali się poprowadzić pierwszy w życiu biznes po głębokim namyśle. Przekroczyli trzydziestkę, doczekali się trójki dzieci, w Irlandii zebrali kapitał.

- Byliśmy w Tyńcu, zachwyciliśmy się tamtejszymi wyrobami. Ale przed podjęciem decyzji odwiedziliśmy kilka benedyktyńskich sklepów, z prowadzącymi kolejne rozmawialiśmy przez telefon. Wszyscy byli zadowoleni - przyznaje Wojciech Piotrowski. - Prawdę mówiąc, liczyliśmy, że przy dobrych wiatrach zaczniemy wychodzić „na zero” po trzech miesiącach. Tymczasem już pierwszy miesiąc działalności okazał się wyśmienity.

Warunkiem nawiązania franczyzny z „Benedicte” był wkład własny i lokalizacja. - Prowadzący nasze sklepy reprezentują pełen przekrój wiekowy i społeczny. Są wśród nich ludzie młodzi, dynamicznie wchodzący w swój pierwszy w życiu biznes, jak i przedsiębiorcy z wieloletnim doświadczeniem, dla których produkty benedyktyńskie to rozwinięcie działalności - dodaje Dorota Marcinkowska. - Nie oczekujemy doświadczenia handlowego, choć jest ono mile widziane. Warunkiem koniecznym jest jednak dysponowanie lokalem przy głównej arterii handlowej miasta, o powierzchni 30-40 metrów kwadratowych. Nie trzeba być jego właścicielem, można go wynajmować.

Tak też czynią Dorota i Wojciech Piotrowscy, dzierżawiąc parter kamienicy przy ul. Żeglarskiej 5. To przecznica toruńskiego deptaku, malowniczo schodząca ku nadwiślańskiemu bulwarowi. Sklep urządzony jest zgodnie z wytycznymi z Tyńca. Dębowe meble, stylizowane na regały klasztornego refektarza, zamówione zostały u wskazanego stolarza pod Krakowem. Drewniana podłoga, takież lampy, śnieżnobiałe ściany. Chłód gotyckiego wnętrza doskonale współgra z rzędami słoików i butelek, przykrytych szarym płótnem. Z okien - widok na bazylikę Świętych Janów. Lepszą lokalizację trudno sobie wymarzyć.

„Benedicte” to nie jest zwykły biznes. - W ten sposób ojcowie starają się zapewnić fundusze na remont i utrzymanie zabytkowego opactwa w Tyńcu, codzienne funkcjonowanie wspólnoty liczącej około 40 mnichów oraz działalność kulturalno-dydaktyczną, adresowaną do gości klasztoru - podkreśla szefowa benedyktyńskiego marketingu.

<!** Image 3 align=left alt="Image 83697" sub="Ojciec Zygmunt Galoch promienieje nie tylko na okładce książki Teresy Koko-cińskiej „Benedyktyńskie smaki i smaczki”. Dyrektor firmy „Benedicte” to wulkan energii na co dzień. Tak mówią o nim najbliżsi współpracownicy.">Polscy zakonnicy ze swoją szeroko zakrojoną ofensywą rynkową nie są jednak w europejskiej czołówce. Klasztory benedyktyńskie od wieków słyną ze świetnych wyrobów, z trunkami na czele. Wytwarzanymi głównie z myślą o leczniczych walorach (choćby słynny likier Benedyktynka), ale wysoko cenionymi również przez amatorów wina i piwa. Użytek z tradycji i marki od wielu lat robią mnisi we Francji. Działający tu Monastic to handlowe zrzeszenie ponad dwustu francuskich klasztorów. Sprzedaje nie tylko żywność i dewocjonalia, ale także zabawki, instrumenty muzyczne, kosmetyki produkowane według XVII-wiecznych receptur, a nawet... koronkową bieliznę i psy rasowe.

Od stuleci kuszą też swoimi wyrobami mnisi z Italii. Opactwo Casamari sprzedaje czekoladę, likiery i balsamy ziołowe. Specjalnością braci z Monteoliveto jest słynny likier z klasztornej gorzelni, a zakonników z Praglii koło Padwy - herbaty ziołowe i wyroby pszczelarskie. Na terenie klasztoru pustelni w Camaldoli działa z kolei jedna z najlepiej zaopatrzonych we Włoszech aptek, oferująca słynną „Łzę Jodłową”, czyli eliksir poprawiający trawienie.

W Tyńcu - jak wspomina ojciec Zygmunt Galoch w „Benedyktyńskich smakach i smaczkach” autorstwa Teresy Kokocińskiej - wszystko zaczęło się od sera. Wyrabiany w opactwie przysmak z mleka hodowanych tu krów, doprawiony ziołami, zawsze smakował i współbraciom, i gościom. Jego sukces zachęcił polskich benedyktynów do dalszych eksperymentów.

Słona cena tradycji

- Już niedługo oferować będziemy też prawdziwe piwo tynieckie - zapowiada Wojciech Piotrowski. - Na razie w ofercie mamy wyroby klasztorne z Belgii i Holandii, ale polscy benedyktyni znaleźli mały browar na Śląsku. Od pół roku prowadzą tam próby. Z tego, co wiem, udane. Ich efektem mają być trzy gatunki złocistego napoju.

Ile będzie takie piwko kosztować? Z pewnością niewiele mniej niż oferowany dziś flamandzki La Trappe Blond czy Dubbel. Za 0,33 litra tego przysmaku górnej fermentacji, zamkniętego tradycyjnym korkiem, klienci płacą 8,5 zł. I nie płaczą. - Niepowtarzalne w smaku. I można zaimponować gościom - mówi pan Stanisław, emeryt z Torunia.

Sporo płacić trzeba zresztą za wysoką jakość i oryginalną recepturę wszystkich benedyktyńskich wyrobów. Półkilogramowa paczka makaronu przeoryszy - 6,9 zł, malutki słoiczek konfitury (0,2 kg) kosztuje 10-15 zł, a kilogram kaszanki - 12 zł. Chętnych do zapłaty 7 zł za bochenek chleba pielgrzymiego z dnia na dzień jednak przybywa.

Warto wiedzieć

Ceny klasztornych przysmaków

  • Kiełbasa ostateczna (1 kg) - 38 zł, śledź z kapustą według ojca Zygmunta (0,5 kg) - 9,5 zł, konfitura niewiernych (0,2 kg) - 10,50 zł
  • Pasta prałata z bakłażanów z czosnkiem (0,2 kg) - 13 zł, grzyby w zalewie nowicjackiej (0,2 l) - 9,5-18 zł
  • Nektary klasztorne (1 l.) - 13-15 zł, smalec mniszy z boczkiem - 6 zł, chleb pielgrzymi - 7 zł, kilogram kaszanki - 12 zł, makaron przeoryszy (0,5 kg)- 6,9 zł

Kuchnia benedyktyńska - przez setki lat zdrowa i prosta

  • Święty Benedykt z Nursji (480-543 r.) nakazał, by mnisi żyli z pracy własnych rąk. Przez wieki benedyktyni zajmowali się ogrodnictwem, rolnictwem i uprawą winorośli. Przy klasztorach istniały piekarnie, gorzelnie, piwnice winne, browary, wytwórnie serów. Mnisi rozwinęli ziołolecznictwo, byli pionierami w uprawie nieznanych przypraw, zakładali pierwsze w Europie apteki. Kojarzeni najczęściej z benedyktyńską cierpliwością, dzięki której przetrwały skarby kultury (mnisi mieli obowiązek przepisywania rękopisów), nadal specjalizują się w sztuce wydawniczej. By finansować te niedochodowe przedsięwzięcia, od stuleci sprzedają wyroby, których receptur pilnie strzegą.
  • Kuchnia benedyktyńska, zdrowa i prosta, wiele zawdzięcza świętej Hildegardzie (1098-1179 r.), przeoryszy benedyktyńskich klasztorów żeńskich w Rupertsbergu i Bingen (Niemcy). Wizjonerka i mistyczka zapisała się też w historii jako farmaceutka i prekursorka homeopatii. Zalecała dietę zrównoważoną („discretio”- właściwa miara we wszystkim), koniecznie urozmaiconą przyprawami korzennymi i ziołami. Większość jej zaleceń w klasztornych kuchniach przetrwała do dziś.
  • Pierwsi benedyktyni w podkrakowskim Tyńcu pojawili się w 1044 r. Klasztor na białej skale ufundował najprawdopodobniej król Kazimierz Odnowiciel. Dzieje opactwa są burzliwe. Jednak ani hordy tatarskie, ani wojska rosyjskie, ani kasacja opactwa przez Austriaków w 1816 r. nie dały mu rady. Rozpoczęta kilkadziesiąt lat temu odbudowa klasztoru zmierza ku końcowi. Zakonnicy zaś, wzorem braci z Zachodniej Europy, postanowili pozyskiwać fundusze ze sprzedaży swoich produktów. W 2006 r. powołali do życia „Benedicte” - zakonne przedsiębiorstwo, w skład którego wchodzi dziś nie tylko sklep, restauracja i hotelik w Tyńcu, ale i 22 sklepy franczyzowe w całej Polsce, sprzedaż w Internecie, stoiska w delikatesach. Kolejne sklepy planowane są, między innymi, w Bydgoszczy, Inowrocławiu i Grudziądzu.
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Biznes

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski