https://expressbydgoski.pl
reklama
Pasek artykułowy - wybory

Sceny zza kulis kultury

Małgorzata Oberlan
- Jesteśmy nękani przez szefa - instruktorzy Wojewódzkiego Ośrodka Animacji Kultury w Toruniu pokazują wyroki sądu i opinię Stowarzyszenia Antymobbingowego. Dyrektor Jerzy Rochowiak odpowiada zdecydowanie: - To absurd! Czy ja wyglądam na mobbera?

- Jesteśmy nękani przez szefa - instruktorzy Wojewódzkiego Ośrodka Animacji Kultury w Toruniu pokazują wyroki sądu i opinię Stowarzyszenia Antymobbingowego. Dyrektor Jerzy Rochowiak odpowiada zdecydowanie: - To absurd! Czy ja wyglądam na mobbera?

<!** Image 2 align=right alt="Image 86161" sub="- Oskarżeniom o mobbing zaprzeczam całkowicie - mówi Jerzy Rochowiak, literat, szef Wojewódzkiego Ośrodka Animacji Kultury w Toruniu. / Zdjęcia: Jacek Smarz ">Wojewódzki Ośrodek Animacji Kultury w Toruniu: 33 pracowników, w tym 16 instruktorów. Niektórzy nie rozmawiają ze sobą... od 10 lat. Tak jak chociażby Erwin Regosz, instruktor muzyki, z Jerzym Rochowiakiem, który dyrektorem placówki jest od 2006 roku. Regosz wystąpił do sądu pracy po tym, jak szef wręczył mu wypowiedzenie. 28 marca 2007 roku sąd orzekł, że jest ono bezskuteczne.

Sąd szuka logiki

Uzasadnienie wyroku jest dla dyrektora - toruńskiego literata - druzgocące. Sąd uznał, że przyczyny, jakie szef placówki podał przy zwolnieniu instruktora, czyli nielojalność i brak kwalifikacji, są nieprawdziwe. „W ogóle nie miały miejsca i zostały powołane jedynie na użytek wypowiedzenia umowy” - czytamy. Jako rzeczywisty motyw działania dyrektora sąd wskazuje „osobisty konflikt i niechęć, jaką żywili do siebie powód i nowy dyrektor”.

Rad nierad dyrektor przywrócił instruktora do pracy. Nadeszła jednak jesień, a wraz z nią... zmiany organizacyjne w WOAK-u. W ich wyniku Erwin Regosz stracił pół etatu, a Alicja Usowicz, od ćwierć wieku specjalizująca się w pracy aktywizującej twórczo różne grupy wiekowe, przestała być kierowniczką działu terenowego. Bo i sam dział dyrektor likwidował.

<!** reklama>- Dyrektor potraktował nas niesprawiedliwie. Jego działania prowadziły i prowadzą do tego, by się nas pozbyć - tak widzą sprawę instruktorzy.

Do Sądu Pracy w Toruniu powędrowały więc dwa kolejne pozwy przeciwko WOAK-owi. I znów przyznano rację pracownikom. 29 lutego tego roku sąd orzekł, że Erwinowi Regoszowi należy przywrócić poprzednie warunki pracy i płacy. Nim do tego doszło, sąd musiał zmierzyć się z „filozoficznymi refleksjami” na temat pracy ośrodka i „wewnętrznie sprzecznymi” zeznaniami Jerzego Rochowiaka na temat efektywności pracy. W pewnym momencie sąd musiał przyznać, że „występowały istotne problemy z rozwikłaniem logiki tego procesu myślowego”. Dalej, że „niejednoznaczność wypowiedzi stron procesu i wskazanych świadków była na tyle duża, iż trudno było poczynić stanowcze ustalenia”. Namęczywszy się solidnie sąd w końcu orzekł, że zmiany organizacyjne wprowadzone przez Jerzego Rochowiaka nie uzasadniały zabrania instruktorowi połowy etatu.

Podobny wyrok zapadł 2 kwietnia tego roku w sprawie Alicji Usowicz - sąd nakazał przywrócić jej poprzednie warunki pracy i płacy. Dyrektor nie odwoływał się tylko od pierwszego wyroku.

- Ze wszystkimi trzema orzeczeniami się nie zgadzam - twierdzi. - Ale za pierwszym razem liczyłem jeszcze na porozumienie.

Jerzy Rochowiak był optymistą, bo przecież z Erwinem Regoszem nie rozmawiają od 1998 roku. Chyba że w sprawach czysto służbowych. Apelacji sąd jeszcze nie rozpatrzył.

Już w 2007 roku grupa instruktorów zdecydowała się szukać pomocy w Stowarzyszeniu Antymobbingowym Barbary Grabowskiej, które jeden z oddziałów ma w Bydgoszczy. Po rozmowach i kilkugodzinnych badaniach metodą ankietową, stwierdzono tu, że Romuald Pokojski (twórca Teatru Wiczy, sam odszedł z WOAK), Marek Grabski (akompaniamator Zespołu Pieśni i Tańca „Toruniacy”), Edyta Płaskonka (instruktorka tańca w „Toruniakach”), Krzysztof Pilarski (instruktor kapeli „Toruniaków”), Marta Zawadzka (instruktorka tańca współczesnego), Erwin Regosz i Alicja Usowicz padli ofiarą mobbingu.

- W naszym stowarzyszeniu pracują specjaliści. Psycholog jest nauczycielem akademickim. Jego ustaleń nie podważają biegli sądowi, na przykład podczas rozprawy mobbingowej toczącej się w Chełmnie - podkreśla Ryszard Musielewicz, prezes stowarzyszenia, gdy pytam o wartość wystawianych przez nie opinii.

Prezes zerka do akt instruktorów. Lista ujawnionych przejawów mobbingu, stosowanych przez Jerzego Rochowiaka, jest długa. „Nieuzasadnione kary, pozbawianie nagród i premii bez podania uzasadnienia; wywieranie presji, by pracownik nie dochodził należnych mu praw; pozbawianie możliwości wypowiedzi, bezpodstawne krytykowanie i kwestionowanie kompetencji zawodowych; działania doprowadzające do izolacji społecznej w miejscu pracy; agresywne zachowania wobec badanych, poniżanie i ośmieszanie w obecności innych osób; upokarzanie przez niedwuznaczne insynuacje; sugerowanie konfliktowego charakteru i/lub choroby psychicznej; groźby ustne wobec badanych, naruszanie prywatności w miejscu pracy”.

Ryszard Musielewicz nie ma wątpliwości, że sytuacja w WOAK jest wyjątkowo chora. Po badaniach, w lipcu, stowarzyszenie wysłało list do Urzędu Marszałkowskiego, organu prowadzącego placówkę.

„Główna przyczyna patologicznej sytuacji tkwi w tym, że do kierowania instytucją został powołany człowiek nieumiejący kierować grupą ludzi, niekompetentny - czytamy w liście. - Człowiek, który poza wyolbrzymionymi ambicjami, nie posiada żadnych atutów i kwalifikacji do pełnienia funkcji kierowniczych. Szef o takich cechach, otoczony w dodatku pracownikami doświadczonymi i kompetentnymi, musi w inny sposób okazać wyższość i zdobywać uznanie - strachem. (...) Z opisu całokształtu sprawy wynika, że Pan Rochowiak należy do tej kategorii szefów”.

Wszystkich traktuję równo

To jakiś absurd! - twierdzi Jerzy Rochowiak. Niewysoki, ruchliwy mężczyzna z szerokim uśmiechem. Śnieżnobiała koszula, dżinsy. Literat, autor sztuk dla dzieci, kiedyś kierownik literacki „Baja Pomorskiego” w Toruniu. Do WOAK-u, o ironio, trafił przy dużym wsparciu Erwina Regosza. Rozmawiamy przy włączonym dyktafonie, więc nieco waży słowa. Ale swoich racji jest pewien.

- Opinia stowarzyszenia jest jednostronna, oparta jedynie na sygnałach od osób, które się do niego zwróciły. Żeby była wiarygodna, trzeba by przeprowadzić szersze rozpoznanie, czyli zrobić badania w całej instytucji - mówi. - Oskarżeniom o mobbing zaprzeczam zdecydowanie i całkowicie. Wszystkich traktuję równo i sprawiedliwie. Co łączy tę grupę instruktorów? Opór przeciwko porządkom, które zacząłem wprowadzać po moim poprzedniku.

Ludzie nawykli do swobody?

A był nim Piotr Krajniak, który przez 10 lat kierował ośrodkiem. Zarząd Województwa zdymisjonował go w styczniu 2006 roku. Kontrola ujawniła nieprawidłowości finansowe. Poszło, m.in., o wykorzystywanie służbowego samochodu do celów prywatnych oraz finansowanie komercyjnych koncertów z publicznych pieniędzy. Tajemnicą poliszynela jest, że „Krajniaka wykończyli jego ludzie”. Marszałka bowiem (wówczas był nim Waldemar Achramowicz) musiały alarmować osoby doskonale znające WOAK-owskie realia.

Rochowiak objął schedę po Krajniaku po kilkumiesięcznym bezkrólewiu, czyli okresie panowania pełniącego obowiązki dyrektora. Wygrał konkurs, pokonał kilku kandydatów, ale nie było to zwycięstwo miażdżące: dostał cztery na osiem głosów komisji.

Oskarżających go o szykanowanie instruktorów charakteryzuje jako ludzi nawykłych do swobody, którą dawał im Piotr Krajniak.

- Być może tej grupie nie podoba się stawianie wymagań, wynikających z umowy o pracę i zakresu obowiązków. Mogło nie podobać się i to, że oczekiwałem ustalania planu pracy i działań z przełożonymi. To, że nie pracownik sam określa sobie zadania, ale wyznacza je pracodawca - objaśnia swój punkt widzenia dyrektor. - Sam zaczynam się czuć jak ofiara grupowego mobbingu. Tylko, że takiej kategorii nie przewiduje prawo.

W zeszłym roku na spotkanie do WOAK-u przybył Jerzy Janczarski, dyrektor Departamentu Kultury Urzędu Marszałkowskiego. „Nie będę uzdrowicielem relacji w waszym ośrodku” - powiedział i przypomniał pracownikom, że istnieje sąd pracy (zapis w protokole). - Zostawił nas z tym problemem samych - podsumowują instruktorzy.

<!** Image 3 align=right alt="Image 86161" >Komentarz: Ryszard Musielewicz

Na co jeszcze czeka Urząd Marszałkowski?

Ryszard Musielewicz, prezes Oddziału Kujawsko-Pomorskiego Stowarzyszenia Antymobbingowego Barbary Grabowskiej w Gdańsku.

- W ciągu pięciu lat działalności stowarzyszenia w Bydgoszczy wpłynęło do nas pół tysiąca spraw. O pomoc proszą głównie pracownicy z regionu, choć przyjeżdżają także osoby spoza. W przypadku instruktorów Wojewódzkiego Ośrodka Animacji Kultury nie mam wątpliwości: badani poddani zostali mobbingowi ze strony dyrektora. Sytuacja w tej placówce jest zła i zastanawiam się, na co jeszcze czeka Urząd Marszałkowski. Czy trzy wyroki sądu pracy, skargi pracowników i opinia stowarzyszenia to za mało, by poważnie zabrać się za ten problem? Wiem dobrze, że urzędnicy boją się samego terminu „mobbing”. Często niewiele o tym zjawisku wiedzą. Argumentują np., że sprawa dotyczy nielicznej grupy. Tymczasem mobberem można być w stosunku do jednej osoby i jest to naganne. „Zamiatanie pod dywan” w tym przypadku to najgorsza strategia.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski